Komiks „Batman versus Predator” – Recenzja
„Batman versus Predator”, historia rozgrywająca się w świecie Batmana, to już klasyk i kult w jednym, szczególnie wśród osób wychowanych na propozycjach wydawnictwa TM Semic. Wydany w Polsce, bagatela, 24 lata temu komiks (a w USA w 1991) to czysta esencja opowieści o Mrocznym Rycerzu i Predatorze, w wersji „nostalgia na całego”. Mogło się nie udać, a jednak wyszła prawdziwa perełka. Za komiks odpowiadają trzy legendy branży: Dave Gibbons i bracia Kubert.
KOMIKS „BATMAN VS PREDATOR” – RECENZJA

Dave Gibbons to scenarzysta historii. Dave, znany bardziej jako artysta i osoba odpowiedzialna za liternictwo, kojarzony jest najbardziej z głośnym i kultowym w świecie komiksu tytułem „Watchmen”, który stworzył razem z Alanem Moorem.
Strona graficzna to z kolei zasługa braci Kubert: Andy’ego (rysunki) i Adama (tusz), znanych z licznych prac dla komiksowych potentatów w postaci DC Comics i Marvel Comics. Świetna symbioza tej trójki zaowocowała czymś, co dla osób zafascynowanych komiksami DC i Dark Horse dłużej niż parę latek, było swego czasu pozycją ważną, lub przynajmniej istotną.
Mimo upływających lat komiks „Batman versus Predator” jest jedną z ponadczasowych historii rysunkowych, pokazujących piękno i głębię tej dziedziny sztuki. Istny wehikuł czasu, który momentalnie przenosi nas w miejsce, gdzie słowa „esencjonalny”, „wciągający” i obowiązkowe „mroczny” przenikają się wzajemnie, tworząc ciekawą kombinację.
Utalentowany skład twórców pracujących nad tą opowieścią zaowocował świetnymi, zapadającymi w pamięć kadrami o potężnym ładunku oddziaływania na wyobraźnię czytelnika, dzięki czemu „Batman versus Predator” zapisuje się jednocześnie złotymi zgłoskami w historii komiksów w rozdziale pt. crossovery. Wydawałoby się, że te z pozoru nie pasujące do siebie elementy nie będą ze sobą współgrały, a rezultatem czego będzie coś groteskowego, wręcz tandetnego.

Twórcy wzięli brawurowo na warsztat egzotykę Mrocznego Rycerza oraz Kosmicznego Łowcy i zrobili to po swojemu. Z jednej strony panowie podręcznikowo wręcz eksploatują elementy mitologii zarówno Batmana, jak i Predatora, z drugiej nanoszą na te schematy swoistą zadziorność, objawiającą się szczególnie w kompletnym braku niezwykłych przeciwników Batmana (pomijam tu rzecz jasna oczywistą „gwiazdę” komiksu prosto z kosmosu), z ich całym bagażem super-mocy, psychoz i barwnych kostiumów.
Scenarzysta na spółkę z artystami wzięli na tapetę specyfikę „zwykłych” łotrów z galerii Nietoperza (a zatem licznych gangsterów), nie odzierając ich z właściwych dla nich elementów, przy okazji dodając nowego antagonistę z zupełnie obcego (sic) środowiska: kosmosu. To właśnie dzięki temu połączeniu zawdzięczamy przyciągającą mieszankę realizmu i sci-fi.
Odpowiedniej dozy dynamiki dodają oczywiście „zwykli” śmiertelnicy, wśród których prym wiodą rzecz jasna przyjaciele Batmana, komisarz Jim Gordon i lokaj Alfred Pennyworth.

Fabuła komiksu „Batman versus Predator” jest wręcz banalna. Oto w Gotham dochodzi do serii brutalnych morderstw na prominentnych postaciach lokalnej socjety (wśród nich znany i lubiany bokser, twarze przestępczego światka), jak również na przypadkowych, zwykłych obywatelach miasta, co szybko przykuwa uwagę nie tylko policji, ale również samego Batmana. Nietuzinkowe okoliczności mordów, jak również brakujące części ciał u ofiar, sugerują nowego zawodnika w tej krwawej grze. Z czasem okazuje się, że lubujący się w makabrycznych trofeach zbrodniarz może nie pochodzić z tej planety… Cóż, czy z Arkham czy z innej galaktyki, pewne jest jedno: „nowy na dzielni” nie będzie się panoszył za kadencji Mrocznego Rycerza.

Komiks wrzuca nas na głęboką wodę od samego początku, zaczynając krwawą rozgrywkę dwoma morderstwami (właściciel złomowiska i bokser), łechcąc mile nasze nostalgiczne receptory motywami z filmów o Predatorze. Dalej zaczyna się walka z czasem i niewiadomymi. Kim jest morderca? Skąd jest? Jakie są jego motywy?
Tajemniczego klimatu dodaje prosty, acz maksymalnie wyraźny przekaz kadrów pokazujących punkt widzenia Predatora w termowizji. Mimo początkowej nieobecności „na ekranie” (podobnie jak w przypadku filmów), lub sugerowaniu jego obecności, wciąż mamy uczucie, że gdzieś tam jest i obserwuje naszych bohaterów.
Smaczku całości dodaje również umiejętne operowanie samą makabrą scen mordu. Jak można się domyślić, produkcja z Predatorem w nazwie nie może być pozbawiona hektolitrów krwi i brutalnych momentów. Autorzy z wyczuciem dawkują te sytuacje, pokazując bardziej dosłowne chwile zabójstw dokonywanych przez Predatora poza kadrami lub sugerując takowe.

Kreska Andy’ego Kuberta to klasa sama w sobie. Jest wyrazista i niesamowicie plastyczna, a przy przedstawianiu postaci potrafi bardzo wyraźnie oddać ich dynamikę, emocje i zamiary. Brak tu zbędnych ozdobników. Dzięki swojemu warsztatowi Andy potrafił uwypuklić unikalne elementy świata Batmana, przez co Gotham, mimo tlącej się w nim mocno iskry nadziei w postaci Batmana i jego sprzymierzeńców, jawi się jako wyjątkowo przygnębiające miejsce pełne brudu, zła, korupcji i szaleńców.
Co do tych ostatnich, próżno tu jednak szukać tym razem pochodu wbitych w kaftany bezpieczeństwa barwnych psycholi, z deklasującym ich wszystkich Jokerem na czele, na tle budynku Arkham. Zamiast tego mamy Gotham pokazane od bardziej przyziemnej strony. Miastem kierują bowiem zwykli gangsterzy i skorumpowani politycy. Posępność miasta potęguje dominująca czerń (świetnie zgrane tusze Adama); w zasadzie cała akcja dzieje się nocą. Wizualnie to miejsce skąpane w deszczu i gęstym mroku, przecinanym okazjonalnymi błyskawicami burz. Co by nie mówić, Gotham to z pewnością nie słoneczne Metropolis. Efekt pogłębiony jest dodatkową czernią wypełniającą przestrzeń pomiędzy poszczególnymi kadrami. Mała rzecz, a cieszy.
Z kart komiksu bije niesamowita moc. Osobiście uważam, że pokazana w tym komiksie postać Predatora jest esencją jego najlepszych cech wziętych prosto z jego ekranowych eskapad. Rysownikowi udało się uchwycić istotę jego łowieckiej zwinności w warunkach betonowej dżungli, co jak żywo przywodzi na myśl drugą część kinowego „Predatora”. Jednocześnie nadano Predatorowi niemal demonicznych cech (z naciskiem na jego zdolność kamuflażu), co dodaje starciu z inną „miejską legendą” (jaką jest wciąż dla wielu osób Człowiek-Nietoperz) smaczku.
Fani filmów będą również wniebowzięci w kwestii ekwipunku Drapieżcy, ma on bowiem do dyspozycji wszystko to, co uczyniło go idealną maszyną do zabijania na dużym ekranie. Mamy więc ikoniczne ostrza, włócznię, ostry dysk, strzałki, przecinającą ciało siatkę, jak również gadżety z półki hi-tech, czyli naramienne działko plazmowe i oczywiście legendarny już kamuflaż termooptyczny. Cała gama tych morderczych sprzętów przekłada się szybko na krwawe żniwa na terenie Gotham.
Jeśli chodzi o postępowanie Łowcy, to ciekawie rozpatruje się je w kontekście samego Gotham, miasta, które wręcz produkuje różniej maści złoczyńców i morderców. Kanon tej postaci przyzwyczaił nas do Predatorów, którzy działają według specyficznego, jednak określonego kodu. Polują więc na silniejszych, uzbrojonych, bądź równych sobie. Tutaj postać Predatora została niejako przepuszczona przez filtr plugawego miasta, dołączając do stale powiększającego się grona socjopatów i psychopatów utrudniających życie Mrocznego Rycerza.
Ten Predator jest skrzywiony, za nic ma kodeks i honor. Prócz filetowania godnych siebie przeciwników, takich jak najsilniejsze jednostki w mieście w osobach bokserów, głów mafijnych rodzin, czy (w planach) Batmana, atakuje też przypadkowe osoby, a nawet zabija zwierzęta.
Warto też wspomnieć, że do Predatora należą jedne z lepszych kwestii w tej historii. Ze swoją zdolnością do wiernego odtwarzania ludzkiej mowy nawet banalne słowa czy zdania w kontekście odpowiednich scen zyskują na mocy, z dozą pewnej groteski.

W komiksie „Batman vs Predator” przedstawienie Człowieka-Nietoperza to klasa w sama w sobie. Już kadr z jego pierwszym pojawieniem się w komiksie na scenie zbrodni emanuje nie tylko fizyczną mocą tej postaci, ale także mniej namacalną nadzieją, jaką wlewa swoją obecnością w mieszkańców Gotham.
Jeśli chodzi o zamysł Gibbonsa co do tej postaci, to świetnie jest obserwować Batmana nie tylko jako mściciela używającego swoich niewątpliwych fizycznych atrybutów i tężyzny w walce wręcz, ale również w roli nieustępliwego detektywa. Jest to coś, o czym zapomina wielu obecnych twórców dostarczających historii z jego udziałem. Gibbons uknuł bardzo ciekawą intrygę dotyczącą grasującego w Gotham mordercy, którego sposoby działania wskazują na coś, czego Mroczny Rycerz nie spotkał wcześniej w swojej karierze.
Szczególnie doceniam fakt, że w komiksie „Batman vs Predator” mroczny, tytułowy bohater autentycznie przegrywa pierwsze starcie z silniejszym od siebie fizycznie przeciwnikiem. Z uwagi na długą rekonwalescencję znika również ze sceny Gotham, jednak nie na długo, bowiem i w tych chwilach korzysta ze swoich największych atutów: niesamowitego uporu i niezrównanego intelektu. Pomaga mu to opracować plan kolejnego starcia, z którego zamierza wyjść zwycięsko. Pokazuje też, że nie tylko kosmiczny najeźdźca jest gadżeciarzem i opracowuje stosowny sprzęt do bezpardonowej kontry. Fani „The Dark Knight” autorstwa Franka Millera uśmiechną się szeroko widząc pancerną zbroję Batmana, idealną by sparować się z żądnym krwi osiłkiem z kosmosu.

W tle przewijają się również drugoplanowe, ale nie mniej ważne postaci, które świetnie dopełniają obraz starcia dwóch wojowników z różnych światów. Mamy więc Alfreda, wiernego lokaja Wayne’a, który w tym komiksie pokazuje nie tylko regularny wachlarz swoich umiejętności jako służący Bruce’a, ale również swoje bardziej bojowe oblicze. Alfred skonfrontowany z niecodzienną (nawet jak na pomocnika Batmana) sytuacją, zachowuje zimną krew. Jest też komisarz Gordona, który jak zwykle próbuje przywrócić porządek w mieście. Nową twarzą w ferajnie protagonistów jest twarda rudowłosa policjantka o swojsko brzmiącym nazwisku Kandowski, która uzupełnia świetnie skład Jamesa Gordona, stając się jego podporą w tych trudnych czasach.
Po drugiej stronie barykady nie mamy tym razem barwnych łotrów w stylu Pingwina czy Two-Face’a, ale dwóch z największych gangsterów Gotham: Alexa Yeagera i Leo Brodina. Nie trzeba się jednak domyślać, że stanowią oni zaledwie kolejne trofea w kolekcji Predatora w drodze do kulminacyjnej nagrody: czaszki tego, który stawia największy opór i wyzwanie – samego Batmana.

Dziś, kiedy piszę ten tekst – prawie dwie i pół dekady od wydania opowieści „Batman vs Predator” w kraju nad Wisłą – historia Batmana zmagającego się z Kosmiczny Łowcą nie wywoła uśmieszków politowania. Nie da się zaprzeczyć, że mimo swojej ewidentnej archaiczności w stosunku do nowszych pozycji, historia ta broni się kultowym statusem i śmiałym przecieraniem szlaków w świecie crossoverów. To czysta stara szkoła, jeden z synonimów tamtych czasów.
Świetne rozplanowane kadry, gęsty klimat i gładko przeprowadzony mariaż światów Batmana i Predatora to gwarant dobrej lektury z wypiekami na twarzy, która dorównuje emocjonującym filmom akcji z Arnoldem Schwarzeneggerem i Dannym Gloverem, czerpiąc z nich najlepsze elementy i wrzucając je w realia świata DC Comics.
Dwóm komiksowym sequelom, podążającym w ślad za pierwszą częścią, nie udało się niestety osiągnąć takiego samego poziomu i okazały się one bardziej odcinaniem kuponów od popularności i świetności „jedynki”. Nie można im jednak odmówić ciekawszych momentów (jak wykorzystanie jednego z bardziej ikonicznych przeciwników Batmana, Mr Freeze’a, znanego z dość osobliwej ciepłoty ciała, w konfrontacji z Predatorem).
Niejednemu wyjadaczowi komiksowego chleba komiks „Batman versus Predator” przypomni o czasach młodości, a młodsze osoby być może zachęci do kopania w zamierzchłej historii postaci Batmana i Predatora oraz odkrywania jej licznych skarbów. Jednocześnie kieruję słowa do tych starszych: pokażcie ten komiks kiedyś swoim dzieciom bądź wnukom. Jeśli się skrzywią… ;)
PS. Polecam czytać komiks ze ścieżką dźwiękową z filmowego „Predatora” w tle, naprzemiennie z lepszymi utworami z serii gier „Batman: Arkham”.
źródło foto: materiały własne

Świetna recenzja,profesjonalnie opisałeś plusy i minusy wspomnianej produkcji! mam 33 lata i to był komiks mojej młodości(nie to żebym czuł się staro:) ale w czasach gdzie nie było ogólnie dostępnego internetu i łatwości w kupieniu wszystkiego czego dusza zapragnie ten komiks i inne np. pierwszy alien vs predator(równie. genialny) były swoistymi perełkami dla nas wyobraźnia była dodatkowo pobudzona dzięki tak ograniczonym możliwościom w dostępie do naszych klimatów…mimo to to były super czasy i zdobywanie artefaktów w tamtych czasach dawało mnóstwo frajdy i zabawy na najwyższym poziomie!pozdro dla wszystkich którym dane było to przeżyć B)
Nie często czytam recki komiksów jest to na pewno zupełnie inna bajka niż w przypadku recenzji filmów. Dla mnie tematyka bardzo ciekawa, szczególnie ze względu na aspekt wizualny, który cenię także w filmach, a który w komiksach odgrywa pierwsze skrzypce. Fajnie skonfrontować własne obserwacje, dokonane choćby na podstawie tych kadrów, z opinią bądź co bądź, ale komiksowego eksperta. Ciekawe uwagi o stylu rysownia o użyciu kolorów itp.
Obok komiksu sama recenzja wygląda jak popkulturowe cacko, nowa stronka daje radę. Ładnie to wygląda i dobrze się czyta. Czekam na recenzje kolejnych komiksów, tym bardziej, że kino sci- fiction mocno ostatnio zawodzi.