Film „Morgan” (2016) – Recenzja

0

Film „Morgan” jest pełnometrażowym debiutem Luke’a Scotta, który jest synem słynnego reżysera, Ridley’a. Produkcji tej nie towarzyszyła żadna większa akcja marketingowa, a gdyby nie nazwisko reżysera, trudno powiedzieć, czy w ogóle zawitałaby na sale kinowe. Wpływ ojca na produkcję młodego reżysera nie tylko okazał się przydatny marketingowo, ale jest więcej niż zauważalny, zwłaszcza w aspekcie wizualnym. Jak wypadł debiut Luke’a?
Zapraszamy do dwóch recenzji naszych redaktorów – Dr. Gedimana i Guliego.

 

  • tytuł: Morgan
  • reżyseria: Luke Scott
  • scenariusz: Seth W. Owen, Luke Scott
  • premiera: 9 września 2016 (Polska), 2 września 2016 (USA)

 

Fabuła / Opis:

Konsultantka zarządzania ryzykiem korporacyjnym stoi przed trudnym wyborem. Musi zdecydować bowiem o losie sztucznego bytu, stworzonego w warunkach laboratoryjnych, który nagle zaatakował jednego z naukowców zaangażowanych w projekt…

Recenzja Dr Gedimana:

Film „Morgan” jest pełnometrażowym debiutem Luke’a Scotta, który jest synem słynnego reżysera, Ridley’a. Wpływ ojca na produkcję młodego reżysera jest więcej niż zauważalny, zwłaszcza w aspekcie wizualnym. Akcja filmu toczy się w niewielkim i odciętym od świata ośrodku naukowym, otoczonym lasami. Sprzyjało to reżyserowi do zaprezentowania swoich godnych uznania możliwości w kreowaniu plastycznego i ujmującego kadru, szczególnie tyczącego się plenerów. Obrazy niekończącej się natury potrafią momentami wręcz zahipnotyzować widza.
Młodemu Scottowi udało się również wprowadzić poczucie niepokoju u odbiorcy samym obrazem. Dobre, leśne ujęcia, z wykorzystaniem gry światła i cienia, wywołują uczucie przytłoczenia u widza. W kilku scenach odczuwamy niemal fizycznie potężną przewagę natury nad kruchym człowiekiem.

Można by uznać, iż to ciekawy zabieg Luke’a, którym umniejszał znaczenie pozornie wielkich ludzkich problemów, mających stanowić trzon opowieści. Problem jednak w tym, że nie był to pomysł oryginalny, lecz niemal dosłownie przekalkowany z nie tak dawnej produkcji o tytule „Ex Machina”, która notabene również tyczyła się tematów określenia istoty bycia człowiekiem i konsekwencji powstania sztucznego życia.
Podobieństw „Morgan” do wspomnianego filmu jest znacznie więcej, począwszy od lokacji rozgrywania akcji i wystroju podziemnego bunkra, na istotności kobiecych ról kończąc. W każdym jednak elemencie filmowego rzemiosła „Morgan” wypada wyraźnie gorzej od filmu „Ex Machina”.
W tym momencie szybko kończę porównywanie tych filmów, gdyż byłaby to wyjątkowo nierówna walka.

morgan in forestźródło: http://www.foxmovies.com/movies/morgan

Zanim przejdę do wyszczególniania wad filmu, skupię się jeszcze na jego dobrych aspektach. Prócz wspomnianych udanych ujęć i pracy kamery, należy wyróżnić dobrą muzykę autorstwa Maxa Richtera, potęgującą doznania widza i pomagającej utrzymać napięcie, ale nie wybijającą się przed szereg, aż do czasu napisów końcowych. Wówczas radzę Wam pozostać w fotelach i posłuchać świetnego kawałka promującego film. Generalnie wydaje mi się, że soundtrack do filmu bez problemu znajdzie godne miejsce w mojej prywatnej biblioteczce muzyki filmowej.

Sceny walk, których jest zaskakująco wiele, wypadają przyzwoicie. Czuć w nich nadludzką sprawność Morgan i dobre wyszkolenie jej „łowcy”. Osobiście nie przepadam za stylem „szarpanej kamery” w dynamicznych scenach, na jaki postawił młody Scott. Potrzeba bowiem chwili zanim oko przyzwyczai się do niewyraźnego, trzęsącego się obrazu. Jestem świadom jednak, że nie wszystkim widzom ten element może przeszkadzać.

A jak wypadła gra aktorska? Otóż bardzo przyzwoicie, a momentami nawet lepiej niż dobrze. Nie mogę wskazać żadnego aktora, który odstaje poziomem od reszty kolegów i koleżanek po fachu. Nie mogę też wskazać nikogo, kto wybija się ponad grupę aktorów, ale ciężko to uznać za wadę produkcji, wręcz przeciwnie.
Największe moje obawy dotyczyły gry odtwórczyni roli sztucznego tworu. Nie jest zadaniem prostym oddanie odmienności laboratoryjnie wychodowanego człowieka. Młodziutka Anya Taylor-Joy sprostała jednak temu zadaniu i nadała swojej postaci odpowiedniego dla „sztuczniaka” chłodu, nieprzeniknioności oraz niebezpiecznej, być może wykalkulowanej agresji, która kryła się w niemal każdym spojrzeniu Morgan.

Główna bohaterka, chłodna i wyrachowana Lee Weathers, została dobrze i wiarygodnie zagrana przez Kate Mara’ę. Aczkolwiek reżyser w przypadku prezentacji tej postaci popełnił spory błąd, zbyt mocno wyróżniając jej cechy szczególne już na samym początku filmu, co odbiło się negatywnie w samej jego końcówce.

morgan vs. leeźródło: http://www.foxmovies.com/movies/morgan

Zaczynając tworzyć tą recenzję nie spodziewałem się, iż tak obszernie opiszę dobre strony filmu „Morgan”. W przypadku tej produkcji zdecydowanie łatwiej jest mi jednak skupiać się na dobrych jego stronach. Dlaczego? Ponieważ to pozytywny przekaz i jest o czym pisać.
W przypadku wyszczególniania negatywów filmu zabawa nie jest już tak udana, gdyż „Morgan” wpada w pułapkę wtórności i powielania błędów, które już wielokrotnie dotyczyły podobnych filmów przed nim. Ale po kolei.

Film „Morgan” zaczyna zawodzić już w scenach badania laboratoryjnego obiektu, którego podjął się doktor, grany dość stereotypowo przez Paula Giamattiego. Sposób przeprowadzenia tego badania na Morgan, która już wcześniej przejawiała agresję, był delikatnie mówiąc zastanawiający i lekkomyślny.
Od tego momentu film przechodzi gwałtownie załamanie z dość poprawnego (tylko mało oryginalnego) science-fiction do podrzędnego thrillera czy nawet kina grozy klasy B.

Scenarzyści z zatrważającą częstotliwością zaczęli podawać widzowi coraz to bardziej niedorzeczne rozwiązania fabularne i kompletnie nielogiczne zwroty akcji.
Naukowcy zaangażowani w projekt L-9 (Morgan), którzy wcześniej zostali nam przedstawieni jako osoby w miarę logicznie myślące, nagle lekceważą brutalne fakty i mimo zagrożenia ślepo realizują nakreślony przez scenarzystów, nonsensowny plan. Jak dzieci zagubione we mgle. Co ciekawsze, wśród tego dziecinnego popłochu, najracjonalniej reaguje, uwaga… kucharz ekipy (!).

W efekcie zbiegu zdarzeń, w których wiarygodność trudno byłoby uwierzyć widzowi bardziej doświadczonemu w kinematografii niż 11-letnie dziecko, jesteśmy świadkami krwawej jatki. Trup sieje się gęsto, a widz zastanawia się czy ta rzeź naprawdę była konieczna, a jeśli już twórcy koniecznie chcieli mordować na potęgę, to czy siewcą śmierci na pewno jest właściwy bohater/ka tej historii?

Z samą postacią „sztucznej” Morgan również jest pewien problem związany z jej wiarygodnością. Istota ta przejawia ogromny potencjał intelektualny, a jednocześnie także niezrozumiałą agresję typową raczej dla „rozpruwaczy ciał” mających wzbudzać u widzów pierwotny strach w głupawych horrorach. Takie uproszczenie postaci i żonglowanie między skrajnościami oraz uniemożliwienie nam poznania prawdziwych motywów działania tego czegoś – nie przystoi produkcji z fantastyką naukową w tle.

morgan bloodźródło: https://society-reviews.com/2016/09/04/morgan-2016-review/

Innym poważnym problemem filmu jest duża przewidywalność zarówno mniejszych jak i większych zwrotów akcji. Reżyser tak zaplanował konstrukt fabularny, aby w ostatnich scenach dokonać fabularnej rewolty. Ów „suspens” jednak okazuje się kompletnym niewypałem, gdyż jest wyczuwalny już od pierwszych scen filmu. Osobiście udało mi się odgadnąć zamiary scenarzystów już po 15 minutach trwania seansu…

 

Podsumowując – film „Morgan”, mimo wytkniętych wad, ogląda się nader dobrze i łatwo potrafi wciągnąć widza. Seans mija nadspodziewanie szybko. Do połowy trwania tej produkcji może się nam wydawać, iż mamy do czynienia z kolejnym, interesujących filmem, stawiającym ważne pytania o istotę człowieczeństwa i konsekwencji zabawy w Boga. Niestety motyw filozoficzny w drugiej połowie filmu zostaje szybko zepchnięty na dalszy plan, po czym całkowicie zapomniany.
Czy Luke Scott bał się zaryzykować? A może nie potrafił zaproponować nam sensownych i oryginalnych tez dotyczących sztucznie powołanego życia i zdecydował się pominąć wgłębianie się w umysł Morgan oraz zamieść trudny temat pod dywan?
Tak czy owak z umiarkowanie ciekawego thrillera, tyczącego się fantastyki naukowej i sztucznego bytu, zrobił kino akcji z elementami płytkich i schematycznych filmów grozy.

Karygodne rozwiązania i braki fabularne są na szczęście nieco nadrabiane sprawną realizacją, pracą kamery, dobrymi ujęciami. Gra aktorska stoi na dobrym poziomie, muzyka jest więcej niż przyzwoita.
„Morgan” miała zatem zadatki na całkiem solidne kino SF. Zamiast tego zmarnowano potencjał tkwiący w tym dziele, tworząc pozycję, którą jedynie da się obejrzeć. Seans nie zrobi nam wielkiej krzywdy, szczególnie jeżeli nastawimy się na lekkostrawną rozrywkę. Tak czy owak i mimo naszych najlepszych chęci – film zostanie jednak bardzo szybko zapomniany.

OCENA: 4/10

Dr. Gediman

Trailer / Zwiastun


źródło foto: http://www.foxmovies.com/movies/morgan

Zobacz także:

Ciekawy artykuł? Doceń naszą pracę:
[Głosów: 26 Średnia: 3.3]
Zobacz także
Dodaj komentarz

Klikając "Wyślij komentarz" wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych wpisanych w formularz komentarza w celu publikacji, moderacji i udzielenia odpowiedzi na komentarz zgodnie z Regulaminem Serwisu i Polityką Prywatności.