Film „Paradoks Cloverfield” – recenzja

 

  • tytuł: Paradoks Cloverfield
  • tytuł oryginalny: The Cloverfield Paradox
  • tytuł roboczy: God Particle i Cloverfield Station
  • premiera: 4 lutego 2018 (Netflix)
  • reżyseria: Julius Onah
  • scenariusz: Oren Uziel, Doug Jung
  • zwiastun »

 

Fabuła / Opis

Ziemia zmaga się z poważnym kryzysem energetycznym. Ostatnią nadzieją na utrzymanie cywilizacji jaką znamy jest budowa specjalnego akceleratora cząstek, który może dostarczyć ogromnych ilości energii elektrycznej. Z obawy o efekty uboczne, wiążące się z uruchomieniem akceleratora, zdecydowano się zbudować go na orbicie okołoziemskiej. Zespół astronautów przebywających na stacji orbitalnej próbuje od wielu miesięcy uruchomić urządzenie. Gdy im się to udaje, z przerażeniem odkrywają efekt pracy akceleratora. Astronauci zmuszeni są teraz do wyjaśnienia zagadki i walki o przetrwanie…

 

Paradoks Cloverfield – RECENZJA / OPINIA

 

Pełnokrwistego sci-fi w kinie jest zawsze za mało, więc z niecierpliwością wyczekiwałem filmu „Paradoks Cloverfield” od momentu, kiedy nosił on jeszcze nazwę „God Particle”. Produkcja ta już od samego początku zasygnalizowała powiązanie z motywami zapoczątkowanymi lata wcześniej przez film „Cloverfield” z 2008 roku (niesamowite, że minęła już dekada), a później luźno związanym, a chyba jeszcze bardziej intrygującym „10 Cloverfield Lane” sprzed dwóch lat. Oba filmy wywarły na mnie wielkie wrażenie, więc tym bardziej byłem ciekaw najnowszej produkcji.

Ku zaskoczeniu wszystkich zainteresowanych film, zamiast pojawić się na ekranach kin, znalazł nagle dom pod strzechą popularnej platformy serialowo-filmowej Netflix. Włodarze Netflixa mieli nosa do ściągnięcia tego tytułu pod swoje skrzydła, szczególnie, że chociażby w wersji polskiej tej platformy są dostępne do obejrzenia dwie poprzednie części. Przygarnięcie „The Cloverfield Paradox” było marketingowym strzałem w dziesiątkę, zwłaszcza, że ludzie dobrze odebrali poprzedników, a zainteresowanie nowymi filmami i serialami jest obecnie w szczytowej formie.

Sam pomysł wyjściowy filmu, jaki przedstawiony jest na początku artykułu, był świetny. Oto grupa astronautów podczas wykonywania swojej misji w przestrzeni kosmicznej zdaje sobie nagle sprawę, że jej działania przyniosły niepożądane, być może tragiczne w skutkach efekty. Niestety, jak to zwykle w życiu bywa, ciekawy pomysł i zadowalająca realizacja to dwie różne rzeczy. Choć marketingowo promocja filmu odbyła się bez zarzutu, szybko okazało się, że król jest nagi, bowiem nowa odsłona tajemniczego świata spod znaku „Cloverfield” cechuje się powielaniem znanych schematów i zagrań prosto z bogatego świata sci-fi.

Film „Paradoks Cloverfield” to swoisty prequel uzupełniający świat tej serii o nowe wątki, nawiązujący śmiało do pierwszej części. Osoby, które dopiero zaczęły romansować z kinem science-fiction, mogą liczyć też na ciekawy przegląd trendów i nawiązań do wielu innych produkcji. Starzy wyjadacze tych tematów mogą poczuć pewien dyskomfort. Rzeczywiście, film mniej lub bardziej jawnie łączy się z motywami takich filmów jak „Obcy”, „Life”, „Grawitacja”, „Marsjanin”, „Interstellar” czy wreszcie kultowy „Event Horizon”.  „Paradoks Cloverfield” niczym robot kuchenny fachowo blenduje znane motywy w jedno danie, chociaż nie da się ukryć, że ten filmowy wieloskładnikowy placek nie jest do końca udany i czuć w nim zakalec.

Oczywiste kopiowanie pomysłów klasyków science-fiction pozbawiło tę produkcję swojego „ja”. Dwie poprzednie części cechował mocno autorski charakter, czy to realizowany w konwencji found-footage, czy też swoistego thrillera. W przypadku nowej produkcji da się odczuć na każdym kroku, że całością można było pokierować znacznie lepiej. Ostatecznie zostajemy z półproduktem, który nie jest w stanie sprostać naszym oczekiwaniom i pozostawia nas w pewnym zawieszeniu aż do kolejnej części. Nie da się ukryć, że przed twórcami następnej odsłony tej serii stoi niezwykle trudne zadanie, ponieważ muszą zatrzeć wrażenie, jakie pozostawił ten film i ustalić kierunek serii, która zaczyna się chwiać w posadach.

Reżyseria w wykonaniu Juliusa Onaha zaowocowała wyjątkowo bezpiecznym produktem „od linijki”. Scenarzyści Oren Uriel i Doug Jung mogli wykonać swoją robotę znacznie lepiej. Przysłowiowe „pisanie na kolanie” widać nie tylko na płaszczyźnie fabularnej, ale również w mało przekonujących dialogach. Przykładowo rozmowy między główną bohaterką, a jej mężem, były nienaturalnie podniosłe. W zestawieniu z tymi ujmami, szkoda naprawdę dobrej obsady aktorskiej, która dostała do grania słaby materiał i mało doświadczonego reżysera przy batucie. Żal też naprawdę wspaniałej scenografii i sprzętów na pokładzie stacji kosmicznej, które swoim pierwszorzędnym wykonaniem przypominały o najlepszych chwilach spędzonych z filmami z serii „Obcy”, czy też seansie filmu „Event Horizon”. Wnętrza „The Cloverfield Paradox” to zdecydowanie jeden z najmocniejszych elementów tej produkcji.

Jeżeli chodzi o wykonanie filmu, mamy do czynienia z poprawną, przyzwoitą produkcją. Efekty specjalne stoją na przyzwoitym poziomie, choć nie da się oprzeć wrażeniu, że odstają one od wysokobudżetowych blockbusterów, co zdradza szybko dość skromny jak na Hollywood budżet (raptem 45 milionów „zielonych”). Ostatecznie film jest przez to… mało widowiskowy. Pod kątem realizacji bliżej mu do produkcji telewizyjnych AXN, co być może było jedną z przyczyn decydujących o przeniesieniu filmu z kin pod opiekę i dystrybucję Netflixa. Skoro mowa o Netflixie, oglądając film cały czas miałem wrażenie, że mam do czynienia z kolejnym odcinkiem „Black Mirror”, tylko z większym budżetem.

Moje oczekiwania co do tego filmu były spore, choć, jak pokazała mi przeszłość, czasami lepiej odbierać film bez konkretnego nastawienia. Słowem, które idealnie oddaje myśl całej serii, jest „przetrwanie”. Przetrwanie było podstawą pierwszej części, gdzie nasi przypadkowi bohaterowie z imprezy próbowali przeżyć w wielkim mieście zaatakowanym przez olbrzymiego potwora nieznanego pochodzenia.

Podobnie w „10 Cloverfield Lane” główna bohaterka próbuje przetrwać w dość niecodziennych okolicznościach, najpierw będąc więziona przez psychopatę (rewelacyjny John Goodman) w schronie, następnie walcząc o życie poza jego murami. Survivalowy trend kontynuuje również najnowsza część, jednak tutaj motyw ten został nieco rozmyty, co rozczarowuje szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę liczną obsadę, a więc większe pole do manewrów.

Jeśli chodzi o aktorów, w obsadzie „Paradoksu Cloverfield” znalazło się kilka ciekawych nazwisk. Był tutaj potencjał, aby podziałać na publiczność jak magnes, a aktorzy dostali możliwość wykazania się również na małym ekranie, skoro nie dane było tej produkcji podbić kin. Przede wszystkim mamy tu trzy istotne nazwiska. Pierwszoplanową postacią jest bohaterka filmu, Ava Hamilton, graną przez Gugu Mbatha-Raw. Czujni fani produkcji Netflixa szybko rozpoznają tę aktorkę z „San Junipero”, głośnego i zasłużenie chwalonego odcinka popularnego serialu „Black Mirror”. Przyznam szczerze, że mimo pochlebnych opinii na temat jej gry w najnowszym „Cloverfield”, znacznie większe wrażenie wywarła na mnie na łamach ww. serialu.

Dalej mamy znaną z „Guardians of the Galaxy 2” aktorkę polskiego pochodzenia, Elizabeth Debicki w roli Miny Jensen. Pani Debicki to bodajże najjaśniejszy punkt na aktorskiej mapie tego filmu, bowiem pokazała szybko, że prócz urody, ma również słuszny talent aktorski, świetnie pokazujący dwoistość charakteru jej postaci.

Trzecią z omawianych osób jest Daniel Brühl, grający, nomen omen, Schmidta. Aktora znamy już z występu z „Inglorious Basterds” mistrza Tarantino i podobnie jak jego koleżanka Elizabeth pojawił się też w barwach Marvela, bowiem dopiekł drużynie Avengers jako zły Helmut Zemo w „Captain America: Civil War”. W „The Cloverfield Paradox” również sceny z jego udziałem należą do udanych, chociaż aktorsko nie miał szans wykazać się w pełni przez ograniczenia scenariuszowe i pewną sztampowość jego postaci.

Jeżeli mowa o sztampowości – nie jest to wyłącznie przypadłość, która dotknęła bohatera granego przez Daniela. Cała ekipa to grupa spod znaku multi-kulti, gdzie szablonowość postaci, zwłaszcza w kontekście ich narodowości, zdaje się od nich aż promieniować. Ponadto, mimo usilnych starań aktorów i scenariusza, zabrakło tu postaci, z którymi moglibyśmy się jakoś identyfikować, którym moglibyśmy kibicować, a ostatecznie ich losy przestają nas szczególnie obchodzić. Podobnie czułem się podczas seansów filmów „Prometheus” i „Alien: Covenant”, gdzie kolejne zgony postaci po prostu działy się na ekranie bez mojego większego emocjonalnego zaangażowania. Na szczęście, w przeciwieństwie do filmów autorstwa Ridleya Scotta, są przynajmniej „jacyś”.

Mimo prób ze strony twórców tej produkcji, kryptonim „Cloverfield” wciąż pozostaje zagadką, co do spójności i podwalin tego uniwersum. Film nie stanowi autonomicznej produkcji jak jej poprzednicy, jednak kurczowo trzyma się pierwszego z nich, przez co można odnieść wrażenie, jak gdyby był to zaledwie wstępniak do historii, którą poznaliśmy już 10 lat temu. Jako wprowadzenie do „Projekt: monster” (polskie tłumaczenie „Cloverfield” z 2008) sprawdza się za to całkiem dobrze, choć w mocno naciągany fabularnie i czasowo sposób, który roznieci niejedną dyskusję w czeluściach Internetu.

Ostatecznie dystrybuowany przez Netflix film podobał mi się. Nie zaprzeczę jednak, że jest on pełen niedociągnięć, miałkości i nieścisłości fabularnych. Seans nie był dla mnie czasem straconym, ponieważ udało mi się z niego wyciągnąć co się tylko dało. Liczyłem jednak na znacznie więcej, szczególnie po wcześniejszych produkcjach z tego uniwersum.
„Paradoks Clocerfield” to wyjątkowo niezobowiązujące kino (sic) pełne fabularnych klisz, które choć nie zostawi w Was niezatartego wrażenia, jak wiele innych produkcji, to jednak będzie wdzięcznym kompanem kanapowego chrupania łakoci i przytulania partnera/partnerki, szczególnie jeżeli podejdziemy do niego z odpowiednim dystansem. Podobne odczucia miałem przy okazji telewizyjnej lektury filmu „Bright”, skądinąd również produkcji związanej z Netflixiem, gdzie otrzymałem średniaka z ciekawymi pomysłami.

Jako całość film „The Cloverfield Paradox” stanowi mocno niewykorzystany potencjał, pomimo wyjątkowo zachęcającego początku. Już sygnalizowany we wstępie filmu kryzys energetyczny na świecie i związane z tym zagrożenie globalnego konfliktu, w połączeniu z kosmiczną misją, dawały szansę na coś świetnego. Otrzymaliśmy dawkę kosmicznej grozy i tajemnicy, jednak nie na tyle wystarczającą, by zaspokoić apetyty fanów tych klimatów.

Mimo ewidentnych braków tego filmu czekam z niecierpliwością na kolejny, ponieważ w nazwie „Cloverfield”, jak i w swoistej marce czegoś, co można już śmiało nazwać „uniwersum Cloverfield”, tkwi spory potencjał. Wygląda na to, że długo nie przyjdzie mi czekać, gdyż już kręcony jest obecnie czwarty film z tej serii, o tytule roboczym „Overlord”. Zdawkowy opis w Internecie mówi: „Czwarty film to horror z elementami nadprzyrodzonymi osadzony w realiach 2 Wojny Światowej”. Brzmi interesująco… Oby za nietuzinkowym pomysłem szło porządne wykonanie – czego Wam i sobie życzę.

 

OCENA :


Templar

 

 

The Cloverfield Paradox – Zwiastun / Trailer

źródło foto: kadry z filmu Cloverfield 3

FILMY SCIFI 2018 »

Zobacz także:

Ciekawy artykuł? Doceń naszą pracę:
[Głosów: 25 Średnia: 4]
Komentarze (7)
Dodaj komentarz
  • Anonim

    Nie da się oglądać. No po prostu się nie da.

  • sandalarz

    Błagam że niby „project monster” był lepszy ? O jakiej serii mówimy. Doszukiwanie sie powiązań tylko z powodu „Dużej wrogiej bestii” jest dziwne. Ale w takim wypadku pacyfic rim też należy do serii ponieważ jest duża bestia zabijająca wszystko.

  • Bart

    AlienHive mocno zaskakuje swoją recenzją :o jeśli człowiek zgłebi się w tematyke Cloverfield, sponsorów produkcji, powiąże nieco filmy z starymi produkcjami SF lub Gwiezdne Wojny 7 – wtem człek dostrzeże jak ważnym dziełem zmuszającym do myślenia, interpretacji jest Cloverfield Paradox. Film ten jest brakującym elementem kilku produkcji SF nie tylko z serii Cloverfield, tłumaczy również zjawiska z Project Monster oraz 10 Cloverfield Lane. Ba, napewno „braki” w tym filmie to ocena mocno subiektywna. Film Paradox nie jest dla kanapowców, którzy nie zgłebiają się w film, nie zadawają pytań i nie drążą drążą drąża.

    Ocena dla przeciętnego widza 2/4

    Ocena dla mocno wymagającego widza SF 4/4

    Ps. Kocham wasz serwis, i dzięki za Waszą prace

    • Rithven

      Mi film bardzo się podobał. Zarzuty o czerpanie z przeszłości kina są.. nie na miejscu (rozumiem, że jak ktoś nakręcił film po raz pierwszy o locie na marsa to…zakaz ..zakaz! już nigdy nie będę miał filmu o locie na marsa); bo rozmowa podniosła (subiektywna ocena bez próby zgłębienia się dlaczego taka była). W sumie nie chce mi się punktować zdania po zdaniu. Nie zgadzam się. Po prostu.
      dla mnie 4/4.
      ps: nieścisłości w tym filmie są kwintesencją. Ja się dziwię, że nie mieliśmy też matrixowego kota który dwa razy idzie z tego samego miejsca. W ten film można by jeszcze więcej upchać takich nieścisłości i każda by się broniła. Każdy błąd scenariusza, zagranie aktorskie, każda wada związana z produkcją filmu gdzie w normalnych okolicznościach byłaby wadą tu..o dziwo…wpasowuje się. No ale film trzeba obejrzeć a skupienie włączyć od początku.

      • Pioter Mixer

        Wpasowujące się nieścisłości scenariusza są jednak tylko pozorną zaletą, a wynika to jedynie z prymitywizmu filmu. Zaś prymitywizm a old-school to jednak dwie różne rzeczy…

  • Outsider

    Szkoda serii :( Ta część bardzo kiepska.

    • AlienHive

      Niestety tak, film mocno przeciętny i zdecydowanie najgorszy z serii.