„Prometeusz” vs Saga Obcy – dwa światy

21

Film Ridleya Scotta „Prometeusz” zapowiadany był jako długo oczekiwany prequel kultowego dzieła: filmu „Alien” z 1979. Każdy fan Obcego dał się uwieść niezwykłej aurze grozy i tajemnicy, jaka otacza wątek pozaziemskiego statku i śmiertelnej zawartości jego ładowni. Każdy spekulował na temat historii Space Jockeya i pochodzenia Ksenomorfa oraz oczekiwał uchylenia rąbka tajemnicy i rozwinięcia enigmatycznego wątku sprzed prawie 40 lat. To co otrzymaliśmy od reżysera jednak rodzi więcej pytań niż odpowiedzi oraz komplikuje dotychczasowy kanon Sagi. Pora ostatecznie rozprawić się ze Scottem: Czy jego film jest prequelem, czy niezależnym obrazem?

Od premiery „Prometeusza” minęło już trochę czasu, jednak temat ten wciąż wywołuje wśród fanów często skrajne emocje i dzieli ich na poszczególne stronnictwa. Dla jednych jest on udanym dziełem, dla innych profanacją oryginału, dla jeszcze innych byłby dobrym filmem, gdyby nie żerował na uniwersum „Obcego”.

Nie da się ukryć, że od czasu ekranizacji „Alien vs. Predator” nic nie wzbudziło większego echa w środowisku fanów tej sagi. Wtedy rzecz się miała jednak zupełnie inaczej: wszyscy mniej lub bardziej energicznie wieszali psy na filmie Andersona ze względu na jego niskie walory. Tutaj mamy do czynienia z utworem zapowiadanym jako długo oczekiwany prequel legendarnego dzieła, w dodatku autorstwa nie byle kogo, ale samego Ridleya Scotta. Nic dziwnego, że przed reżyserem postawiono wyjątkowo wysokie wymagania oraz wiarę w to, że jako twórca pierwszego z cyklu kultowych filmów podoła on zadaniu.

Dla przeciętnego widza film „Prometeusz” rzeczywiście wygląda na opowieść o wydarzeniach sprzed pierwszego „Obcego”, głównie za sprawą pojawiających się w nim elementów wręcz bliźniaczych w porównaniu do starych produkcji. Jednak zagorzali miłośnicy Xenomorpha nie przeszli obojętnie wobec wielu istotnych zmian, jakie Ridley Scott postanowił wprowadzić do swojego dzieła.

 

  • W czym tkwi problem i o czym będziemy tutaj mówić?

Nie chodzi o samą kwestię jakości filmu, która według niektórych widzów pozostawia bardzo wiele do życzenia. Głównym problemem jest samo to, czy film Scotta w ogóle klasyfikuje się jako część sagi o Obcym i czy rzeczywiście jest owym długo zapowiadanym prequelem „Ósmego pasażera”.

Jest to temat trudny i budzący wśród fanów kontrowersje. Wiadomo, że o gustach się nie dyskutuje i debata na temat tego, czy jest to dobry produkt byłaby jałowa. Można jednak wziąć pod lupę niektóre elementy filmu i na ich podstawie zawyrokować o kanoniczności „Prometeusza”.

Pominę więc wszelkie absurdy i nielogiczności scenariusza, karygodną ilość białych dziur w fabule, niewytłumaczone dziwactwa, rażące oczy 'zerżnięcia’ z „Ósmego pasażera”, śmieszne kosmiczne ośmiornice, pterodaktyle i węże–gwałciciele; absurdalne zachowania bohaterów oraz zaczęte, a następnie porzucone wątki. Oceny postaram się dokonać możliwie obiektywnie i bez uprzedzeń, aczkolwiek nie ukrywam, iż mam ogromny sentyment do pierwotnej Sagi „Obcy” i nabranie odpowiedniego dystansu, może być dla mnie nad wyraz karkołomne. Niemniej jednak oceny dokonam odnosząc wszelkie elementy tego filmu do oryginalnej sagi – jedynego rzetelnego weryfikatora w sprawach kanonu.

 

Na wstępie należy zaznaczyć najważniejszą kwestię: zdanie Ridleya Scotta w sprawie kanoniczności jego filmu nie ma tutaj żadnego znaczenia. Reżyser kilkukrotnie zmieniał swoje stanowisko, gubił się w zeznaniach i ostatecznie wygląda na to, że chyba sam nie jest pewien, co takiego wyszło mu spod ręki.

Często pada stwierdzenie, że on jako ojciec i autor pierwszego dzieła o Obcym ma wolną rękę do działania. Nie jest to jednak właściwe podejście. Przede wszystkim, fenomen filmu „Alien” nie jest zasługą wyłącznie Scotta; jest raczej siłą wypadkową pracy co najmniej kilku utalentowanych ludzi.
Po drugie, działania reżyserów i producentów nie zawsze wychodzą filmom na dobre, dlatego też opinia publiczności ma jednak znaczenie. Wystarczy spojrzeć na nową trylogię „Gwiezdnych Wojen” Lucasa oraz całe rozszerzone uniwersum Star Wars, by zrozumieć pojawiające się wśród widzów stanowiska w kwestii tego, co jest kanonem. Negacja utworów sprzecznych z wyrazem klasycznych filmów nie jest ignorancją, lecz próbą utrzymania hermetyczności kultowych dzieł.

Ridley Scott zapomniał o najważniejszej kwestii związanej z filmowym uniwersum. Wypowiedź autora bloga Aliens Chamber w pełni oddaje charakter tej sprawy: „tworzenie historii poprzedzającej wydarzenia z tak kultowego i wiele znaczącego dla światowej kinematografii obrazu to ogromna odpowiedzialność”.
Grzebiąc przy fabule jednego z najważniejszych horrorów sci-fi trzeba jasno i klarownie określić stosunek nowego dzieła wobec pierwowzoru. Tutaj nie wystarczy lapidarnie stwierdzić, że nowy film „będzie miał w sobie DNA Obcego”. Co w ogóle ma to oznaczać? Albo film jest prequelem, albo nim nie jest. Reżyser powinien dokładnie określić, czy zamierza kontynuować starą sagę i liczyć się z jej wyrazem, czy też stworzyć dzieło jedynie inspirowane klimatami „Aliena”. Ridley Scott tego nie zrobił, więc my widzowie mamy prawo sami się tym zająć.

Spróbujmy jednak wyłączyć emocje i chłodnym okiem przeanalizować sprzeczne elementy tego filmu. Każdą wyłowioną kwestię postaram się racjonalnie wyjaśnić, aczkolwiek nawet wtedy rzuca się w oczy kontrast pomiędzy obydwoma obrazami. 

Dla ułatwienia – film „Prometeusz” w dalszej części tekstu oznaczam skrótem „PR”, zaś sagę „Aliens” skrótem „SA”.

 

  • Wizerunek świata

Przede wszystkim, da się zauważyć liczne różnice w wizerunku świata pomiędzy Sagą i „Prometeuszem”. Fakt faktem, świat ten jest bardzo podobny i zawiera liczne wspólne elementy: podobne statki kosmiczne, białokrwiste androidy, wrak obcego statku i jego pilota, korporację Weyland, liczne podobieństwa scenografii itp.. Na pierwszy rzut oka wszystko to wręcz wymusza stwierdzenie, że PR jest częścią uniwersum „Obcego”.

Jednak pojawia się duża rozbieżność pomiędzy tymi filmami. Technologia przedstawiona w PR zdaje się wyprzedzać tą z SA o całe dziesiątki lat, mimo że akcja toczy się kilka dekad wcześniej. Filmowy statek jest nafaszerowany wszechobecnymi hologramami, bohaterowie korzystają z lewitujących sond, potrafią oglądać swoje sny na wyświetlaczach i zoperować swoje ciało w kilka minut. Nawet obcisłe skafandry kosmiczne wydają się wyprzedzać o wiele lat workowate kombinezony załogi Nostromo.

Można usiłować wytłumaczyć to tym, że statek „Prometeusz” jako pionierska jednostka był wyposażony w kosztowne cuda techniki, w przeciwieństwie do statków w SA, które były standardowymi jednostkami handlowymi lub wojskowymi i funkcjonowały w epoce, w której do rutynowych już lotów kosmicznych nie podchodzono z taką zapobiegliwością. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystko to wizualnie nie pasuje do realiów świata znanych ze starych filmów.

Oczywiście, trzeba się liczyć z kwestią budżetu i postępu techniki filmowej – wiadomo przecież, że w najnowszym kasowym filmie wszystko będzie bardziej „wypasione” niż w dość tanim obrazie sprzed trzech dekad. Tak samo jak nowa trylogia „Gwiezdnych Wojen” kontrastuje wizualnie ze starą poprzez komputerowe sceny bitew i modele CGI zamiast kukiełek.
Jednak w przypadku „Prometeusza” wykracza to poza ramy postępu efektów specjalnych i jest raczej ubarwioną w nowinki techniczne stylizacją. Najprawdopodobniej Scott zainspirował się „Avatarem” i porzucił klimaty ciężkiej machinerii typowej dla starego sci-fi na rzecz pstrokatych hologramów i obcisłych skafandrów.

Mamy więc pierwszy powód do negacji kanoniczności tego filmu: niezgodność realiów uniwersum, szczególnie w przypadku technologii.

 

  • Kwestia Space Jockeya

Wyjątkowo wyraźną różnicą jest fundamentalna zmiana koncepcji Space Jockey’a. W SA został on przedstawiony jako olbrzymia (na oko mierząca jakieś pięć metrów), monumentalna istota o dziwacznym wyglądzie i biomechanicznej fakturze ciała. W PR natomiast cała pokraczność i groteskowa niesamowitość tej istoty została przekształcona w skafander, pod którym ukrywa się człowiek. Duży, albinotyczny człowiek o aparycji Roberta Burneiki. W dodatku co najmniej o połowę mniejszy od giganta znalezionego przez załogę „Nostromo”.

Space Jockey Corpse

Jak widać, różnica w wielkości i proporcjach oryginalnego Jockey’a jest olbrzymia i nie ma możliwości, by pod tą powłoką mógł się kryć Inżynier przedstawiony w Prometeuszu.

Można się spierać o to, czy sam design Inżyniera jest udany. Nagi i blady olbrzym o posągowych rysach oraz biomechanicznym kombinezonie prezentuje się całkiem interesująco, sam w sobie nawet pasuje do realiów i stylistyki „Aliena”. Pojawia się jednak kategoryczna przeszkoda: motyw człowieka jako gatunku występującego poza Ziemią zupełnie, ale to zupełnie nie pasuje do kanonu i wyrazu Sagi. Space Jockey fascynował, ponieważ był zupełnie odmienny od człowieka, całkowicie obcy i niezrozumiały. Sprawiał wrażenie Wielkiego Przedwiecznego z twórczości Lovecrafta, uśpionego bóstwa z innego świata. Jakże zaszkodziło tej postaci obdarcie jej z owej niezwykłej aury. Poprzez ten zabieg stał się on zwykłym człowiekiem – Homo sapiens, może nieco odmiennym przez wzrost i albinizm, ale zupełnie nam bliskim.

Koncepcja i wygląd Inżynierów jest ciekawa, pasuje do motywu „bogów z kosmosu”. Osobiście chętnie zobaczyłbym ją w jakimś filmie… Ale na pewno nie w tym filmie i na pewno nie w miejscu Space Jockey’a. Moment odkrycia ludzkiej twarzy u istoty z innego świata jest pewnego rodzaju szokiem, jednak gdy zdumienie opadnie okazuje się to być nieudanym chwytem. Wyobraźcie sobie, że jakaś ikoniczna postać – przykładowo Chewbacca – nagle odpina twarz i okazuje się, że w środku siedzi ktoś zupełnie inny. Albo scena, gdy Luke zdejmuje maskę konającego Lorda Vadera, by odkryć pod nią oblicze Jar-Jar Binks’a… Może trochę przesadzam, ale sprowadza się to do jednego: takich zagrań nie powinno się stosować. Czy Predator byłby równie złowieszczy, gdyby pod maską skrywał twarz podobną do ludzkiej? Zagorzali fani „Gwiezdnych Wojen” na przykład nie znoszą idei midichlorianów, która zrównała tajemną Moc do zwykłej biologii. Nie powinno się grzebać przy koncepcjach, które uznawane są za fundamentalne i z którymi widz się trwale zżył. 

Wyłania się więc najbardziej widoczna różnica między PR a SA: zupełna zmiana wizerunku obcej rasy, która została o połowę zmniejszona, zamknięta w skafandrze i sklasyfikowana jako Homo sapiens.

 

  • Kwestia koncepcji

Pod względem fabularnym PR przeprowadza istną rewolucję, która wydaje się wręcz fantastyką względem starych filmów. Inżynierowie okazują się być stwórcami ludzkości, kosmicznymi półbogami ingerującymi w losy życia na Ziemi. Mało tego – okazuje się, że enigmatyczny Space Jockey jest w gruncie rzeczy człowiekiem. Jak pisałem w poprzednim punkcie, jest to fundamentalna zmiana, wprowadzająca zupełnie nie pasujący do tej serii wątek gatunku ludzkiego występującego poza Ziemią.

Motyw „bogów z kosmosu” sam w sobie nie jest zły. Jest już nieco oklepany i zalatuje tanią teorią spiskową, ma jednak w sobie potencjał i odpowiednio wykorzystany mógłby wyjść nawet przyzwoicie. Ale nie wyszedł. Space Jockey w roli wielkiego kreatora wygląda interesująco, jednak nie w takim wydaniu. Ridley Scott zapowiadał, że rozwinie wątek ingerencji „bogów” w dzieje ludzkości, rozmyślał nawet o obsadzeniu Jezusa w roli wysłannika Inżynierów… Nawet twórcy „Archiwum X” nie galopowali aż tak daleko w swoich alternatywnych dziejach ludzkości. Tak wielkie zmiany w koncepcji SA są po prostu nie do przetrawienia i nie do zaakceptowania. Esencją niezwykłego klimatu filmów o Obcym jest całkowita odmienność i enigmatyczność Ksenomorfa i Space Jockeya. Niewiele z tego pozostanie, jeżeli przyjmiemy historię opowiedzianą w PR.

Reżyser nie pofatygował się, żeby chociaż ogólnikowo przybliżyć nam kwestię stworzenia człowieka. A przecież wszystko się kręci wokół poszukiwań naszych stwórców. Czy w ogóle taki motyw pasuje do tej serii? Saga o Obcym to opowieść o konfrontacji odizolowanych ludzi z nieznanym zagrożeniem, ukazująca małość człowieka w porównaniu ze wszechświatem i jego nieudolne próby podporządkowania sobie wszelkiego istnienia, nie zaś dywagacja o sensie życia. Żeby wpleść taki metafizyczny i egzystencjalny wątek do serii o Obcym potrzeba znacznie więcej zaangażowania i wczucia się w klimat tych filmów, zaś Scott zrobił to wyjątkowo topornie i spaprał sprawę po całości.

Nie wiemy, czy Inżynierowie stworzyli całe życie na Ziemi (czemu przeczy rosnąca w początkowej scenie roślinność), czy tylko człowieka. Jak duża była ich ingerencja w powstanie naszego gatunku? Nie wiemy, czy stworzyli ludzi od podstaw (swoją drogą, ciekawie by wyglądały ludzkie płody wypełzające z wody, niczym Ichtiostega na obrazie Zdenka Buriana…), czy tylko ukierunkowali jego ewolucję i wpłynęli na wykształcenie u niego konkretnych cech. Ciężko stwierdzić, jaki cel miał mieć rytuał rozłożenia się na czynniki pierwsze w przypadkowym zbiorniku wodnym, z dala od Afryki, wskazywanej przez paleontologów jako kolebka człekokształtnych. Nawet jeżeli przyjmiemy najbardziej racjonalne podejście do owego dzieła stworzenia, neguje ono całą współczesną naukę. Co z ewolucją, co z pokrewieństwem człowieka i naczelnych? Nowa wizja Scotta jest bardzo naiwna i ciężko ją zaakceptować wychodząc z założenia, że fantastycznonaukowy film mimo swojej romantyczności opiera się jednak na nauce. 

Kolejnym powodem do negacji PR jest więc wprowadzenie zupełnie odmiennych i nie pasujących do wizerunku SA koncepcji, które w dodatku przedstawione zostały wyjątkowo infantylnie i nieprzekonująco. Sam pomysł może i miał coś w sobie, chęci może też były dobre, jednak rezultat okazał się po prostu niewypałem. Ridley Scott nie uwzględnił faktu, że przemeblowując fabułę kultowego filmu należy robić to z olbrzymią rozwagą, w przemyślany sposób i bez zbędnych rewelacji. 

 

  • Liczne dziury fabularne

Jedną z największych dziur fabularnych jest nieprawdopodobna lokalizacja księżyca LV-223. Okazuje się być on bezpośrednim sąsiadem LV-426 („Acheron”) znanym SA, orbitującym wokół tej samej gazowej planety – Calpamos. Jak to możliwe, że wielki kompleks Inżynierów znajduje się o rzut beretem od księżyca, na którym wylądował Nostromo? Co z sygnałem z wraku na LV-426, który w pierwszym „Obcym” zwabił astronautów na feralny księżyc? Skoro astronauci z Nostromo usłyszeli go z daleka, to dlaczego astronauci z Prometeusza nie odebrali go z tak bliskiej odległości? Co prawda koloniści z Hadley’s Hope też go nie usłyszeli (mimo, że oni dosłownie mieli kolonię obok wraku), ale ich przygoda miała miejsce ponad pół wieku później i jakieś czynniki mogły mieć wpływ na ustanie sygnału. Tutaj jednak jest to dużą nieścisłością. Dodam też dość luźną uwagę, chociaż w kwestii astronomicznego nazewnictwa jestem raczej laikiem, że nadanie numerów „223” i „426” sąsiadującym księżycom wygląda dość dziwnie. Nie powinno być raczej „LV-425” lub „LV-427”?

LV-223 map

LV-426 oraz LV-223 rzekomo orbitują wokół tej samej planety, Calpamos. 

Można mniemać, że wrak statku z LV-426 pochodził z lotniska na LV-223 i jego katastrofa miała związek z incydentami na sąsiednim księżycu – zapewne rozbił się podczas próby ucieczki. Jednak takie zagęszczenie obcych w jednym układzie – ba, przy jednej planecie – odbiera fabule realizm. Gdzie nie splunąć, tam wrak obcych. Dlaczego podczas kolonizacji tych rejonów nie natrafiono na wielkie piramidy, skoro odnaleziono stosunkowo niewielki wrak?

Kolejną sprawą jest Ksenomorf. Skoro pilot z LV-426 zdążył skamienieć, to z pewnością musiał tam leżeć od dość dawna (proces kamienienia co prawda może trwać krótko w odpowiednich warunkach, ale zakładamy dłuższy okres czasu jako że fabularnie lepiej tu pasuje). To oznacza, że właściwy Ksenomorf nie powstał w wyniku dziwacznej ewolucji czarnej mazi, jak zostało to zasugerowane w PR, lecz istniał już nieco wcześniej i Inżynierowie zdołali zapełnić ładownię jego jajami. Zakładając, że wrak z LV-426 pochodził z portu na LV-223, dlaczego w placówce Inżynierów nie było żadnych śladów jego istnienia? Dlaczego, skoro na jednej jednostce był cały arsenał jaj Ksenomorfa, w głównej placówce były jedynie dziwne robaki, które po licznych przejściach zmieniły się w coś na kształt prototypu Obcego? Snucie domysłów na ten temat jest jałowe ze względu na śladową ilość informacji w filmie. 

Pozostaje jeszcze jedna kwestia. Skoro w sadze o Obcym korporacja Weyland-Yutani i jej kontynuatorzy stawali na głowach, byleby zdobyć chociażby najmniejszą próbkę obcego organizmu, to dlaczego nie sięgnęli do kompleksu Inżynierów z LV-223, gdzie mieli do dyspozycji całe laboratorium i biologiczny arsenał? Skoro dowiedzieli się o wraku na LV-426, to odnalezienie wielkiego lotniska na sąsiednim księżycu nie powinno być dla nich problemem. 

Wszystkie te okoliczności wyjątkowo komplikują fabułę, czyniąc ją zagmatwaną oraz pełną niejasności. Negacja kanoniczności „Prometeusza” jest wręcz wygodna dla fanów, bowiem uwalnia nas od chaotycznych prób pozbierania tej nielogicznej plątaniny w całość.

 

  • Kwestia tytułów filmów

Tytuły filmów, a zatem dość podstawowy element sporów o kanoniczność PR względem SA.
Jak wiemy wszystkie filmowe część SA oznaczone są w tytule magicznym słowem „Alien”, co stanowi swoiste opieczętowanie danego filmu i jednoznaczne sugerowanie widzowi przez decydentów z częścią jakiego cyklu mamy tutaj do czynienia. Jest to normalna czynność, która dotyczy każdej filmowej i uznanej serii – od „Gwiezdnych Wojen”, „Star Treka”, po „X-Menów” czy nawet „Laleczkę Chucky”.
W przypadku PR zrezygnowano z członu początkowego „Alien”, co było czytelnym sygnałem dla widzów, iż film ten z założenia nie miał być klasyfikowany w ramach SA, lecz jako niezależna produkcja w uniwersum „Obcego”. Ba, nawet sam Scott, w okresie gdy PR leciał jeszcze w kinach, oficjalnie przyznawał w wywiadach, iż film ten nie jest częścią SA (nadmieniam, że w okresie promocji filmu mówił on zupełnie coś odwrotnego). Wg słów samego reżysera – tworząc PR pragnął on zrobić coś innego, nowego, tylko luźnie powiązanego z sagą. Trudno o bardziej klarowny przekaz dla odbiorców filmu i miłośników cyklu „Obcy”.

Sytuacja zmieniła się dopiero, gdy reżyser Neill Blomkamp wpadł na ogólnie dobrze przyjęty pomysł zrobienia kontynuacji drugiej części SA („Aliens” z 1986 roku). Wówczas Scott nieoczekiwanie zmienił zdanie odnośnie kontynuacji PR. Tymczasowo zablokował produkcję Blomkampowi, zlecił poprawianie scenariusza do „Prometeusza 2” nowemu scenarzyście i w porozumieniu z włodarzami wytwórni zmienił tytuł roboczy drugiej części PR na „Alien: Covenant”. Postanowił zatem, aby seria zapoczątkowana „Prometeuszem” jednak zmierzała nieubłaganie do fabularnej spójności z filmem „Alien”.
Działania Scotta i jego częste zmiany zdania wniosły sporo zamieszania w określenie kanoniczności PR. W trakcie trwania produkcji drugiej części PR diametralnie zmienił on znaczenie tej serii dla całej sagi. Dla miłośników SA decyzje i działania reżyseria mogą wydać się mocno spóźnione, a nawet nie na miejscu. Scott wydaje się nachalnie wmawiać widzowi, jak powinien traktować jego „Prometeusza”, który już wcześniej został zaszufladkowany przez samego reżysera jako dzieło spoza SA, o czym sam reżyser szybko – zdaje się – zapomniał.

 

  • Kwestia wyjaśnienia

Jeżeli wychodzimy z założenia, że PR ma być prequelem SA, lub przynajmniej filmem rozgrywającym się w tym samym uniwersum, to trzeba się liczyć z pewnym celem, jaki powinien mieć w sobie obraz tego rodzaju. Po prequelu należy się spodziewać rozwiązania – lub przynajmniej przybliżenia – pewnych aspektów fabuły pozostałych filmów. „Prometeusz” nijak się ma do roli prequela, bowiem nie rozwiązuje niczego, a wręcz przeciwnie – niesamowicie komplikuje fabułę. Na żadne z pytań w sumie nie dostaliśmy odpowiedzi. Kim jest Space Jockey? Bóstwem z kosmosu o zupełnie nieznanych intencjach. Skąd pochodzi Ksenomorf i czym on jest? Nie wiadomo, nawet się w tym filmie nie pojawia; aczkolwiek poznaliśmy jego niedorozwiniętego kuzyna Deacona. Jaka historia kryje się za wrakiem rozbitym na LV-426? Nie wiadomo. Co z tym tajemniczym sygnałem, który zwabił załogę Nostromo? Nie wiadomo. 

W zasadzie to nic nie wiadomo. Ridley Scott aspiruje do rangi współczesnego Sokratesa, który wie, że nic nie wie. A może jednak nie wie, że niczego nie wie? Nakręcił film, który nie spełnia wymagań jako część uniwersum Obcego. Psuje i gmatwa fabułę pozostałych filmów, kłóci się z nimi wizualnie, wprowadza zupełnie odmienne koncepcje i przemeblowuje wszystko według swoich własnych potrzeb. Widzowie mają więc pełne prawo uznawać, że jego nowe dzieło nie jest częścią Sagi i nie ma fabularnego związku z uniwersum Obcego. 

 

Podsumowanie

Czym więc jest film „Prometeusz”? Filmem jedynie inspirowanym Sagą? Alternatywną wersją wydarzeń? Jakoś trzeba go sklasyfikować względem oryginału. Należy zadać sobie pytanie, jak daleko może sięgać kompetencja widza, co do wyrokowania o przynależności dzieła do serii. Decydują o tym odgórnie jego autorzy: reżyserowie, scenarzyści i producenci, narzucając często niechciane pomysły i zwroty akcji publiczności o dość wybrednym i trudnym do zadowolenia guście. Ale jeżeli potrawa jest niesmaczna, to nie sposób przekonać klienta do zajadania się nią. Dla „konserwatywnych” fanów najlepsze będzie stwierdzenie, że film ten w żaden sposób nie łączy się z fabułą oryginalnej sagi i podobnie jak obydwie części „Alien vs. Predator” stanowi luźną i samodzielną historię, wariację w stylu – co by było, gdyby.

Dla mnie jest on nieudanym eksperymentem, mającym nawiązywać do kultowego dzieła. Jednak nawiązanie to wyszło reżyserowi fatalnie: nakręcił film, który bezpośrednio jawi się widzowi jako prequel „Aliena”, jednak w gruncie rzeczy nie ma z nim nic wspólnego. Chęci miał zapewne dobre, jednak nie był w stanie zdecydować się na wybranie konkretnego podejścia do tematu, w rezultacie tworząc film o niczym. Wciąż nie jest jasne, co dokładnie autor miał na myśli mówiąc o „DNA Obcego”. Miejmy nadzieję, że kontynuacja „Prometeusza”, tytułowana jako „Obcy: Przymierze”, nie pogorszy sprawy jeszcze bardziej, bo w tej chwili wszystko na to wskazuje. Z pojedynczego filmu wyrasta cała trylogia, która zapewne jeszcze bardziej pogmatwa fabułę i wprowadzi do niej jeszcze więcej sprzeczności i niedopowiedzeń. Pozostaje nam trwać przy swoim stanowisku i nie przejmować się nieudanym plonem, który wyrósł na gruncie klasyki.

 

Rublev
(konsultacja + swoje 3 grosze – Dr. Gediman)


Źródła zdjęć:
1. https://cityoftongues.com/2012/06/05/some-thoughts-on-prometheus/
2. http://io9.gizmodo.com/5879560/everything-we-know-about-ridley-scotts-space-jockeys
3. http://www.jamhoop.com/2012/06/prometheus-jesus.html
4. http://alienanthology.wikia.com/wiki/LV-223

 

Zobacz także:

Ciekawy artykuł? Doceń naszą pracę:
[Głosów: 23 Średnia: 4]
Zobacz także
21 komentarze
  1. yamata

    I jeszcze jedno: Bardzo ciekawe byłoby, gdyby Scott nie robił z Inżynierów jakichś religijnie nawiedzonych siewców życia czy nawet jego niszczycieli, czego absolutnie nie wykorzystał, tylko właśnie zrobił z nich jakieś szalone bóstwa Cthulhu i użył gotowca. Może nawet niszczenie cywilizacji mogłoby się stać ich misją. Czemu dajmy na to, paradoksalnie zapobiegło (w przypadku Ziemi) starcie z np. Predatorami. A jak już chciał gotowca na Inżyniera, mógł sięgnąć po sagę Larry Nivena o Pierścieniu!

    Czemu miało służyć poświęcenie tego odszczepieńca? W jaki sposób z jego DNA akurat powstała ludzkość? Ani nas reszta nie chciała, ani nie jesteśmy podobni. Ile na nas musieli czekać, by nas potem próbować zniszczyć? Przecież to się nie trzyma kupy niczym dowolna religia? Scottowi już bije na dekiel ze starości. Z Gladiatora też już chciał boga zrobić… ;)

  2. yamata

    Akurat wiele tych nieścisłości można wyjaśnić, jak ma się dobrą wolę i odrobinę chęci. Ale to powinien zrobić reżyser i scenarzysta, a nie ja, żeby ich usprawiedliwiać! To w końcu oni wzięli za to kasę, nie? Proszę bardzo:

    Rozbieżności technologiczne? Trudno porównywać prywatny jacht Weylanda do transportowego statku górniczego nawet i wiek później. W Alien Covenant też tej rozbieżności nie ma. Ale można zakładać jakiś regres na Ziemi, typu ograniczona wojna atomowa, który cofnął nas do lat 70-80. Tylko trzeba to umieć sprzedać, tym bardziej że Prometeusz już jakiś czas leciał, a Covenant wyruszył w rejs zapewne sporo przed Nostromo, mimo że akcję dzieli tylko 18 lat. Można też zwyczajnie ten temat pominąć i iść ścieżką retrofuturyzmu jak w Romulus, albo go olać. Na tej zasadzie Obcy Przebudzenie, to już zupełny bezsens, bo technologia stoi tam w miejscu od prawie 400 lat!

    Statek Space Jockeyów mógł lecieć na księżyc z Prometeusza, a nie odwrotnie. Być może placówka funkcjonowała tam przez wieki, a to był tylko jeden z transportów? Fakt, że księżyce głupio ponumerowano, ale można by to wyjaśnić astronomicznym żartem (które się zdarzają w rzeczywistości).

    Wykrycie sygnału mogło nie być łatwą sprawą. Można założyć, że w 2093 roku nie mieliśmy technologii jego wykrycia, a w 2122 była już ona nawet na Nostromo. Ale można też założyć, że był nadawany tylko kierunkowo, a Prometeusz przyleciał z innej strony. W końcu leciał z Ziemi, a nie na nią wracał, nie? Potem mógł rzeczywiście siąść nadajnik, albo został celowo zniszczony przez Weyland-Yutani…

    Dlaczego nie wykryto i nie skorzystano z kompleksu Inżynierów? Hmmm. Nie wiadomo, czy David nie spuścił im tam bombki na odchodne. Może księżyc doznał jakiejś kosmicznej katastrofy? Może te proto-alieny nie były przyzwyczajone do smaku ludzkiego mięsa i się nim struły jak my salmonellą? ;) I śladu po nich nie pozostało? W końcu z ewolucji tego dziwadła wynikało, że była raczej dostosowana do ciała Inżyniera, niż ludzkiego… W każdym razie jeśli nic takiego się nie wydarzyło, rzeczywiście byłoby idiotyczne, dlaczego Weyland-Yutani nie szukał tam śladów ekspedycji Weylanda i jego samego? Dlaczego nie polecieli tam ponownie, przecież pomijając Prometeusza, był to do tej pory jedyny ślad obcej cywilizacji i ewentualnych profitów ze schedy po niej? Bo przecież nie można jeszcze zakładać pazerności Weyland-Yutani na zdobycie broni biologicznej, zwyczajnie o niej nie wiedzieli? Ale dlaczego nie mieliby terraformować księżyca bardziej gościnnego niż jego sąsiad z układu? Przecież to bez sensu…

    Dalej to już w ogóle masakra. Wątek Inżynierów wyjątkowo schrzaniony, nawet jeśli podlegli jakiejś formie degeneracji czy fanatyzmu religijnego, to jednak nic nam o tym nie mówi. A druga część tylko pogarsza sprawę. Potencjał zmarnowano i nawet nie czepiam się różnic w wielkości (Predatorzy też byli różni), a może wcześniejsi Inżynierowie byli więksi? Może wykańczała ich jakaś wada genetyczna, która degenerowała ich prze pokolenia? Może dlatego byli mniejsi, słabsi i do tego chorobliwie bladzi? Bo im słoneczka brakowało i witaminy D? ;) Można by to ciągnąć długo. Tylko po co?

    Bo przyszedł Alien Przymierze i pozmiatał. Nie dość, że to prawie dokładna kalka z Obcego, poza demonicznym Davidem psychopatą, to jeszcze łamie cały system i tak już mocno naciąganego sposobu rozmnażania Obcego. Skoro mógł się dostać jak zarodniki jakiegoś grzyba do wnętrza człowieka, w dodatku rozwijając się w kilka chwil, to po co więcej? Mamy pandemię jak na TLOU. Tyle że gorszą, bo zanim poznamy przyczyny i się zabezpieczymy, wydymają nas Alieny. Swoją szosą jakie to głupie, skoro nas nie żrą, a jeden Alien = jeden człowiek? Powinny nas hodować i jeszcze zapewniać rozrywkę w postaci seksu, żeby samemu sobie nie ograniczać populacji. Skoro akurat musiały wyłazić z ludzi albo innych ludzio-podobnych… ;)

    Nie wiem, chyba lepiej nie rozkminiać hollywoodzkich produkcji (szczególnie w guście horroru kosmicznego), w kontekście jakiejś szczególnej logiki, sensu czy filozofii. A już spiąć nią całą serię? To już rzeczywiście szybciej Jar-Jar Binks mógł bzyknąć Amidalę (o ile byli kompatybilni seksualnie), tym samym zostając ojcem Luke’a ;)
    „I am your father”! Mina Luke’a musiałaby być w tej scenie bezcenna, jak moja po obejrzeniu Prometeusza i Przymierza… Czysta jak kryptonit czy inne vibranium forma: WTF? ;)

  3. Zodiac

    Dodam jeszcze jedną kwestię, o której pisze autor (nieścisłość dotycza tego skąd wzięły się jaja na pokładzie statku rozbitego na LV-426 w pierwszej części sagi Obcy). Inzynier miał rozerwaną klatkę piersiową, więc najprawdopodobniej leciał już z embrionem w środku. Ładownia mogła być pusta, Inżynier prawdopodobnie uciekał (możliwe, że z LV-223, gdzie został zarażony), a jaja najprawdopodobniej złożył ksenomorf, który właśnie z niego wylazł. Jaja nie są poukładane pod linijkę, jak wazony w Prometeuszu, poza tym myslę, że raczej nie da ich się po prostu przemieszczać i układać bez wybudzenia facehuggera

  4. ropcia

    Jeszcze jakiś czas temu, nie zgodził bym się z autorem, uznając Prometeusza za kanon. Lecz trochę czasu już minęło, międzyczasie ukazała się kontynuacja, która potwierdza tylko treść artykułu. Przede wszystkim, aby można było uznać te 2 filmy za kanon, musiały by się one w jakiś sposób łączyć z historią z Obcy: Ósmy pasażer Nostromo. Niestety ani Prometeusz, ani Covenant nie spełnia tego zadania. Być może w kolejnej kontynuacji mielibyśmy powiązanie, lecz nie zapowiada się, że kiedykolwiek ujrzy ona światło dzienne. Trochę szkoda, bo jednak jestem ciekaw jak mogło by się to wszystko skończyć, bez względu czy było by to powiązane z oryginalną sagą czy nie. Z drugiej strony, znając pomysły Scotta, takie jak stworzenie Obcego przez Davida, można było by się spodziewać np, że Space Jockey z 1 to w jakiś sposób David, a to już by raczej nie spodobało by się nikomu.
    Kolejnym punktem, który działa na niekorzyść Prometeusza i Covenant, jest właśnie różnica w technologii. Aby uznawać te filmy za kanon, technologia powinna być jeszcze bardziej archaiczna niż w Obcy 1. Zamiast tego dostaliśmy nowoczesne monitory i hologramy, które ni jak się mają do oryginalnego Obcego. Wystarczy oglądnąć shorty Obcego, wydane z okazji Alien Day, aby zobaczyć jak to się powinno zrobić.
    Ostatnią i najważniejszą rzeczą, przez którą nie uznam Prometeusza za kanon, jest postać Space Jockeya. Nie ma bardziej tajemniczej postaci w filmach SF jak właśnie SJ, gigantyczny martwy kosmita, w rozbitym statku gdzieś w otchłani kosmosu, przewożący tajemnicze jaja. Pokazanie go jako człowieko-podobnego kosmity ubranego w kombinezon całkowicie odarło go z tajemniczości.
    Generalnie lubię od czasu do czasu wrócić do Prometeusza i Covenant, podoba mi się motyw odkrywania twórców ludzkości, ale traktuje to jako osobną historię i próbowanie na siłę połączyć te 2 światy mija się z celem.

  5. Droko

    Kolejny rozrczarowany fan Aliena. Niestety ja się nie zgadzam z opinią autora. Dla mnie pomysł Prometeusza i AC jest trafiony jako poprzedzający Obcego. Co prawda nie są to już takie majstersztyki jak A1,2,3 ale i tak nie jest źle. Mam nadzieję że doczekam się produkcji której akcja toczy się na lv426 po wybudowaniu osady kiedy to inżynierowie znajdują wrak.

  6. Jakub

    Ten „obcy” nie istniał wcześniej. Materiał genetyczny w „wazonach” był na maksa odjechanym i kozackim eksperymentem który wymknął się z pod kontroli a „węże”.. mogą być dwie opcje: 1. Po zetknięciu z wazonem materiał genetyczny zaczyna namnarzac się jak bakteria która reaguje że wszystkim co organiczne, żywe w otoczeniu (rosnąć pochłania materię z powietrza co reaguje i tworzy kolejne, inne syfy powstające z wazonów) i tak powstały węże, urosły i wyewoluowały z niczego dlatego nie były imponujące.
    Opcja 2- zabita załoga zaraziła się bakterią z wazonu co spowodowało ich pytacie jak tego typa z PR różne mutacje i inne rzeczy mogły spowodować że któryś z tych już potworów zaczął składać jaja z których wyszły węże albo po prostu umarł załogant albo jeszcze żywcem po zarażeniu to z niego wyszło.
    Koncepcja początku jest błaha a za każdym kolejnym zarażonym z którego wychodził kolejny kosmita był bardziej „odjechany” „silny” „niezawodny” a potem zaczyna się saga

  7. Andrei

    W skrócie momentami myślałem że napisał to rozgoryczony dzieciak. A czemu tak, a czemu w ten sposób itp ? A czemu nie widać piramid bozze wszystko byś chciał w jednym filmie ? A może budżet ? Nakręć sam lepiej film. Większość pytań można odpowiedzieć logicznie

  8. Krzysztof Cieślak

    Całkowicie się nie zgadzam z autorem tego artykułu, no może zgadzam się tylko w tym, że film ”Prometeusz” mógłby być lepiej napisany czy przydała by się nowa jego wersja rozszerzona. Co co samej postaci Space Jockey’a czyli jego wyglądu itd: to chyba autor tego artykułu i jako niby fan sagi o Obcym jest nie doinformowany. Po pierwsze faktycznie są różnice wielkości Space Jockey’a bo o ile w ” Obcy Ósmy Pasażer Nostrono ” wygląda on jak gigantyczna jakaś skamielina znajdująca się na fotelu pulpitu sterującego statkiem kosmicznym, tak w filmie ” Prometeusz ” Space Jockey jest co prawda mniejszych rozmiarów ale ma na sobie przyrośnięty do ciała skafander bio-organiczny, więc do czasów wydarzeń dziejących się w ” Obcy Ósmy Pasażer Nostrono ” mógł skamienielić, a nie jak piszę autor tego artykułu, że Space Jockey w filmie ” Prometeusz ” ma zwykły skafander. Tak samo uważam za nonsensowne czepianie się dupy przez autora tego artykułu, że w filmie ” Prometeusz ” postać Space Jockey został przedstawiony jako Bogów, konstruktorów – twórców życia czyli ludzi i, że sami konstruktorzy wyglądają jak ludzie, rozumując takie twierdzenia to tak samo można się czepiać na siłę, że w religii chrześcijańskiej bóg wygląda jak człowiek skoro stworzył go na swój obraz i wizerunek. Gdzie to jest powiedziane i napisane, że Space Jockey to jakiś dziwny i nie wyobrażalny gatunek obcej formy życia, która nie może przypominać homo sapiens ?????.

    1. Krzysztof Cieślak

      Przepraszam za błędy w pisowni -> Co do samej postaci Space Jockey’a czyli jego wyglądu itd: to chyba autor tego artykułu i jako niby fan sagi o Obcym jest nie doinformowany. A tak po za tym to autor tego artykułu większości tekstu czepia się na siłę fabuły filmu ” Prometeusz ” bo jej kompletnie nie rozumie { idea powstania gatunku ludzkiego przez bogów jako ”obcych – kosmitów” pochodzi z mitologii sumeryjskiej }, co nie znaczy w cale, że nie jestem tego zdania, że film ” Prometeusz ” powinien doczekać się nowej wersji rozszerzonej i to przemyślnej, a nie robionej na łapu capu na zamówienie HOLLYWOOD na datek w kategoria wiekowej oznaczonej literą ”R”. Do autora tego żenującego artykułu, proszę mieć na uwadze, że film ” Obcy Ósmy Pasażer Nostrono ” był kręcony w latach 1979 gdzie technologia załogi oraz samego statku kosmicznego ” Nostromo ” dzisiaj już trąci myszką, a autora tego mizernego artykułu czepia się na siłę, że technologia jak jest pokazana w filmie ” Prometeusz ” nie pasuje do serii o Obcym bo według autora tego słabego artykułu w filmie ” Prometeusz ” technologia jaką powinna mieć załoga Prometeusza powinna być taka sama prymitywna jak z lat 70-tych jak w ” Obcy Ósmy Pasażer Nostrono ”, naprawdę ręce mi opadają na takie mizerne pod względem treści artykuły wielkich fanów serii o Obcym.

      1. Blf

        @Krzysztof Cieślak
        Rozwój technologii filmowej, animacji, grafiki komputerowej, który w oczywisty sposób daje wyższość wizualną filmowi z 2012 w porównaniu z filmem z 1979, nie jest żadnym argumentem za tezą że pokazana w PR technologia, kokpity statków kosmicznych itd mają być „lepsze” od tych pokazanych w SA. Skoro mówimy o spójnym uniwersum, to TAK, te z PR powinny wyglądać jeszcze prymitywniej niż te z SA, bo są starsze! Kiedyś czytałem równie sarkastyczny komentarz że co, grafika ekranów kokpitów z PR ma być robiona na C64 by było „autentycznie”? Tak! Grafika ekranów kokpitów statku kosmicznego w PR POWINNA BYĆ prymitywniejsza niż grafika SA cz 1, czyli robionego w 1979 roku!! Czyli baaaaardzo prymitywna. Jeśli zakładamy kanoniczność PR- bo o tym jest ten artykuł, a nie o grafice……Niemnie jednak, Twój wpis to kolejny dowód na to że PR nie jest kanoniczy. Innymi słowy- spójność wizualna ma wynikać z chronologii czasu akcji filmu a nie chronologii POWSTAWANIA filmów!!!!!!!

  9. Damian

    Prometeusz i Przymierze tylko mnie rozdrażniły, gwałcąc wszystko, co sobie do tej pory wyimaginowałem przez lata czekania na następne części, lecz i tak będę czekał na każdy rąbek tajemnicy dotyczący 3 części.

    Co do autora tekstu- Wielki szacunek i podziękowania. Dawno nie czytałem tak porządnie napisanego artykułu.

    1. David

      Jakiej tajemnicy dotyczy twoja ciekawość?

  10. b182

    Wiele uwag słusznych ale najbardziej denerwuje mnie to, że statek Prometeusz zupełnie nie przypomina Nostromo. Nie twierdzę, że mają wyglądać tak samo. Ale podstawowa technika powinna nawiązywać jedna do drugiej. Nic tak nie cieszy fana serii jak pewne nawiązania, smaczki z poprzednich części. Gdyby Scott miał trochę więcej oleju w głowie, wiedziałby, ze w samolotach rejsowych czyli generalnie w lotnictwie stosuje się najprostszą , sprawdzoną technikę. Nawet promy kosmiczne jak oglądnać wnętrze mają pełno światełek, przełączników itp. Tylko takie coś jest w stanie lecieć w kosmos. Żadne hologramy itp. nie sprostają temu wyzwaniu. Nostromo własnie tak wyglądał, topornie , prosto. Prometeusz wyglądał jak hotel 5 gwiazdkowy.

    1. Olek

      Jak dla mnie to Scott spieprzył ten film. Chodzi mi o szczegóły bo w nich tkwi diabeł. Z tych większych wpadek…. Po pierwsze statek leci w kosmosie, to nie używa non-stop silników, a tylko podczas menewrów (manewrowe), przyspieszania czy lądowania. Po drugie to „nagranie”…. jak inżynierowie uciekają przed czymś….. niby dlaczego się to odtworzyło – i to jeszcze w taki przestrzenny sposób, gdzie projektory? Naciągane….. Lipą już mi zajechało. Potem zdjęcie hełmów bo „można oddychać”. Zupełna nieodpowiedzialność. Dalej…. macanie obcych substancji ich razi, a za chwilę jeden z członków załogi „wita” się z obcym stworzeniem z uśmiechem na twarzy, jak by pieska zobaczył…… (ten go za chwilę zabija)….. taaaa. wymiękłem….. Scott….. co ty miałeś w głowie jak to kręciłeś??? Lecimy dalej…. – (pomijając inne rzeczy jak to, że koleś który dostał toporem w plecy potem występuje dalej w filmie jak gdyby nigdy nic) – pod koniec filmu uciekają przed spadającym, a raczej turlającym się w ich stronę statkiem zamiast w bok, to przed siebie (idiotki???)….. Dalej – w „Ósmym pasażeże” załoga napotyka wrak statku z „inzynierem” za sterami w kostiumie. A w Prometeuszu on wyszedł ze statku po jego strąceniu….. kuźwa nie kumam. To w końcu załoga „Ósmego” na inny statek się natknęła czy na ten???? Myślałem, że na ten….. Ridleyu Scott – czemuś tak zjeb*ł ten film?

  11. tosca

    Podoba mi się ten tekst ale nie podoba mi się treść – z jednego powodu: autor nie zdystansował się do swoich wrażeń z pierwszych części sagi. I co za tym idzie, mówi jak być powinno. A nie ma nic gorszego niż dyktowanie zasad przez fanów jakiejś serii. I niestety, oryginalna seria nie jest „jedynym rzetelnym weryfikatorem w sprawach kanonu”. W ogóle ustalanie „kanonu” i wszelkie próby „porządkowania” historii i ich podziału na „główne” i „alternatywne” nie ma najmniejszego sensu. Bo kto niby tego miałby dokonać, kto ma do tego prawo? I kto miałby tego przestrzegać?

    Naprawdę szanuję wszystkich fanów tej serii, podziwiam oddanie, jestem pod wrażeniem spostrzegawczości. Ale niestety należy otworzyć głowę na nowe i przyjąć do wiadomości fakt rozwoju filmowego, książkowego i komiksowego uniwersum. A jeśli rozwój ten nie przekłada się na poziom techniczny i wątkowy nowych filmów, to na ocenie tego należy się skupić. Fani nie mogą psuć opinii nowych filmów sagi tylko dlatego, że nie potrafią sobie wyobrazić istnienia innych filmów niż „Obcy” (1979) i „Obcy” (1986).

    P.S.: Można coś zrobić z wyświetlaniem dat artykułów i postów? Bo nie wiem, czy nie piszę w zapomnianym temacie sprzed epoki dinozaurów.

  12. Janusz Tracz

    Jeśli space jockey nie byłby humanoidem (bo człowiekiem to on nie jest) jego „boskość” by zmalała bo „stworzył człowieka na swoje podobieństwo by nie pasowało”. Artykuł bardzo postawotwórczy. Jeśli film był taki „suaby” to po co strzępić język? Osobiście uważam go za b.dobry i chętnie obejrzę kontynuację jeśli się pojawi.

    1. Rublev

      W filmie wyraźnie padło stwierdzenie, że zgodność DNA człowieka i Inżyniera jest stuprocentowa – co w praktyce czyni go człowiekiem. Przez wzgląd na stopień zaawansowania swojej cywilizacji prezentuje się on niczym bóstwo lub swoisty nadczłowiek, jednak w mojej opinii boskość wcale nie musi oznaczać podobieństwa bytu do wyznawców. Przykładowo: czy cielesny i ułomny człowiek jest rzeczywiście obrazem i podobieństwem wszechmocnego i wszechobecnego Boga? Jedynie pod względem nieśmiertelnej duszy, jeżeli już odwołuję się do porównań teologicznych. Zwróć uwagę, że w pierwotnej wersji Space Jockey również był humanoidem, co prawda bardzo zdeformowanym i pokracznym, ale jednak miał tors, głowę, ręce, dłonie itp.. Tekst faktycznie może nie jest do końca obiektywny, ale taka jest tutaj jego rola. Jeżeli chce się coś udowodnić, to warto strzępić język ;)

  13. piotrek

    Niestety nie zgadzam się z autorem. Film trzeba traktować jako kanon. I piszę to mimo iż zgadzam się z większością zarzutów autora. Tyle że gdyby Prometeusza nie traktować jako kanon bo nam się nie podoba i coś nam się nie zgadza, to równie dobrze z kanonu można by wyrzucić np. Obcego 3 (i w konsekwencji oczywiście tez Obcego 4), bo jego fabuła od samego początku była nielogiczna (skąd na Sulaco wzięły się jaja z których wykluły się twarzołapy?). Po prostu trzeba przełknąć tę żabę i liczyć że może Scott jakoś z tego wybrnie z sensem.

    1. b182

      Twarzołapy mogły się znaleść na Sulaco ponieważ matka chwilę się tam plątała (co prawda dupska już nie miała bo zostało na LV-426) ale gdzieś tam jeszcze jajecko mogło się uchować.

  14. Tomek

    Ja ujmę to tak, pójdę rzecz jasna na Covenant, bo jestem bardzo ciekawy co Scott wymyślił, ale tak naprawę to moim zdaniem ani Prometeusz ani kolejne części nie powinny w ogóle powstać. Nie czuję, wręcz uważam że jest to całkowicie niepotrzebne żeby wyjaśniać pochodzenie zarówno obcych jak i Space Jockeyów. Do tej pory wszystko pozostawało w sferze wyobraźni, czy domysłów, ale było to wyjątkowo twórcze. Ludzie dyskutowali, spierali się, ale w tym, miedzy innymi leżała siła tych filmów. A tak wszystko będzie podane na tacy i to na dodatek niekoniecznie zgodnie z kanonem co zostało wypunktowane w powyższym artykule. Odnoszę wrażenie że Ridley albo przesiąkł amerykańskim podejściem gdzie wszystko musi być wyjaśnione, bo jak nie będzie to jeszcze widzowie nie zrozumieją, albo warunki dyktują producenci. I tak źle i tak niedobrze (z przykrością stwierdzam że pod wcześniejszą tezę łapie się tez Nolan, patrz Interstellar)
    Dla mnie saga Obcy mogłaby się zamknąć na 3ce, cykl się świetnie zaczyna, bardzo dobrze (w tym sensie że nie ma typowego amerykańskiego, pozytywnego zakończenia) kończy, a robienie kolejnych części odziera z tej sagi szatę dzieła kultowego.

  15. jabol_punk

    Zgadzam się w stu procentach z autorem Ridley gubił się w zeznaniach, mieszał i czasami mam wrażenie że sam nie wiedział co tworzy,jak dobrze pamiętam to za scenariusz był odpowiedzialny ktoś z serialu lost a ten serial z każdym odcinkiem rodził więcej pytań niż odpowiedzi i to samo tyczy się prometeusza plus dziwny zapęd Scotta do rozwiązania tematu space jokeya i spin off gotowy a reżyser wmawia światu że to wszystko ma sens…jasne dla mnie to Scott dał ciała na całej lini deptając to co autor wspomniał nie zbudował sam w przedewszystkim pierwszym kultowym alienie.koniec.

Dodaj komentarz

Klikając "Wyślij komentarz" wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych wpisanych w formularz komentarza w celu publikacji, moderacji i udzielenia odpowiedzi na komentarz zgodnie z Regulaminem Serwisu i Polityką Prywatności.