Gra „Alien Blackout” – recenzja

0

Czasami kiedy widzę jak działają ludzie odpowiedzialni za promocję w wielkich korporacjach, łapię się za głowę. Mam świadomość, że zarabiają niemałe pieniądze, a wykonują swoją pracę byle jak. W przypadku gry „Alien: Blackout”, zawaliło jeszcze więcej osób, ale najmniej… sami twórcy gry.

 

GRA ALIEN BLACKOUT – Recenzja / Opinia

 

Złe dobrego początki

Gra „Alien: Blackout” znana jest wśród fanów Obcego jako synonim rozczarowania, jednak nie do końca sobie na to zasłużyła. Pamiętacie akcję 'Read-Play-Watch’ z początku stycznia 2019 roku? Hasło to było pierwszą zapowiedzią stopniowo ujawnianych wydarzeń związanych z obchodami 40-lecia filmu „Obcy: ósmy pasażer Nostromo”. Powiedzieć, że zaczęli źle, to powiedzieć niewiele.

5 stycznia pojawił się na Twitterze Obcego (jakkolwiek to dziwnie brzmi) bardzo krótki filmik, w którym pojawiła się Amanda Ripley. Wśród fanów zawrzało. Czyżby modły graczy na całym świecie zostały wysłuchane? Czy doczekaliśmy się w końcu po 5 latach sequela „Alien: Isolation”?

Już w tym momencie wiadomo było, że ktokolwiek zaplanował w ten sposób 'Read-Play-Watch’, zawalił sprawę. Gracze byli przekonani, że musi chodzić o pełnoprawny sequel „Izolacji” lub zapowiedzianego wcześniej shootera MMO od Cold Iron Studios (albo jedno i drugie). Dwa dni później wylano im na głowę kubeł zimnej wody. Okazało się, że „Alien: Blackout” to gra mobilna, a o „Izolacji 2” można zapomnieć.
Fani wybuchli żarem na cały Internet. Oficjalny profil szybko zaczął się tłumaczyć, że „spokojnie, bo jeszcze dużo innych rzeczy zostanie wyjawionych”, co praktycznie pogorszyło sprawę, ponieważ sugerowało, że większa gra jednak się pojawi, ale później. Ostatecznie Fox musiał wydać serię oświadczeń, w których przepraszał fanów za zamieszanie i prosił o pozytywne nastawienie. Szkoda, że na tym etapie hype został zamordowany.

Pozostałe fragmenty układanki tyczyły się – Watch – „Alien: Isolation” zmontowanego w formie serialu (o którym pisałem tutaj) oraz – Read – serii komiksowej z Amandą Ripley w roli głównej.

Czas zatem pochylić się nad tym, czym jest „Alien: Blackout”, gra której premiera (24 stycznia 2019) odbyła się w atmosferze skandalu z uwagi na to, czym nie była.
Alien Blackout logotyp

źródło: gra Alien: Blackout

ZNAJOMA MECHANIKA

Developerem „Blackout” jest D3 Go! Firma, która specjalizuje się w produkcji gier mobilnych. Wcielamy się w Amandę Ripley, która znajduje się na stacji kosmicznej Mendel (taki Sevastopol bis). Okazuje się, że cała załoga padła ofiarą Obcego, który dostał się na pokład. Na stacji pojawia się załoga USCSS Haldin, który wracał właśnie na Ziemię, ale zboczył z kursu po odebraniu sygnału SOS z Mendela. Nic szczególnie nowego. Rozgrywka nie stara się na szczęście imitować „Alien: Isolation”, bo byłoby to niemożliwe, a przynajmniej nie w satysfakcjonującej formie. W zamian otrzymujemy wariację innej gry pt.: „Five Nights At Freddy’s”. Jeżeli jej nie kojarzycie, to polecam sprawdzić. O ile „Blackout” nie jest kompletną kopią Freddy’ego, to pod kątem mechaniki i wyglądu, bardzo niebezpiecznie zbliża się do bycia podróbką. Różnica w rozgrywce jest jednak dosyć wyraźna. O ile w „5NAF” musieliśmy chronić się przed morderczymi animatronikami przez określoną ilość czasu, w „Blackout” musimy do tego zarządzać małą grupką ludzi oraz chronić samego siebie. Amanda ukryta jest w szybie wentylacyjnym, z którego na małym urządzeniu może obserwować obraz z kamer umieszczonych na całym Mendelu. Do dyspozycji ma również czujniki ruchu dla pewnych sekcji statku oraz może zdalnie zamykać wrota oddzielające poszczególne korytarze i pomieszczenia. Amanda komunikuje się ze współtowarzyszami korzystając z rozmieszczonych wszędzie głośników. Taki Big Brother, tylko z Obcym.

W skrócie, w grze chodzi o to, aby wydawać polecenia członkom załogi Haldina i upewnić się, że nie zabije ich potwór. Możemy obserwować dostępny na danym poziomie obraz z kamer, lub skupić się na elektronicznej mapce, która w bardzo prostej formie pokazuje cały dostępny obszar, jak i pozycję załogi oraz (o ile używamy sensora ruchu) Obcego. Z biegiem gry, będziemy musieli korzystać z obu tych opcji.
Postacie poruszają się dosyć wolno. Możemy kazać im przyspieszyć, ale to zaalarmuje Obcego, zatem trzeba się pilnować. Kiedy Ksenomorf się zbliża, czasu jest niewiele, ale można rozkazać postaciom aby się schowały. To czy się uda, zależy przez większość gry od refleksu i czystego szczęścia. Często (a nawet najczęściej) skończy się na tym, że Obcy będzie szybszy. Utrata jednej postaci nie kończy gry, ale musimy liczyć się z tym, że zabraknie jej w kolejnych misjach, a mogą się przydać, choćby na późniejszy, kontrolowany odstrzał, żeby zwabić potwora w jedno miejsce i pozwolić reszcie dostać się do celu. Można też kazać załodze zatrzymać się lub biec i skradać się, ale w gorącej sytuacji nie jest łatwo podjąć decyzji co robić.

Trudno nad tym wszystkim zapanowaćscreen z gry Alien Blackout

JEDEN OBCY, WIELE NA GŁOWIE

Dochodzą jeszcze inne kwestie, które utrudnią nam dotarcie do celu. Po pierwsze: Obcy nie atakuje tylko załogi wałęsającej się po korytarzach, ale przemieszcza się też szybem wentylacyjnym i może nadziać się na Amandę, czyli nas. W sytuacji, w której tak się dzieje, jesteśmy wcześniej alarmowani dobiegającymi nas odgłosami. Czasu jest wtedy mało, ale wystarczająco żeby zablokować jedną ze śluz, którą próbuje dostać się do nas Ksenomorf. Jeśli nam się nie uda… game over man!

Po drugie: musimy rozsądnie operować zasilaniem, bo nie mamy nieskończonej ilości mocy. Zazwyczaj mamy do dyspozycji 5 do 8 jednostek, każdą możemy wykorzystać na jeden element taki jak drzwi, lub czujnik ruchu. Trzeba zatem cały czas monitorować zużycie, bo akcja może zrobić się zbyt gęsta.

Po trzecie: w każdej misji, gra odlicza do tytułowego blackoutu. Jeżeli nie zmieścimy się w czasie, Obcy dopada Amandę i misja kończy się niepowodzeniem.

Kolejne poziomy są coraz większe, a ilość postaci, którymi musimy zarządzać, rośnie. Trochę tego jest. „Alien: Blackout” to nie jest prosta gra, ale nie zawsze w tak pozytywnym znaczeniu jak „Alien Isolation”.
Rozgrywka bywa czasami bardzo irytująca ze względu na natłok rzeczy, na których gra każe nam się skupić. Musimy jednocześnie patrzeć na mapę, sprawdzać obraz z kilku kamer, żonglować zasobami energii, pilnować drzwi, pilnować gdzie jest Obcy, wydawać polecenia postaciom (również rysując drogę jaką mają obrać) i ogarniać ciąg fabularny, bo nieraz cele misji będą się zmieniać w trakcie. Pierwsze godziny gry w „Blackout” są wyjątkowo frustrujące. Dopiero po jakimś czasie, udaje się złapać rytm rozgrywki i w swobodniejszy sposób przeskakiwać z kamery na mapę, z mapę do kryjówki, itd.

A.I. Obcego jest dosyć dziwne. Teoretycznie działa na podobnych zasadach, co w „Izolacji”. Ksenomorf porusza się korytarzami oraz szybem wentylacyjnym. Widzimy go przy pierwszej opcji, ale tylko w miejscach gdzie uruchomione są czujniki ruchu. Najczęściej pojawia się nagle. Zanim zorientujemy się, koło której postaci jest, zanim zamkniemy odpowiednie drzwi, wydamy polecenie ukrycia się… jest po wszystkim. Często zdarza się, że Obcy nie chce opuścić pewnego obszaru. Możemy sobie wtedy wachlować drzwiami ile chcemy, ale jedynym sposobem będzie zwabienie go żywym celem. Jest to ryzykowne, zwłaszcza jeśli chcemy przejść grę zachowując całą załogę Haldina przy życiu (otrzymujemy za to specjalne zakończenie). W innym wypadku, Obcy w najtańszy sposób będzie nas trzymał w szachu, aż czas się skończy i dopadnie nas blackout.

Screen z Alien Blackout - widok mapy

screen z gry Alien: Blackout

 

JESZCZE O ZALETACH I WADACH

Mimo mojego powyższego utyskiwania na pewne elementy rozgrywki, są również plusy. Zapożyczenie ogółu z „Five Night’s At Freddy’s” nie było może najbardziej twórczym posunięciem, ale nie da się ukryć, że pasuje. Nie mieliśmy do tej pory takiej gry o Obcym. Samo to sprawia, że produkcja powinna być dla nas, fanów, interesująca. Kiedy już w miarę oswoimy się z przytłaczającą ilością zadań, zaczniemy się dobrze bawić. „Alien: Blackout” bywa dosyć intensywny, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. O ile sam Obcy straszy i raczej mało kiedy nas atakuje w szybie, to widok czerwonej kropki cwałującej w stronę jednej z kierowanych przez nas postaci, mocno podnosi ciśnienie i zmusza do szybkiego reagowania. Niestety wiele rozbija się tutaj o realizację. Podobne rzeczy mogą być zarówno plusem, jak i minusem. Gra bywa kłopotliwa na telefonach. Ekran jest mały. Czasami próbując kliknąć na postać, trafiamy w coś innego, np. w zmianę kamery lub mapę i … jest po grze. Na tablecie gra się wygodniej. Po wdrożeniu się i przy odpowiednich warunkach, naprawdę można cieszyć się z zabawy w „Blackout”.

Żeby do końca opróżnić worek z wadami, trzeba wspomnieć o tym, że fabuła jest średnio wciągająca. Coś tam się dzieje, bohaterowie przedzierają się przez kolejne piętra stacji, ale głównie trzeba coś na mapce zrobić i szybko uciec. Nie będę zdradzał zakończenia, ale to klasyczny „Alien”.

Grafika nie prezentuje powalającego poziomu, ale tego raczej nikt się po niej nie spodziewał, mimo że korzystano z assetów „Izolacji”. Nie psuje to jednak zabawy, a kiedy ma wyglądać dobrze, to wygląda. Muzyki jest niewiele, ale jest raczej dobra i w klimacie Obcego. Reszta architektury audio też jest ok. Bardzo cieszy powrót Andrei Deck w roli Amandy. Pozostałe postacie mają raczej takie sobie dubbingi, czasem wręcz zabawne, ale jak na potrzeby gry mobilnej i tak są niezłe. Do plusów z pewnością można zaliczyć niską cenę (niecałe 20 zł, bywa obniżana) oraz całkowity brak mikrotransakcji.

Pozostaje kwestia tego, czy „Blackout” jest sequelem „Isolation”, czy nie? Po wstępnym wybuchu gniewu miłośników, Fox wystosował dosyć głupkowate oświadczenie, w którym zapewniał, że grę łączy z „Izolacją” tylko postać Amandy Ripley, i że to wcale nie jest sequel. W żaden sposób nie zmniejszyło to niechęci fanów. Ostatecznie „Blackout” wydaje się rzeczywiście mocno wyrwanym z kontekstu urywkiem. Akcja dzieje się w tym samym roku co „Isolation”, ale nie jest powiedziane co działo się między zakończeniem jednej gry, a początkiem drugiej (a ewidentnie czegoś brakuje). Amanda znajduje się na stacji, która jest klonem Sevastopla i stanowi własność korporacji Weyland-Yutani. I znowu jest tam Obcy. Wydaje się to niestety napisane na kolanie. Postacie jakimi przyjdzie nam zarządzać również szczególnie się nie wyróżniają, a to, że jedna z nich nazywa się Yutani, to już dosyć ordynarny easter egg w stylu filmów AvP. To już nie te czasy, że takie losowe nawiązania na siłę, kogokolwiek będą ekscytować.

USCSS HALDIN w Alien Blackout

screen z gry Alien Blackout

CZY WARTO?

Trudno powiedzieć, co począć z „Alien: Blackout”. Ta gra została wypchnięta na zbyt szerokie wody, a przede wszystkim kompletnie zawalono aspekt promocyjny, przez co fani zawczasu znienawidzili produkcję za nie bycie „Izolacją 2”. Myślę, że w normalnych warunkach, nikt by się nie obraził na mobilną grę Alien, gdyż to interesujące i świeże podejście do tematu Obcego, a wszystko w niewielkiej cenie. Łatwiej byłoby wtedy wybaczyć twórcom ewidentnie niski budżet, średnią realizację i jawne zgapianie z „Five Nights At Freddy’s” oraz fabułę przypominającą fan-fiction. Niestety przez nieuwagę napompowano balon, którego nigdy nie było i grze dostały się baty.

Uśmiech Ksenomorfa w Alien blackout

mobilny uśmiech Obcego w grze Alien: Blackout

Moim zdaniem, każdy fan Obcego posiadający komórkę, powinien sprawdzić „Alien: Blackout”. Za te dwie dychy naprawdę warto zaryzykować. Nie jest to kontynuacja przygód Amandy, na którą czekaliśmy (i nie taki był zresztą zamiar), ale w podobnym wydaniu, jeszcze Obcego dotąd nie było. Jak na produkcję mobilną, jest wystarczająco przyzwoita żeby dać jej szansę. Od czasu premiery dorzucono jeszcze dodatkowy tryb Survival dla najodważniejszych (nie można zapisać gry!), zatem klimat grozy gwarantowany!

„Alien: Blackout” dostępny jest na Androida oraz iOS.

 

OCENA:

Jonesy

 

 

GRY ALIEN I AVP >>

Ciekawy artykuł? Doceń naszą pracę:
[Głosów: 2 Średnia: 5]
Zobacz także
Dodaj komentarz

Klikając "Wyślij komentarz" wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych wpisanych w formularz komentarza w celu publikacji, moderacji i udzielenia odpowiedzi na komentarz zgodnie z Regulaminem Serwisu i Polityką Prywatności.