Film „Moonfall” (2022) – najgorszy film Emmericha? [Recenzja]

4
  • Tytuł: Moonfall
  • Premiera:
    2-3 lutego 2022 (świat)
    4 lutego 2022 (Polska – kina)
  • Reżyseria: Roland Emmerich
  • Zwiastun ⇓

 

Film Moonfall (2022) – Recenzja / Opinia

 

Co by o Emmerichu nie mówić, jest on bardzo charakterystycznym reżyserem, który przez lata wypracował swój własny, niepodrabialny styl. Każda hipotetyczna katastrofa, która mogłaby dotknąć naszą Ziemię została przez niego sfilmowana. Były powodzie, zmiany klimatu, trzęsienia ziemi, atak kosmitów, Godzilla, znów atak kosmitów, bramy wymiarów, za którymi czekali źli kosmici… Generalnie nie daje on ludzkości odetchnąć. W swoim nowym dziele, filmie „Moonfall”, Roland uznał, że Ziemia to za mało, i trzeba się zabrać też za naszego naturalnego (co w kontekście filmu wcale nie jest takie pewne… ale o tym dalej) satelity.

Produkcje science-fiction, w których maczał palce Emmerich nigdy nie były zbyt złożone fabularnie czy sensowne, zazwyczaj stanowiły pretekst do pokazania na ekranie efektownej rozwałki. Ale to, co serwuje nam film „Moonfall” przechodzi najśmielsze oczekiwania w dziedzinie absurdu i głupoty.

Teraz, nieco szerzej niż zwykle, przedstawię fabułę, jednak jest to konieczne, aby zrozumieć z czym mamy do czynienia i uzasadnić stwierdzenie w akapicie wyżej. Poniżej możliwe są pewne spoilery, zatem jeżeli chcecie iść do kina bez żadnej wiedzy o fabule filmu, najlepiej przeskoczcie o dwa akapity niżej.

Produkcja zaczyna się krótką retrospekcją do 2011 roku, która ukazuje nam dwoje z trójki głównych bohaterów – astronautów Briana Harpera i Jocindę Fowler. Podczas rutynowej misji napraw jakiegoś satelity badawczego zostają zaatakowani przez tajemniczy, fraktalowaty rój, w wyniku którego ginie trzeci członek załogi (którego imię chyba nawet w filmie nie pada). Fowler trafi wówczas przytomność, a Harper, chociaż bezpiecznie sprowadza na Ziemię resztki wahadłowca, to oczywiście nikt mu w jego opowieści nie wierzy, przez co jego kariera w NASA dobiega końca. Fowler z kolei zasłania się utratą pamięci, dzięki czemu nie zostaje za nic ukarana. Cięcie.

Akcja zostaje przeniesiona do współczesności. Harper został życiowym przegrywem, który nie płaci czynszu, żona go zostawiła związując się z dealerem Lexusa (to nie żart), a syn zszedł na złą drogę i trafił do aresztu. Fowler z kolei poszło trochę lepiej – co prawda też jest po rozwodzie, ale przynajmniej ma ciepłą posadkę zastępcy dyrektora NASA.
Poznajemy też trzeciego z głównych bohaterów – KC Housemana, człowieka, który pracuje na kilku etatach (raz sprząta na uniwersytecie, później pracuje w fast foodzie, do tego prowadzi prelekcje dla dzieci o megastrukturach i w ogóle chciał zostać astronautą. To ostatnie mu nie wyszło, ponieważ jest gruby i ma zespół jelita drażliwego – nie, to nie jest słaby żart w moim wykonaniu – coś w tym stylu pada w filmie. Tak czy inaczej, bohater ten jest tak wybitny, że udaje mu się szybciej niż naukowcom z NASA stwierdzić, że orbita księżyca się zmienia i niedługo uderzy on w Ziemię. Po drodze okazuje się, że księżyc, to nie jest zwykła zbitka kamieni, ale coś więcej i że bynajmniej nie zmienił on swojej orbity z własnej woli.

 

Tutaj zakończę opis fabuły, ale uwierzcie mi – jest głupiej niż kiedykolwiek u Emmericha, i autentycznie, po ok. 40 minutach filmu, zastanawiałem się czy nie wyjść z sali.

Film „Moonfall” to po prostu zrodzony z absurdów koszmar. W dodatku akcja ma takie tempo, że przez ładną chwilę zastanawiałem się, czy nie jest on czasem reklamą Lexusa z napisaną na kolanie fabułą. I w sumie to prawda, bo bądźcie pewni, że w każdej scenie, w której pojawiają się auta, Lexus nie tylko się pojawia, ale udowadnia, że nigdy nie zawodzi i da sobie radę w każdych, nawet absurdalnych warunkach.

O tym, jak szybko galopuje akcja filmu, może świadczyć moment, w których Fowler już po 2 minutach od zobaczenia na ekranie kosmicznego zagrożenia, była w stanie precyzyjnie określić, z czym ma do czynienia. Nie zrozumcie mnie źle, drodzy Czytelnicy – nie liczyłem tutaj na rozsądną i wiarygodną fabułę, nic z tych rzeczy. Ale w porównaniu z „Moonfall” taki „Dzień Niepodległości” to oaza rozsądku, logiki i głębi. Mało tego, druga połowa najnowszego filmu Emmericha to miks wspomnianego już „Dnia Niepodległości”, „Prometeusza” i .. „Terminatora” (sic!). Po prostu tragedia.

Oczywiście można powiedzieć, że nie fabuła się tutaj liczy, a przede wszystkim widowisko. Owszem, w przypadku obrazów tej klasy to prawda. Tyle tylko, że i na tym polu film „Moonfall” zawodzi – praktycznie cała produkcja składa się z bardzo przeciętnej jakości CGI – wydaje mi się, że jest gorzej niż chociażby w „2012” (przed seansem zrobiłem sobie powtórkę wszystkich filmów katastroficznych Rolanda na rozgrzewkę), i w tym względzie recenzowany film ma po prostu niewiele do zaoferowania. Jedyny efekt komputerowy, który wyglądał ciekawie to fraktalowaty kosmiczny rój.

Udźwiękowienie jest ok, a muzyka, standardowo dla tego reżysera – przaśnie pompatyczna.

Co do aktorstwa – muszę przyznać, że główne trio w postaci Halle Berry, Patrick Wilson i John Bradley starają się wykrzesać coś z papierowych postaci, w które przyszło im się wcielać. Jest między nimi jakaś chemia, ale film jest po prostu za słaby, żeby ich starania mogły w jakikolwiek sposób wpłynąć na ocenę końcową produkcji. O bohaterach drugoplanowych nie ma co wspominać, żaden z nich nie wypowiada w filmie więcej niż 10 zdań, jakichkolwiek emocji też w nich brakuje. Są, bo są .. i tyle.

Moim zdaniem film „Moonfall” to zdecydowanie najgorszy film w karierze Rolanda Emmericha. Fabułą jest koszmarnie głupia, a film wygląda jak teledysk. Do tego nachalność product placementu (na którego zazwyczaj w filmach nie zwracam uwagi), tutaj jest tak prostacka, że po prostu zaczęła mi przeszkadzać. Auta klasy Lexusa, jeśli już mają być reklamowane przez filmy, to przynajmniej niech będą to przyzwoite filmy (via Mercedes i Jurassic Park/World) i niech będzie to nieco bardziej subtelne. W omawianym filmie jedna ze scen rozgrywa się nawet w salonie w/w japońskiej marki…
W każdym razie stanowczo odradzam seans tego filmu w kinie. Jeśli ktoś jest zainteresowany i koniecznie chce to „cudo” zobaczyć, to zdecydowanie lepiej jest zaczekać aż trafi na któryś ze streamingów. W innym przypadku szkoda czasu i pieniędzy.

 

 

OCENA :

(dokładniej 0/4,
a dla fanów Lexusa ¼ – to ładne auta i miło się na nie patrzy ;))
Harap

 

Zwiastun / Trailer

Drugi zwiastun:

Pierwszy zwiastun:

 

Ciekawy artykuł? Doceń naszą pracę:
[Głosów: 7 Średnia: 4.4]
Zobacz także
4 komentarze
  1. elim

    Bardzo fajny film, może głupi, ale daje odpowiednią dawkę rozrywki, typowa dla Emmericha produkcja katastroficzna oparta na teoriach spiskowych, a więc przy oglądaniu należy wyłączyć logiczne myślenie bo tylko przeszkadza. Ja jak najbardziej ją polecam tym którzy dobrze się bawili na jego poprzednich filmach w których rozwalał Ziemię, tym razem znowu to robi w spektakularny sposób, jak dla mnie to ocena 7,5/10.

  2. Tomo

    Tego filmu nie można nawet nazwać porażką. Czasami się zastanawiam jak to możliwe, że niektórzy aktorzy godzą się brać udział w takich filmach. Ja rozumiem kasa jest potrzebna, no ale żeby tak nisko upaść?

  3. xyz

    Pierwszy film który wyraża szacunek dla każdej ludzkiej myśli bez względu na to czy posiadasz papier czy nie.

  4. chrumcio

    Nie spodziewałem się cudów na kiju i to dostałem, może nie jest to jakieś wybitne kino ale można obejrzeć. Jak dla mnie to 6/10

Dodaj komentarz

Klikając "Wyślij komentarz" wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych wpisanych w formularz komentarza w celu publikacji, moderacji i udzielenia odpowiedzi na komentarz zgodnie z Regulaminem Serwisu i Polityką Prywatności.