- Tytuł polski: Wojownicy przyszłości
- Tytuł angielski: Warriors Of Future
- Tytuł oryginalny: Ming yaat zin si (明日戰記)
- Premiera:
5.08.2022 (Chiny)
2.12.2022 (świat – Netflix) - Reżyseria: Yuen Fai Ng
- Trailer
Film Wojownicy przyszłości (2022) – Fabuła / Opis
W roku 2055 Ziemia jest wyjałowiona działalnością człowieka – wysoki poziom zanieczyszczenia atmosfery oraz globalne ocieplenie, a także wojny robotów niszczą świat, jaki znamy teraz. Ludzkość, starająca się przetrwać w coraz trudniejszych do życia warunkach, wpada jednak w jeszcze większe tarapaty. Upadek meteorytu przynosi zarodki obcej i śmiertelnie niebezpiecznej rośliny nazwanej Pandora, która w zatrważającym tempie oczyszcza planetę, zabijając wszystko na swojej drodze.
Ciężko opancerzony oddział żołnierzy zostaje wysłany by ocalić Hongkong i zniszczyć Pandorę. W trakcie akcji żołnierze odkrywają jednak spisek…
Film Warriors Of Future (2022) – Recenzja / Opinia
Czytając opis fabuły i oglądając zapowiedzi nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że film „Warriors Of Future” czerpie całymi garściami nie tylko z klasyków kina science-fiction, ale i z horroru. Mamy tutaj bowiem roślinę „Pandora”, która nie bez przyczyny nawiązuje do nazwy obcej planety w hicie Camerona „Avatar”, gdyż pewien opancerzony śmigłowiec wojskowy jest niemal kopią latającej fortecy w „Avatarze”. W dodatku w obu filmach wątek szkodliwej środowisku i planecie działalności człowieka jest dość istotny fabularnie.
Żołnierze w opancerzonych egzoszkieletach niemal do złudzenia przypominają członków oddziałów walczących z Fantomami w „Final Fantasy: The Spirits Within”. Dodatkowo zabójcze rośliny przywodzą na pamięć chociażby klasyki w postaci wielokrotnie remake’owanego filmu „Inwazja porywaczy ciał” czy pamiętnego horroru „Fungus”, powieści Harry’ego A. Knighta. A gdyby tego jeszcze było mało – roboty oraz imponujące mechy wyglądają, jak żywcem wzięte z filmów „Chappie” czy „Ghost In The Shell”.
Zapożyczenia z innych dzieł to nic złego, jeżeli twórcy zgrabnie je złączą, a całej powieści nadadzą nową i oryginalną formę. Mocno za taki efekt trzymałem kciuki, lecz finalnie całkowicie się zawiodłem.
Film „Wojownicy przyszłości” aż razi bowiem odtwórczością, kalkowaniem i nie wnosi zupełnie nic godnego zapamiętania dla kina science-fiction.
Szkoda i to nawet wielka ogromnej pracy jaką włożyli w ten film jego twórcy. Warto zaznaczyć, że już sam wstępny proces produkcji filmu „Warriors Of Future” zajął aż 36 miesięcy, a zdjęcia do niego kręcono kolejne 4 miesiące. Następne 18 miesięcy miała zająć post-produkcja (planowo jeszcze się wydłużając). Budżet filmu przekroczył ostatecznie 56 milionów $, co dla producentów z Hong Kongu było wydatkiem bez precedensu i stawiało film „Wojownicy przyszłości” w roli jednego z najdroższych i najbardziej spektakularnych azjatyckich produkcji w historii.
Dodatkowo film miał okazję przebić się na światowe rynki dzięki inwestycji Netflixa, który postanowił wykupić prawa do dystrybucji, podobnie jak w przypadku innych azjatyckich filmów science-fiction – „Space Sweepers” i „Wędrująca Ziemia”.
Wszystko to zwiastowało dzieło godne zapamiętania. Lata pracy tabunu ludzi nad tą wizją spowodowały, że czekałem na premierę będąc pełnym nadziei na udaną produkcję SF w odmiennym stylu niż amerykańskie blockbustery. I owszem, owa odmienność jest zauważalna, jednak specyfika azjatyckich superprodukcji nadal mocno blokuje dobry odbiór przez europejskiego widza. A dodatkowo w „Warriors of Future” aż roi się od mankamentów.
Oprócz wspomnianego już odtwórstwa i niemal kopiowania scen z amerykańskich hitów kinowych, w omawianym filmie razi sztywna gra aktorska, a także kreacja postaci. Żaden z bohaterów i bohaterek nie wydaje się wiarygodny, żaden nie ma argumentów ani odpowiednio przedstawionej motywacji, aby stać się bohaterem z krwi i kości, któremu chciałbym kibicować. Aktorzy przypominają przypadkowych statystów, wrzuconych na gwałt w wir chaotycznej akcji. Ich gra jest udawana, wymuszona i sprawiają wrażenie, jakby zupełnie nie czuli swoich, fatalnie zresztą rozpisanych i całkowicie bezbarwnych postaci.
Sam pomysł wyjściowy na fabułę jest jak najbardziej w porządku i miał potencjał na ciekawą historię z głębszym przekazem tyczącym się kierunku obranego przez ludzkość i tego konsekwencji. Temat jednak w zasadzie wyczerpano po kilku minutowym wstępie, a dalej w fabułę dość nieudolnie starano się wpleść temat walki o władzę, ignorowanie potrzeb jednostek na rzecz ogółu, trochę miłości i trochę wątków obyczajowych. Wszystko mocno wymuszone, dodane na zasadzie – trzeba wrzucić, bo jest na liście do odhaczenia przy produkcji blockbustera.
Od strony muzycznej film wygląda bardzo blado, podkład jest wtórny, często niezbyt pasujący do rozwoju akcji i scen – zupełnie jakby żył własnym życiem. Kompozycje nie są niczym odkrywczym, żadna nas nie porwie, ani nie zapadnie w pamięć, pełnią raczej rolę obowiązkowego zapychacza.
Montaż, sceny walk i praca w nich kamery są bardzo chaotyczne. Obraz skacze, co w zamierzeniu twórców miało zapewne oddać dynamizm akcji, ale w rezultacie sprawia, że wszystko staje się nieczytelne, zamazane i ciężko rozeznać się, co i dlaczego właściwie widzimy.
Efekty specjalne są jedynym aspektem, który ratuje ten film od totalnej klapy. Jednak tutaj też pojawiają się zgrzyty. W jednej chwili możemy zachwycać się imponującym, nietuzinkowym, szczegółowym designem śmigłowców, mechów, czy maszyn lub egzoszkieletów, by za chwilę poraziła nas sztuczność generowanego dymu nałożonego na obraz, lub nienaturalność poruszania wygenerowanej postaci czy też jakaś niedopracowana tekstura pomieszczenia. Postapokaliptyczny krajobraz zrujnowanej metropolii wyglądają jednak zawsze dobrze i interesujaco.
Film „Wojownicy przyszłości” to kino naszpikowane efektowną akcją. Od strzelanek, bijatyk, a także od uganiania się robotów i mechów oraz przerośniętych insektów za ludźmi i odwrotnie aż może zakręcić się w głowie. Szkoda, że ta – celowo użyję słowo – rozpierducha, jest totalnie chaotyczna, a roztrzęsiony obraz i teledyskowe przeskoki niemal uniemożliwiają w praktyce nacieszeniem się tym wizualnym przepychem. Dzieje się bardzo dużo, ale nic tak naprawdę nie ma tutaj większego sensu. Otrzymujemy denną młóckę wyzutą z jakiejkolwiek dramaturgii, pełną niezrozumiałych działań bohaterów i naszpikowaną dziurami fabularnymi oraz nielogicznościami.
Czasami taki film każdy widz nawet chętnie obejrzy w ramach przysłowiowego odmóżdżania się po tygodniu pracy. Jeżeli jednak oczekujecie czegoś więcej od scenariusza, fabuły i gry aktorskiej oraz sama rozwałka Wam nie wystarczy – lepiej odpuście sobie seans „Warriors of Future”.
Ale dla widzów pragnących efektownego kina akcji SF bez zobowiązań – 2/4
Zwiastun / Trailer
Najnowszy trailer po ogłoszeniu, że dystrybucją światową filmu wykupił Netflix:
Zwiastun z 15 lipca 2022:
Poniżej zapowiedź w formie „making of”:
Film chyba nie ma które chyba nie ma konkurencji w swoim gatunku.
Znając życie to ludzie i tak będą narzekać u nas, bo gra aktorska słaba, bo efekty słabe, bo niskobudżetowy, itp… czyli bo to nie jest film made USA :D
A ja tam czekam, i się cieszę że NF wykupiło prawa do wyemitowania tego filmu. No i jest Robot :D
Przydałaby się recenzja „Wszystko, wszędzie, naraz”. Chyba najbardziej oryginalny film science fiction tego roku.
Ma ktoś już jakiś namiar gdzie można już obejrzeć.
Na razie poza Chinami w trybie festiwali – pod koniec października w Londynie, na początku listopada festiwal w USA. Czekamy na szerszą dystrybucję.
Niestety nie ma, sam co jakiś czas lukałem czy gdzieś jest… Cza czekać na premierę NF, co mnie cieszy bo wiem że go na pewno obejrzę :)
Przypomina to mi „Dzień Tryfidów ” Johna Wydhama.