Filmy Science Fiction 2015 roku | 36 tytułów SF

» FILMY SCIENCE FICTION 2015 ROKU

Strona 2/3

Opisy, trailery i recenzje
Sortowanie po rekomendacji:

 

AVENGERS: AGE OF ULTRON

reżyseria I scenariusz: Joss Whedon
premiera: 7 maja 2015 (Polska), 22 kwietnia 2015 (świat)
dostępność: DVD, Blu-Ray

OCENA: 5/10

Tony Stark postanawia reanimować program utrzymania światowego pokoju. Sytuacja się komplikuje, a na scenie pojawia się Ultron, który nie bawiąc się w półśrodki chce zniszczyć ludzkość w myśl zasady „a co, ja nie dam rady”?! ;)


 

MONSTERS: Dark Continent

reżyseria: Tom Green
scenariusz: Jay Basu
premiera: 17 kwietnia 2015 (USA)
dostępność: Internet (polskie napisy)

OCENA: 5/10

Fabuła:
’Luźna’ kontynuacja historii znanej z filmu „Monsters” (polski tytuł to „Strefa X”). Minęło siedem lat odkąd nieziemskie stworzenia wydostały się ze „strefy skażenia”. Obecnie rozprzestrzeniły się już na całym świecie. Ludzie zostali zrzuceni ze szczytu łańcucha pokarmowego i walczą o przetrwanie. Amerykańscy żołnierze są wysyłani w głąb skażonego terytorium, aby tam zadawać dotkliwe straty wrogowi oraz walczyć z opozycją. Pewnego dnia oddział żołnierzy zostaje wysłany na misję ratowania towarzyszy broni, którzy utknęli w strefie skażonej. Żołnierzy czeka niebezpieczna podróż po świecie, który nie należy już do ludzi. Co gorsza to nie Potwory będą największym zagrożeniem…

Recenzja:
Debiutujący w produkcji kinowej, Tom Green (najbardziej znany dotychczas z reżyserii mini serialu „Blackout”), stworzył dzieło stylem, klimatem i sposobem narracji nawiązującym do filmu „Monsters”. Nieśpieszne, momentami wręcz ślamazarne tempo, pozwala poznać niespokojny świat, nad którym człowiek traci kontrolę. Widz ma czas na spokojną kontemplację pięknych obrazów i wczucia się w klimat pustynnej wojny.
Twórcy filmu postanowili skupić się głównie na przeżyciach kilku bohaterów i pokazaniu targających nimi emocji. W efekcie zamiast standardowego filmu science-fiction o starciu ludzi z kosmicznymi potworami, otrzymaliśmy nietypowy dramat wojenny. Nietypowy, gdyż ludziom wchłaniających szaleństwo wojny, ciągle przyglądają się z oddali obce stwory, jakby czekające aż sami się wytępimy. Bez wątpienia to metaforyczne potraktowanie potworów stanowi ciekawy i oryginalny zabieg twórców produkcji, szczególnie, gdy nadmienimy jeszcze lokację filmowych walk, jednoznacznie nawiązujących do obecnej sytuacji w okolicach Iraku.

Jednakże… Coś w ogólnym odbiorze tej produkcji się gryzie. Twórcy jakby nie do końca byli pewni jaki film chcą stworzyć – czy ambitne kino SF, czy głęboki dramat z wojną w tle (których notabene widzieliśmy już wiele i o wiele lepszych niż „Dark Continent”)? W efekcie parę wątków i zwrotów akcji się nie zazębia, jedne wprowadzone są jakby na siłę, inne zbyt wątło rozbudowane.
Film także jest nierówny, dynamiczne sceny przeplatane są rasowymi dłużyznami, które bronią się i potrafią wprowadzić cokolwiek do opowieści dopiero pod koniec trwania filmu.
Mimo ogromnych starań aktorów i prób wyciągnięcia więcej niż maksimum ze swoich ról, nie udaje się rozbić bariery między widzem, a bohaterami. Ich losem widz albo przejmie się tylko trochę, albo niestety w ogóle. Wina leży po stronie scenariusza i tempa narracji. „Dark Continent” jest niestety filmem nużącym i wielu z Was może mieć poważny problem, aby dotrwać do końcowych napisów bez przewijania.

Film Toma Greena ratują ważne elementy filmowego rzemiosła, jak stonowane, subtelne efekty specjalne, dobra praca kamery, wiele świetnych ujęć i scen, dźwięk, porządna muzyka oraz dobra gra aktorska. Tutaj film pozytywnie zaskakuje, szczególnie jak na produkcję raczej niszową.

„Dark Continent” nie jest skierowany dla osób szukających typowego kina Sci-Fi z dużą dawką akcji i konfrontacji z obcymi. To raczej dramat wojenny z otoczką obcych stworzeń, opowiadający o człowieku, jego trudnych wyborach i skali wytrzymałości na wojenny stres. Nie wyszło to może najlepiej, niemniej film ma głębię i potrafi zmusić do chwili refleksji. W porównaniu do „Strefy X” w mojej opinii wypadł on jednak bladziej. Poprzedni film o Potworach, mimo powolnej narracji, potrafił mnie przygwoździć do fotela, a klimat mocniej zarazić. W „Dark Continent” dramaturgia i stopniowania napięcia niestety są zaledwie mdłym tłem doznań ze „Strefy X”. Szkoda.


 

OUTPOST 37

reżyseria: Jabbar Raisani
scenariusz: Blake Clifton, Jabbar Raisani
premiera: 30 stycznia 2015 (świat)
dostępność: DVD

OCENA: 5/10

Zespół dokumentalistów podąża z kamerą za plecami żołnierzy elitarnej jednostki. Wraz z nimi poznajemy realne oblicze wojny dwóch światów i możliwości bojowe obcych najeźdźców.



 

PROJEKT ALMANACH: Witajcie we wczoraj

reżyseria: Dean Israelite
scenariusz: Jason Pagan, Andrew Stark
premiera: 29 stycznia 2015 (świat)
dostępność: DVD – w sprzedaży od 8 lipca 2015

OCENA: 5/10

Fabuła:
Grupa nastolatków odkrywa tajne plany budowy wehikułu czasu. Z projektów zamierzają skorzystać. Początkowa zwykła zabawa z biegiem czasu zaczyna się komplikować, a młodzi odkrywcy doświadczają niemiłych konsekwencji swoich poczynań.

Recenzja:
Kolejny film ukazujący konsekwencje podróży w czasie, ale tym razem stworzony w młodzieżowej konwencji i skierowany głównie do nastoletniego widza. Spotkałem się z dość trafnym stwierdzeniem, że to „Efekt motyla” dla młodej widowni. Bez wątpienia „Projekt Almanach” ma lżejszy ciężar gatunkowy aniżeli wspomniany film Grubera i Bressa. Jednakże, mimo mocno rozrywkowego charakteru, udało mu się przemycić głębszą treść i poważniejsze zagadnienia związane z tematyką „drugiej szansy”.

Najtrudniej w tym filmie jest przetrwać rozwleczone wątki w środkowej części opowieści, gdzie ukazano kolejne marnotrawstwa potencjału cofania się w czasie na trywialne, młodzieżowe błahostki. Bardziej doświadczony widz niż nastoletni, będzie się musiał nieco samobiczować, aby dotrwać do końcówki. Ta jednak warta będzie dokonanego poświęcenia, gdyż stanowi dość intrygujący epilog.
Jeżeli jednak oglądaliście wspomniany już „Efekt motyla”, „Loopera”, „Predestynacje”, czy chociażby „Terminatora” lub „Dzień Świstaka” w zakończeniu „Witajcie we wczoraj” nie znajdziecie nic odkrywczego. Israelite’a swoim filmem nie wniósł bowiem niczego nowego do tematyki podróży w czasie, ale dobrze odrobił lekcje i zaserwował nam kolejny film, który przyzwoicie i w łatwo przyswajalnej formie przedstawia tą interesującą problematykę.

W filmie wykorzystano stylistykę „found footage”, która tutaj nie została wdrożona na siłę, lecz miała mocne fabularne podstawy. Nerwowe ujęcia i wstrząsy kamery potęgują młodzieżowy charakter filmu i podkreślają często chaotyczne działania bardzo młodych jego bohaterów, którym nader często zdarza się najpierw działać, a potem myśleć.
Odnoszę wrażenie, że „found footage”(podobnie jak efekciarskie zaburzenia pola elektromagnetycznego, czy migawki retrospektywne) został wykorzystany także w celu odwrócenia uwagi widza od nader licznych mankamentów fabularnych. Dzieje się dużo i w tym szaleńczym tempie nie ma czasu, aby zastanawiać się nad każdym, mało logicznym wątkiem. A takich jest niestety sporo.

Gdy przymkniemy jednak oko na podobne błędy oraz weźmiemy poprawkę na młodzieżowy charakter tej produkcji, otrzymamy sprawnie nakręcony, lekki w odbiorze, wciągający i przyzwoity jakościowo film, tyczący się podróży w czasie oraz zmuszający do przynajmniej chwilowego zastanowienia się nad jej konsekwencjami.


 

Z JAK ZACHARIASZ

reżyseria: Craig Zobel
scenariusz: Pall Grimsson, Nissar Modi, Robert C. O’Brien (powieść)
premiera: 24 stycznia 2015 (USA – Sundance Film Festival), do kin w USA wejdzie 21 sierpnia 2015
dostępność: DVD (w sprzedaży od 19 listopada 2015)

OCENA: 5/10

Fabuła:
Ekranizacja powieści Roberta C. O’ Braiana o tym samym tytule. Świat przeszedł nuklearny holokaust, przeżywają tylko nieliczni, a wśród nich bohaterka (Ann Burden). Ann jest samotna, pracuje by przetrwać i zapewnić przeżycie swoim zwierzętom. Gdy Ann gotowa jest pogodzić się z życiem w samotności do końca swych dni – poznaje dwóch mężczyzn.

Recenzja:
Kameralne kino spod znaku postapokalipsy, w którym położono głównie nacisk na skomplikowane – przynajmniej z założenia – relacje między bohaterami. Zapowiadało się nietuzinkowe i klimatyczne kino z przewodnim motywem samotności, a zatem z mocnym akcentem psychologicznym. Efekt końcowy jednak rozczarowuje.

Owszem, film dzięki umiejętnemu wykorzystaniu muzyki i świetnych ujęć zapierającego dech krajobrazu, potrafi wprawić widza w specyficzny nastrój – spokoju, oderwania od zgiełku, wyciszenia, czy nawet poczucia harmonii z naturą. Niemniej jednak każdy widz ma prawo oczekiwać więcej, w tym zwłaszcza mocnych, trudno przewidywalnych zwrotów akcji, rosnącego napięcia między bohaterami i  gęstnienia atmosfery. Tych elementów niestety nie znajdziemy. Wielkie rozczarowanie w tym względzie poczują zwłaszcza czytelnicy powieści, na jakiej podstawie ów film powstał. Nowela O’Briena, pisana w formie dziennika głównej bohaterki, aż kipi od emocji, wątpliwości i pytań. Notatki, napisane prostym, lecz dobitnym językiem, pełne są głębi, a także bez ogródek ukazują narastającą grozę postapokaliptycznego świata.

Scenarzysta ekranizacji postanowił podążyć jednak zupełnie innymi ścieżkami niż powieść. Diametralnie zmienił główny wątek fabularny i nie potrafił się z tego wybronić. Przedstawiona historia niestety jest nadmiernie wygładzona emocjonalnie i obdarta z elementów grozy, czy zaskoczenia. Otwarte zakończenie filmu jeszcze pogłębia te odczucia. Zabrakło mocniejszych akcentów, wyrazistego zakończenia, o które aż się prosiło, zwłaszcza przy dość ślamazarnym tempie prowadzenia narracji.

Niemniej jednak „Z jak Zachariasz” nie jest filmem złym. Miło będzie podyskutować po seansie na temat tego, co się rzeczywiście stało przy wodospadzie.
To spokojny, niemal kojący obraz, pełen od świetnych ujęć, dopełnianych więcej niż dobrą muzyką autorstwa Heathera McIntosha. Należy pochwalić także dobrą grę aktorską. Pomimo, iż czegoś w tym filmie zabrakło i nie wniósł świeżego powiewu zarówno do kina postapo, jak i do dzieł psychologicznych, seans nie był dla mnie stratą czasu i mam nadzieję, że nie będzie również dla Was.

Poniżej przedstawiam 2 zwiastuny filmu. Wszystkim szczególnie polecam pierwszy z nich, rewelacyjny, minimalistyczny, animowany trailer:

 


 

CHAPPIE

reżyseria: Neill Blomkamp
scenariusz: Neill Blomkamp, Terri Tatchell
premiera: 13 marca 2015 (Polska), 4 marca 2015 (świat)
dostępność: DVD, Blu-Ray

OCENA: 4/10

Fabuła:
Grupa gangsterów decyduje się porwać twórcę oprogramowania robotów policyjnych. Tak się złożyło, że naukowiec przewoził w momencie napadu robota, któremu planował zaaplikować sztuczną inteligencję. Gangsterzy starają się wykorzystać robota do własnych celów. Nadają mu imię Chappie. Oswojony robot zyskuje sympatię młodych ludzi i staje się członkiem ich specyficznej rodziny. Sprawy się jednak szybko komplikują…

Recenzja:
Neill Blomkamp nadal kręci filmy science-fiction traktujące o nierównościach społecznych i dalej temat ten tyczy się Afryki oraz Johannesburga. O ile w „Dystrykcie 9” reżyser potrafił tą niecodzienną tematykę umiejętnie wykorzystać, by przyniosła jakże mile oczekiwany powiew świeżości w kinie SF, to niestety w „Elysium” czar już prysnął.  W filmie „Chappie” rozdział społeczny również jest wyraźnie zaznaczony, żeby nie powiedzieć „przerysowany”, co przez sporą część widzów, może być już odebrane jako nachalne i męczące powielanie tych samych motywów fabularnych. Na szczęście Blomkamp w swoim najnowszym filmie przekierował główną uwagę widza na problemy związane z powstaniem sztucznej inteligencji, a nawet na kwestie transferu świadomości, a wspomniane rozwarstwienia społeczne potraktował jedynie jako tło historii. Mimo tego zabiegu z „Chappiem” nadal jest problem…

Ów problem polega na tym, że nie wiadomo właściwie do jakiej grupy wiekowej skierowany jest ten film.
Poznajemy bowiem uroczego robocika, obdarzonego własną świadomością, lecz z umysłem dziecka, które dopiero poznaje świat i uczy się prawdziwego życia. To „prawdziwe” życie, które toczy się obok mikro świata robota przesiąknięte jest jednak ekstremalną brutalnością. Z jednej strony zatem widz otrzymuje przeurocze, sielankowe, infantylne i dość banalne sceny, wyjęte niczym z kreskówki dla najmłodszych lub popularnego kina familijnego. Z drugiej zaś strony reżyser raczy nas wojennym arsenałem, bezwzględnością zezwierzęconych gangów, ludzkimi wnętrznościami latającymi w powietrzu i absurdalnie wulgarnym słownictwem.
Niestety reżyser nie potrafił umiejętnie wyważyć wspomnianych elementów. Zbyt kontrastowe sceny gryzą się ze sobą, nie wspomagają wzajemnie i – co gorsza – nie szokują widza, a najwyraźniej taki był zamiar reżysera.

Odnoszę wrażenie, że Blomkamp nie potrafił się zdecydować, w którym kierunku popchnąć film. Wyraźnie miał zapędy na poważne kino SF, ale jednocześnie chciał stworzyć miły film dla najmłodszych. Zadanie to przerosłoby niejednego reżysera o znacznie większym stażu niż młody Neill. W efekcie otrzymujemy film, na który rodzic nie powinien zabrać 10-letniego syna, a dorosły widz będzie czuł rozczarowanie zarówno trywialnością fabuły, jak i karygodnymi uproszczeniami w niej zastosowanymi.
W filmie dzieje się naprawdę sporo, akcja galopuje jak szalona i przyspiesza im bliżej końca filmu (plus za sprawą realizację). Niestety wydaje mi się, że nadmiar ilości wątków fabularnych miał za zadanie tylko odwrócić uwagę widza od całej masy nielogiczności. Gdybyśmy mieli czas na głębsze zastanowienie się i spisanie spostrzeżeń w trakcie trwania filmu, to lista mało wiarygodnych i co najmniej zastanawiających zwrotów fabularnych przybrałaby rozmiar całkiem sporych rozmiarów elaboratu.

Blomkamp stworzył film w formie teledysku, który ma szansę być dobrze odebrany zwłaszcza przez nastoletniego widza. To efektowna produkcja, naszpikowana dopieszczonym do granic możliwości CGI i dosyć dobrą muzyką (chociaż zależy od gustu widza). Gra aktorska jest na średnim poziomie, a w niektórych przypadkach niestety nawet ciężkostrawna (Yo-Landi). Było sporo akcji, wybuchów, średniego humoru, ładnych animacji, scen niczym z Robocopa i wątków dotyczących SI. Niemniej z powodów wspomnianych wcześniej – „Chappie” zostanie przeze mnie bardzo szybko zapomniany.


 

TERMINATOR: GENISYS

reżyseria: Alan Taylor
scenariusz: Laeta Kalogridis, Patrick Lussier
premiera: 1 lipca 2015 (Polska), 25 czerwca 2015 (świat)
dostępność: DVD, Blu-Ray

OCENA: 4/10

Fabuła:
Skynet zostaje pokonany przez oddziały Connora. Ostatnim ruchem sztucznej inteligencji jest wysłanie terminatora do przeszłości. Kyle Reese rusza jego śladem i cofa się do 1984 roku. To, co napotka na miejscu, przekroczy jego oczekiwania.
Niedługo potem wraz z matką Connora próbują wykorzystać możliwości podróży w czasie i przenoszą się do 2017 roku, by ostatecznie zapobiec nadejściu „Dnia Sądu”.

Opinia:
Przy dość kuriozalnym „Terminatorze 3” i średnio udanym „Terminatorze: Ocalenie”, „Genisys” aspiruje do filmu jeszcze niższych lotów, zwłaszcza, gdy potraktujemy go jako kolejną część sagi o „elektronicznym mordercy”. Film bezceremonialnie obdziera bowiem sagę z jej największych atutów oraz stanowi jej jawny pastisz. Z ekranu atakują nas odtworzenia, znane cytaty, przekalkowane sceny, czy też rekonfiguracje znanej tematyki i symboli.
Nie wiem, czy za wprowadzenie nowych, rewolucyjnych rozwiązań fabularnych pogratulować scenarzystom odwagi, czy też ich ganić za nierzetelność przy ich tworzeniu oraz pozostawienie nielogicznych dziur wielkości tej bełchatowskiej.

Ganić na pewno trzeba osoby dobierające obsadę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałem równie fatalnie dobranych aktorów do odtwarzanych przez nich ról. Jałowe, „oblane plastikiem” postacie nie potrafią wzbudzić emocji u widza, a ich los pozostaje nam wielce obojętny. Nowe wcielenie pani Connor, w wykonaniu dziecinnej Emilii Clarke, jest jedynie kolejnym elementem pastiszu. Na mały plusik zasłużył jedynie Jason Clarke, wcielający się w rolę Johna Connora. Clarke zrobił najwięcej ze wszystkich aktorów, aby w jakikolwiek sposób się wyróżnić i zostać zapamiętany na dłużej niż tylko minutę po seansie. Niemniej niebywale pomogła mu w tym pokiereszowana twarz, co również dobrze oddaje poziom jego gry aktorskiej.

Twórca muzyki (Lorne Balfe) dostosował się do aktorskiej „nijakości” i stworzył (czytaj: odfajkował) wyjątkowo pospolite kompozycje, nie potrafiące w żaden sposób spotęgować doznań widza.

Terminator miał zostać zresetowany, ale czy potrzebny był mu aż „twardy reset”? Można było jeszcze zrozumieć potrzebę rewolucyjnych zmian fabularnych, ale scenarzyści powinni mocniej przyłożyć się do pracy i trochę zastanowić się nad jakąkolwiek wiarygodnością kolejnych zwrotów akcji.

Seans „Terminatora: Genisys” może być bolesnym doświadczeniem dla fanów dwóch pierwszych części w reżyserii Camerona, szczególnie, gdy nie nabierze się dużego dystansu do fundamentów sagi. Film Taylora nie aspiruje do dzieła robionego na poważnie, ba… nawet tego nie stara się udawać. Taylor najwyraźniej wyszedł z założenia, że skoro nie jest w stanie skutecznie „przelać na kliszę filmową” argumentów z pierwowzorów, najlepiej je obrócić w żart. Niestety można mieć wątpliwości, co do wyczucia i jakości dowcipu, na pewno nie spotkamy tutaj wyszukanej formy bon moty.

Mimo krytycznych słów należy przyznać, że Taylor stworzył dość przyzwoite dla oka widowisko, z niezłym tempem i wartką akcją. Film nie zanudzi widza, może nawet go zaskoczyć (jeżeli ten przezornie uniknie oglądania jakichkolwiek trailerów, czy clipów), a dodatkowo wielokrotnie może rozbawić. Wspomniane w tym akapicie elementy zawsze stanowić będą składniki przyzwoitego, lekkiego, letniego blockbustera.

Osobiście wielce żałuję, że kultowa saga science-fiction o elektronicznym mordercy zamienia się „tylko” w dość płytką i miałką rozrywkę.
Najmocniej na nowym Terminatorze, nieoczekiwanie zyskała część poprzednia. „Terminator: Salvation” nie był filmem wolnym od wad, ale pokazał, że można jeszcze stworzyć produkcję na poważnie w tym uniwersum.


 

HARBINGER DOWN

reżyseria i scenariusz: Alec Gillis
premiera: 7 sierpnia 2015 (USA & VOD)
dostępność: Internet (polskie napisy)

OCENA: 4/10

Fabuła:
Grupa kończących studia studentów rezerwuje kuter rybacki „Harbinger” i wypływa na wody Morza Beringa, aby badać skutki globalnego ocieplenia.
W trakcie podróży odnajdują szczątki starego sowieckiego lądownika księżycowego. Okazuje się, że Rosjanie prowadzili na jego pokładzie eksperymenty ze specjalnym gatunkiem stworzeń, które łatwo dostosowują się do zmiany warunków otoczenia. Za ich pomocą Rosjanie pragnęli stworzyć organizm, który wytrzyma bezpośrednie działanie promieniowania kosmicznego.
Organizm przetrwał we wraku, zmutował i stał się niezwykle niebezpieczny dla człowieka…

Opinia:
Niszowa produkcja, na którą spore fundusze udało się uzyskać za pomocą Kickstartera. Można zatem powiedzieć, że film został sfinansowana przez fanów i kierowany jest właśnie do nich – miłośników specyficznych, mrocznych i klaustrofobicznych horrorów science-fiction z lat 70-80. „Harbinger Down” to ukłon w stronę widzów mających ogromny sentyment do takich przedstawicieli kina grozy, jak „Coś”, czy „Obcy” , a także do klimatów VHS.
Produkcja powstała w oparciu o tradycyjne efekty specjalne bez wykorzystania CGI – zatem jest to w pełni przemyślany, celowy ukłon specjalistów w stronę minionej już epoki filmowej, gdzie takie elementy jak szczegółowe miniatury, czy zmechanizowane modele i kukły, były na porządku dziennym.

Idea zaprawdę szczytna, ale efekt końcowy niestety rozczarowuje. Od strony aktorskiej (pomijać znakomitego jak zwykle Lance’a Henriksena) i fabularnej nie jest to produkcja nawet średnich lotów. Czarno-białe postacie napisane są w boleśnie stereotypowy sposób i niestety topornie zagrane. Schematyczna, przewidywalna fabuła zagłębia widza w poduszki fotela, bynajmniej nie z powodu wciągającej akcji, czy poczucia jakiejkolwiek grozy.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, jak niewielkim budżetem dysponował reżyser Gillis i jego ekipa oraz jaki cel przyświecał twórcom. Należą im się szczere słowa uznania za nawiązania do kultowych inspiracji i za decyzję o porzuceniu efektów komputerowych.

Jednakże sama idea to trochę za mało, aby zyskać przychylność neutralnego widza. Zbyt wiele zabrakło w każdym elemencie filmowego rzemiosła, abym z czystym sumieniem mógł polecić tą produkcję.
Do filmu należy podejść z dużym dystansem i  traktować jako specyficzny film fanowski, stanowiący sentymentalną podróż do czasów światłości VHS, w których laury zgarniały produkcje przynajmniej klimatem i efektami zbliżone do „Harbinger Down”. Film Gillisa zyskuje duży plus tylko w jednym elemencie – muzyki. Soundtrack jest bowiem wyborny i z dużym wyczuciem nawiązuje do klasyków gatunku, nie stanowiąc jednocześnie zwykłej kalki.


 

JUPITER: INTRONIZACJA

reżyseria i scenariusz: Andy Wachowski, Lana Wachowski
premiera: 6 lutego 2015 (Polska), 4 lutego 2015 (świat)
dostępność: DVD, Blu-Ray

OCENA: 4/10

Fabuła: Przeznaczeniem Jupiter Jones (Mila Kunis ) jest tworzenie wielkich rzeczy. Sama o tym jednak nie wie i miota się po Ziemi, szukając własnego miejsca. Sytuacja zmienia się, gdy odnajduje ją genetycznie zaprogramowany zwiadowca wojskowy – Caine (Channing Tatum). Jupiter zaczyna dostrzegać swoje przeznaczenie. Jej kod genetyczny czyni ją bowiem spadkobierczynią niezwykłego dziedzictwa, która może zmienić układ sił wśród rządzących wszechświatem.

Recenzja: Bracia Wachowscy, znaczy teraz już rodzeństwo, zapowiadali kolejną ofensywę po intrygującym „Atlasie Chmur”. „Jupiter Ascending” miał stanowić oryginalne (z założenia) i imponujące wizualnie połączenie science-fiction z fantasy oraz z kinem czystej akcji. Jak się okazało, przypięcie filmowi łatki fantastyki naukowej było mocnym nadużyciem ze strony twórców. „Jupiter” to tylko bajka, osadzona w baśniowym, kosmicznym świecie i jak przystało na bajkę – pełna jest rażących przerysowań i uproszczeń, schematycznych zwrotów akcji oraz czarno-białych postaci. Zapraszam do pełnej recenzji filmu.


 

PIXELS (Piksele)

reżyseria: Chris Columbus
scenariusz: Timothy Dowling, Tim Herlihy, Adam Sandler
premiera: 24 lipca 2015 (Polska), 22 lipca 2015 (świat)
dostępność: DVD, Blu-Ray (w sprzedaży od 2.12.2015)

OCENA: 3/10

Fabuła: Kosmici materializują postacie ze starych gier komputerowych, aby uskutecznić inwazję na Ziemię. Ludzie otrzymują szansę na obronę w postaci trzech specjalnych turniejów, których wynik zaważy o losie planety. Włodarze Nowego Jorku angażują w akcie desperacji ekspertów od tytułów gier znanych nam z lat 80-tych…

Opinia: Powyższa fabuła brzmi absurdalnie, prawda? Cóż, tak miało być. Absurdalność fabularna dawała jednak szansę na świetną zabawę podczas seansu tej komedii. Niestety dobra zabawa trwa bardzo krótko i kończy się po pierwszych kilkunastu minutach poznawania świata i bohaterów przedstawionych w filmie.
„Pixele” nie szczycą się wyszukanym humorem, żarty – czy to słowne czy sytuacyjne – bardziej potrafią zmęczyć widza, niż wywołać uśmiech na jego twarzy. Film ogólnie razi potworną schematycznością i nadmierną prostotą w kolejnych wątkach fabularnych.
Jedynym powodem decydującym o aż 3 oczkach w ocenie tego filmu jest podkład dźwiękowy w stylu retro i dobra prezentacja wizualna, zwłaszcza na początku filmu (później pstrokate tytułowe piksele już zaczynają męczyć oczy widza równie skutecznie jak niski poziom żartów i inteligencji bohaterów).

Czego żałuję najbardziej po seansie „Pixels”? Braku elementu edukacyjnego, czyli przedstawienia przyczyn fenomenu i oddania specyfiki gier na automatach w latach 80-tych, jak i w wiarygodny sposób zaprezentowania ówczesnych nerdów. Twórcy filmu przedstawili tylko symbole dawnych gier, kultowe pikselowe postacie, które zostały wyjałowione przez nawiedzających je kosmitów, a zapalonych graczy przesunęli na margines społeczny (za wyjątkiem prezydenta, który jednak nie umiał czytać – bez komentarza). Szkoda.

Osobom zainteresowanym przedstawionym w filmie tematem retro gier, polecam film krótkometrażowy „Pixels” autorstwa Patricka Jeana. Poszukajcie na YouTube – w przeciwieństwie do wersji pełnometrażowej, short  Jeana zdecydowanie warto obejrzeć.


 

VICE (Zastępca)

reżyseria: Brian A Miller
scenariusz: Andre Fabrizio, Jeremy Passmore
premiera: 16 stycznia 2015 (USA), w Polsce tylko na DVD (data premiery nieznana)
dostępność: DVD, VOD

OCENA: 3/10

Fabuła:
VICE to ośrodek, w którym klienci mogę realizować swoje najdziksze fantazje, niedozwolone w normalnym świecie, poprzez wyżywanie się na wyspecjalizowanych androidach, które wyglądają i zachowują się jak prawdziwi ludzie. Coś oczywiście pójdzie wbrew myśli zarządców ośrodka i jeden z androidów wymknie się spod kontroli.

Opinia:
Dość niszowa produkcja z niewielką dawką akcji, nastawiona na podbój domowych odtwarzaczy. W roli szwarc-charakteru, dbającego tylko o własne interesy, występuje sam Bruce Willice. Jego rola w tak przeciętnej produkcji jest mocno zastanawiająca. Aktor tego pokroju powinien się po prostu mocniej szanować.

„Zastępca” to film klasy B, nie przedstawiający nic oryginalnego, a masowo czerpiący z dobrze znanych elementów i motywów wcześniejszych produkcji. Razi nieskomplikowana i schematyczna fabuła, scenarzyści nie zadbali o elementy niezbędne by zaciekawić widza. Mimo usilnych naszych starań nie będziemy tutaj pochłaniać kolejnych scen.

Gra aktorska jest na bardzo niskim poziomie. Willice wypada najlepiej z grona bohaterów, ale również on bardzo daleki jest od najlepszych swoich kreacji aktorskich. Rola „robocicy” przypadła słodziutkiej Ambyr Childers. Aktorce polecam uważny seans filmu „Ex Machina”, z którego powinna się uczyć od Vikander, jak zagrać sztuczny twór.  Ambyr nie potrafiła zagrać wiarygodnie, a jej postać nie wzbudza niestety żadnych emocji. Ten ostatni problem dotyczy niestety wszystkich postaci filmu – ich los jest nam obojętny. Tego można się spodziewać, gdy ekran wypełniają papierowe, przerysowane i co gorsza czarno-białe postacie.

Jedynym plusem filmu okazała się ścieżka dźwiękowa – nieco przypominająca kompozycje z najnowszej odsłony gry „Deus Ex”.
Film „Vice” już w samym założeniu nie miał wielkiego potencjału, zatem nie można wielce żałować, że potencjał ten został zmarnowany. Ot taka sztuka dla sztuki. Gdyby filmu nie nakręcono, wszyscy byśmy to przeżyli, ale skoro powstał – można go obejrzeć, na szczęście nie trzeba :).


 

FANTASTYCZNA CZWÓRKA

reżyseria: Josh Trank
dostępność: DVD, Blu-Ray (W sprzedaży od 9.12.2015)

OCENA Templara: 2/10

Fabuła:
Jak sam tytuł wskazuje – czterech mało fantastycznych, młodych ludzi teleportuje się do innego i niebezpiecznego wszechświata. Nowy wszechświat rządzi się innymi zasadami niż ich rodzimy i obdarza młodych ludzi niesamowitymi zdolnościami. I tak z grupy mało fantastycznych ludzi robi się bardzo Fantastyczna Czwórka. Bohaterowie muszą nauczyć się działać w zespole, by skutecznie walczyć z bardzo niebezpiecznym wrogiem.

Recenzja:
Śledząc doniesienia o tej produkcji od razu wiedziałem, z czym będę miał do czynienia. Film „Fantastyczna Czwórka” obejrzałem tylko z ciekawości i pewnego poczucia obowiązku jako fan komiksów. Wytwórnia Fox nakręciła tego gniota chyba tylko po to, by zatrzymać jeszcze na trochę, prawa do ekranizacji FF i aby konkurencyjne Marvel Studios obeszło się smakiem. Skończyło się poważną klapą finansową i obciachem na cały świat, czego dowodem są jednomyślne negatywne recenzje na całym świecie i wyjątkowo słaby box office. Prawa do nakręcenia pełnoprawnych przygód owej czwórki superbohaterów po prostu muszą wrócić do rodzimego Marvel Studios, inaczej słabo to  widzę… Czytaj całą recenzję >> 


 

THE PHOENIX PROJECT

film często i błędnie mylony z filmem „The Phoenix Incident” / „Światła nad Pheonix”;
reżyseria i scenariusz: Tyler Graham Pavey
premiera: 16 stycznia 2015 (USA)
dostępność: film do obejrzenia w źródłach internetowych np. na efilmy.tv (brak polskiej wersji językowej)

Czterech naukowców przeprowadza eksperymenty służące reanimacji organizmów wymarłych. Jak można się spodziewać zabawa w boga wzbudzi wiele kontrowersji i pytań o etykę. Zapowiada się intrygująco.

 


 

JURASSIC CITY

reżyseria I scenariusz: Sean Cain
premiera: 3 luty 2015 (DVD w USA)
dostępność: Internet (polski lektor)

Większość ekscytuje się premierą nowej odsłony „Parku Jurajskiego”, a tutaj niepostrzeżenie tworzy się niszowa i niskobudżetowa produkcja, która w nieco inny sposób przedstawia kontakt człowieka z dinozaurami.

Z tajnego laboratorium (a są jeszcze jakieś inne? ;)) ucieka tysiące wściekłych i krwiożerczych bestii, równie wrednych jak miniaturowe wersje wygłodniałego Tyranozaura. Specjalna jednostka żołnierzy dostaje rozkaz zrobienia porządku z „robactwem”, gdyż krwiożerczą inwazją zagrożone jest samo Los Angeles. Zapowiada się istna jatka i przednia, niezobowiązująca do niczego rozrywka!


 

STAR RAIDERS: The Adventures of Saber Raine

reżyseria I scenariusz: Mark Steven Grove
premiera: 15 marca 2015 (USA)
dostępność: brak informacji :/, więcej na oficjalnej stronie filmu: http://www.starraidersmovie.com/

Awanturnik Saber Raine zostaje wynajęty do poprowadzenia trzech elitarnych żołnierzy w szczególnej misji ratunkowej. Bohaterowie na cel biorą planetę, która znajduje się na obrzeżach galaktyki.

Zapowiada się potężna dawka akcji rodem ze „Strażników Galaktyki”, tyle tylko, że wykonanie i oprawa nie te. Film robi wrażenie produkcji półamatorskiej, klasy B lub C. Ma to swój urok i może zapewnić przednią rozrywkę. Sami zobaczcie:


NASTĘPNE FILMY 2015 ROKU >>


 

Ciekawy artykuł? Doceń naszą pracę:
[Głosów: 59 Średnia: 3.4]
Komentarze (18)
Dodaj komentarz
  • Lobo

    Przebudzenie mocy, trzeba zobaczyć? No jestem nieco zdziwiony

  • alienps

    Brakuje mi w tym zestawieniu australijskiego filmu „Terminus”. Ciekawy temat. Umieściłbym go w kategorii 'można zobaczyć’.

    • AlienHive

      Mamy małą zapowiedź filmu „Terminus” TUTAJ, zatem w zestawieniu za 2016 rok. Film jest tam na liście, ale na razie „w poczekalni”, zatem czeka na obejrzenie przez naszych redaktorów. Po rekomendacji – trzeba będzie nadrobić :)

  • Robert

    Przyczepie się do pierwszej trójki
    Madmx to najwyżej 2 na 10, to moje wrażenia, praca kamery kojarzy mi się z jakąś kretyńską sceną w jakimś chyba niskobudżetowym filmie i poprostu tgo nie mogę strawić.
    Dla mnie spiep..one na maxa.
    Przebudzenie w nocy czy jakoś tak, nawet można obejrzeć jakieś 6 na 10 za pierwszym razem, za drugim jakiś może 3 na 10. Ta druga ocena dotyczy również porównania do poprzedników jak i scenariusza. Film oparty na nostalgii, nic ciekawego nie wnosi, szczególnie nowych fanów, tutaj strasznie rzozminął się z rzeczywistością, bo cokolwiek mówi ideologia to chłopcy pozostaną bohaterami a dziewczynki księżniczkami, a tu jeden z bohaterów to zwykła pizda sorry za wulgaryzm ale inaczej tego nazwać nie idzie, a bochaterka nie potrzebuje nikogo i niczego, nawet szkolenia, więc na co jej książe który nawet do pięt nie dorośnie.
    No i mój faworyt, napiszę słownie żeby nie było wątpliwości, jako film sf w skali do dziesięciu to jakieś minus pięć. Są gorsze np „W stronę słońca” jako obraz nawet fajny jako sf g rzadkiej miary.
    Fil sprawnie nakręcony, niezłe sceny i jako coś w rodzaju fantazy nawet nawet, ale sf brr aż się niedobrze robi, dam tylko takie wskazówki, na Marsie jest atmosfera, ale trochę pomad 100 razy rzadsza niż na ziemi, a jedna atmosfera to jest 10cio metrowy słup wody.
    To „nieudany” Jupiter bije pierwszą trójkę razem wziętą, przynajmniej coś nowego, bez ambicji do „naukowości”, jazdy po wspomnieniach i nagrany w sposób który nie wzbudza obrzydzenia.

  • Tomek

    A czy moglibyście w miarę możliwości zamieszczać informacje czy dane projekty pozostały tylko w fazie trailerów, cz też nagrano pełnometrażowe filmy i gdzie można by je obejrzeć.

    • Dr. Gediman

      Parę tytułów przełożyło premierę na rok następny i zostało przeniesionych do listy za 2016 rok. Lista za 2015 rok została uporządkowana.
      Niemal wszystkie tytuły w zestawieniu powstały, na temat kilku brakuje klarownych informacji, czy są już gdzieś dostępne, co zaznaczamy przy opisie. Pod każdym tytułem zaznaczyliśmy dostępność filmów, ponieważ część z nich jest do pobrania w mało legalnych źródłach internetowych, nie będziemy podawać dokładnych linków.

  • sho

    Może z 2015r jeszcze: Uncanny
    Equals
    Extinction

    • Dr. Gediman

      Dziękujemy, dorzuciliśmy do zestawienia :). Przy czym Equals zamieściliśmy w liście na 2016 rok, gdyż szerszą premierę film będzie miał właśnie w 2016 r.

  • pb222

    ad.Chappie :
    Dokładnie film jest z rodzaju cyberpunku. Esencją cyberpunku jest zasada futurystów 3M – Miasto, Masa, Maszyna (za Wikipedią) . W tym filmie mamy do czynienia ze wszystkimi elementami tej zasady. Jest więc metropolia Johannesburg, są typowe dla tego gatunku pytania o ludzką świadomość, połączenie świadomości człowieka z maszyną.
    O czym dokładnie jest „Chappie”? W filmie tym widzimy kształtowanie się sztucznej inteligencji w dojrzałą świadomość. Tytułowy Chappie jest „wychowywany” przez przestępców, ale wpływ na niego ma też jego stwórca – pracownik korporacji tworzącej policyjne roboty. Wpływy te ścierają się ze sobą, stwórca otwiera robota na świat sztuki i mówi o pięknie świata. Ninja natomiast pokazuje brutalność tego świata. Chappie stoi przed wyborem jednej z tych dróg. Ostatecznie decyduje chęć przetrwania i zdobycia nowego ciała jako siedliska swojej cyber – duszy. Chappie wybiera postępowanie wbrew prawu i nauk swojego stwórcy. Czy staje się antybohaterem? Nie, ponieważ znamy jego motywy. Film zdaje się nieść przesłanie iż to motywy decydują o tym jak osądzić człowieka, istotę. Świat jest taki jakim go czynią ludzie. Są ludzie zepsuci do szpiku kości, dla których wartością jest posiadanie, są tacy jak Ninja – chcący przetrwać, są też tacy jak Yo- landi , pragnący przekazać wiarę w ziemski świat a także uczący o wartościach ponadczasowych – duchowych. To , że Chappiemu udaje się przetrwać w tym świecie jest zasługą głównie jego inteligencji i chęci przetrwania ale sam fakt jego istnienia przechyla szalę oceny świata w kierunku uznania go za wartościowy i dobry (przynajmniej dlatego , że robot chce żyć oraz by żyli jego przyjaciele).

  • Khaosth

    Obejrzałem niedawno całkiem ciekawy film SF z 2014 roku – brytyjską „Anomalię” https://www.youtube.com/watch?v=FlHu7zT-Zfs

    Nie obiecuję, że się spodoba, bo opinie i średnie oceny ma dosyć niskie, aktorstwo jest gorsze niż w serialach, postacie nie są zbyt ciekawe, a i w sam film kokosów nie włożono… Jednak obejrzany z zaskoczenia wciągnął mnie.

    Założenia fabularne są podobne do tegorocznego „Self / less”, jednak „Anomalia” (zwodniczy tytuł) poszła parę kroków dalej. Najfajniejsza jest w niej rwana konstrukcja na modłę „Memento”, czy „Source code”, chociaż sama fabuła i rozwiązanie zagadek jest od nich co najmniej o klasę niższe. Do tego jest sporo bezsensownych i kiczowato sfilmowanych bójek, ale dla mnie to też była wartość dodatnia dla widowiska. Jednak w ogólnym rozrachunku dla mnie było to pozytywne zaskoczenie.

    Pozdrawiam! :)

    • Dr.Gediman

      Dziękujemy Khaosth za cynk! Osobiście filmu nie znam, ale po Twojej rekomendacji na pewno obejrzę. Listę filmów również uzupełniliśmy – „Anomalia” miała premierę w 2014, zatem film wylądował w adekwatnym rankingu za rok 2014 :).

  • Michał

    Zapoznałem się z recenzją „Terminatora: Genisys”, a ponieważ padło w niej hasło „dziura bełchatowska”, poczułem się wywołany do odpowiedzi, gdyż pochodzę właśnie z Bełchatowa :).

    Widząc pierwszy zwiastun nowego Terminatora kilka miesięcy temu stwierdziłem, że będzie to kolejny odgrzewany kotlet, bazujący na nostalgii fanów, którzy jako dzieci zachwycali się błyszczącymi endoszkieletami pokrytymi tkanką ludzką, a teraz jako dorośli ludzie będą w stanie znowu zostawić hajs w kinie na popcorn i colę.

    Miałem wrażenie, że film będzie przeładowany tematami ze wszystkich części i nie udźwignie ich ciężaru. Kolejne zwiastuny tylko pogarszały sprawę, ponieważ zdradzały istotne elementy fabuły. Myślę, że film oglądałoby mi się o wiele lepiej, gdyby zwiastun trwał 30 sekund i przedstawiał Arnolda w motocyklowych skórach mówiącego „I’ll be back”.

    Generalnie nie planowałem iść nawet do kina na T5. Jakoś się jednak tam znalazłem i ku mojemu zdumieniu okazało się, że nie byłem aż tak zniesmaczony, jak się spodziewałem. Innymi słowy spodziewałem się gorszego chłamu :). Trudno mi uzasadnić dlaczego tak jest. Może to z tego powodu nostalgii i sympatii do drugiej części serii oraz samego Arnolda, przez co nadal nabierał się będę na każdy tytuł z nazwą „Terminator”. A może dlatego, że film nie jest taki zły.

    Podoba mi się na przykład idea zmian w historii uniwersum. Będąc dzieciakiem zastanawiałem się dlaczego John z drugiej części nie wysłał T-800 raz jeszcze do 84 roku i nie chronił matki, dzięki temu zwiększyłby przewagę Kyle Reese i ten ostatni może przeżyłby całe zamieszanie? A tutaj proszę, można? Można :). Pomijam fakt, że samego Kyle też można było wysłać o 2 lata wcześniej i ten mógłby przygotować Sarah do potyczki z T-800. Takich dywagacji fabularnych odnośnie samych podróży miałem więcej, ale nie będę ich tutaj przytaczał.

    O dziwo podobał mi się też komediowy charakter T-800, który nie jest niczym nowym w serii, a tutaj faktycznie osiąga apogeum. Myślę, że to dlatego, że w tym filmie mamy do czynienia z najdłuższym żywotem Terminatora. W poprzednich filmach było to kilka dni, podczas których T-800 wykonywał swoją robotę (lub też nie:P ) i był unicestwiany. A teraz jego misja trwa dłużej. Zastanawiałem się, jakby potoczyły się losy T-800 z T2, gdyby nie został zniszczony w hucie? Gdyby jego misją była ochrona Johna do końca życia, a nie tylko przed T-1000? Przecież chyba nikt nie poskładałby go do stanu użyteczności publicznej? A jeśli tak, pewnie jego obecność w życiu Connorów wywoływałaby liczne komiczne sytuacje.

    Oczywiście wolałbym, aby każdy Terminator był mrocznym thrillerem, ale już w „dwójce” pojawiły się podwaliny pod kino familijne (brakowało im jeszcze psa). Faktem jest natomiast, że w nowym Terminatorze nie uświadczymy napięcia. Główne zwroty akcji pokazane są w trailerach.

    O efektach pirotechnicznych jak i tych komputerowych nie będę się wypowiadał, bo nie robią na mnie żadnego wrażenia. Nawet wywrotka autobusu jest nijaka, pomimo, że w „Mrocznym Rycerzu” sprawdza się świetnie. Podobnie jest ze strzelaninami oraz walkami. Są po prostu zapychaczami. Są głupie i pozbawione logiki. Nie rozumiem, jak to się dzieje, że T-800 może zostać zniszczony jednym strzałem z karabinu wielkiego kalibru, a nie może go pokonać supernowoczesny model Terminatora?

    Ostatnio odnoszę wrażanie, że efektami zachwycają się sami twórcy, na zasadzie „O, udało nam się w końcu wysadzić most. Patrzcie jak pięknie się pali! Wydaliśmy na to 1 000 000 dolców i wszystko udało się nagrać, za pierwszym podejściem. Jesteśmy zajebiści!”.

    Nowa Sarah jest nawet ok. Chociaż nie wiem czy byłaby w stanie podnieść, którąkolwiek broń. „Dwójkowa Sarah” była kobietą ze stali, która nawet w zakładzie psychiatrycznym każdą wolną chwilę poświęcała na trzymanie kondycji (co widać było na ciele w postaci mięśni). Kyle, napompowany i bezpłciowy, Johna rozpoznaję tylko po bliznach. Myślę, że najlepszym dorosłym Connorem był ten z drugiej części. On nawet nie wypowiada tam, żadnej kwestii, ale wiem, że mam do czynienia z twardzielem noszącym na sobie bagaż doświadczeń z przeszłości i ogromną odpowiedzialność za przyszłość. Każdy kolejny John, był przegięty w inną stronę. „Trójkowy” był wystraszonym gamoniem, który został rozbrojony przez niepozorną Panią doktor weterynarii. „Czwórkowy” z kolei prawiącym morały kaznodzieją, aczkolwiek miał charyzmę i zaryzykuję stwierdzenie, że jest to mój drugi ulubiony John (oczywiście wśród tych dorosłych ;) ). „Piątkowy” John jest trochę dziwny. Nie rozumiem za bardzo jego motywacji. Jego celu. Hmm… a może dorosły John Connor jest udaną postacią tylko wtedy, kiedy się nie odzywa?

    Na koniec został Arnold i tutaj sprawa jest prosta. Arnold po prostu jest i to wystarcza :).

    Nie zgodzę się z kolei ze stwierdzeniem, że mentalne odcięcie tej części od filmów Camerona wyjdzie seansowi na dobre. Cóż, nie wiem czy w moim przypadku w ogóle jest to możliwe. Przecież Terminator to wspaniały kawałek popkultury, stworzony przez pasjonata, który inspirował innych pasjonatów. Myślę, że największym sukcesem tego filmu jest w moim przypadku właśnie to, że bazuje na dokonaniach Camerona. W przeciwnym razie, uznałbym go za nie mający sensu generator hajsu (z tego co widzę, po pierwszym weekendzie jeszcze się nie zwrócił).

    Generalnie T5 jest filmem słabym, ale tak, jak napisałem wcześniej budzącym u mnie sympatię. Może właśnie za elementy autoironii? Myślę, że o sukcesie pierwszych dwóch części decydował klimat zaszczucia i osaczenia. Widmo końca świata i konfliktów atomowych.
    W przypadku drugiej części będzie to również wspaniała realizacja, która nawet po 23-ech latach wygląda dobrze. Innymi słowy był to film na poważnie. Stworzony przez człowieka z wizją. Mam wrażenie, że każda kolejna odsłona to humorystyczne nawiązania lub próba złożenia hołdu oryginałowi. Nawet sam Arnold traktuje kolejne przedsięwzięcia, jako niezłą zabawę.

    W planach są kolejne dwie części. Nie wiem czy dojdą do skutku, ponieważ „Ocalenie” też miało być pierwszą częścią trylogii i mimo, że zarobiło hajs, spotkało się z ogromną krytyką fanów.

    Ja myślę, że aby fani Camerona byli usatysfakcjonowani serii potrzebny jest ktoś, kto będzie potrafił trzymać Skynet za jaja :P.

    Pozdrawiam :)

  • Rafal

    Witajcie we wczoraj = PROJECT ALMANAC!
    premiera już była: 13 listopada 2014 (świat)

    • Dr. Gediman

      Dziękujemy za zwrócenie uwagi – dodaliśmy drugi tytuł :).
      Premiera w listopadzie 2014 odbyła się tylko na festiwalu we Włoszech. Film prawdziwą światową premierę miał 29 stycznia 2015. Pozdrawiam.

    • Dr. Gediman

      Dziękujemy za cynk, Khaosth. Film zapowiada się więcej niż ciekawie. Znajdzie się na liście.
      Szkoda, że aktualnie brak konkretnej daty ogólno światowej premiery. Będziemy śledzić doniesienia o nim

  • Magda

    Nareszcie zestawienie na 2015 rok! Super! :-) Nareszcie, bo czekałam na nie z niecierpliwością! Te z poprzednich lat były dla mnie super przewodnikiem po gąszczu produkcji i świetnym sitem.. Pozdrawiam!

    • Dr. Gediman

      W tym roku kazaliśmy czekać nieco dłużej na zestawienie, ale najważniejsze, że się ukazało :). Jak zwykle będziemy je aktualizować na bieżąco. Zapraszamy do odwiedzin i pozdrawiamy również! :).