Film „Matrix: Zmartwychwstania” (2021) podzieli miłośników trylogii [recenzja]

6
  • Tytuł polski: Matrix: Zmartwychwstania
  • Tytuł oryginalny: The Matrix Resurrections
  • Premiera:
    16 grudnia 2021 (świat)
    22 grudnia 2021 (Polska – kina)
  • Reżyseria: Lana Wachowski
  • Zwiastun ⇓

Film Matrix 4 – Fabuła / Opis

W świecie dwóch rzeczywistości – codzienności i tego, co się za nią kryje – Thomas Anderson będzie musiał raz jeszcze podążyć za białym królikiem. Wybór, nadal będący iluzją, wciąż jest jedyną drogą do lub z Matrixa. A ten jest silniejszy i bardziej niebezpieczny niż kiedykolwiek wcześniej.

 

Film Matrix Zmartwychwstania (2021) – Recenzja / Opinia

 

Dawno nie byłem tak rozdarty, jak po seansie filmu „Matrix: Zmartwychwstania”. Z jednej strony urzekły mnie niektóre dobre i świeże pomysły, z innej po części podobały się sentymentalne zagrania reżyserki, a z kolejnej irytował autotematyzm, zawiodły jakość wykonania, bałagan i infantylność w wątkach fabularnych.

Kto z Was oczekiwał po nowym rozdaniu takiej samej jakości, tych samych chwytów, efektów, podobnego schematu fabularnego czy nawet strony wizualnej, jak w dawnej trylogii, będzie srogo zawiedziony. Ale czy słusznie? Czy stawianie takich samych oczekiwań jak w przypadku minionej trylogii nie jest nad wyrost życzeniowe?

Od premiery pierwszego Matrixa minęło już blisko 23 lata, a do „Matrix: Rewolucje” ponad 18 lat. Szmat czasu. W ciągu tych dwóch dekad zmienił się świat, zmienił się odbiorca, nawet reżyserka, Lana Wachowski, zmieniła płeć. Trudno zatem było oczekiwać, że „Matrix 4” w takiej formie i formule, jakie pamiętamy z trylogii przełomu wieków, będzie w stanie podbić na nowo serca widzów.

Reżyserka stanęła przed trudnym zadaniem wskrzeszenia serii w nowym otoczeniu, w którym paradoksalnie idee Matrixa, istnienia symulacji świata, czy nawet symulacji w symulacji, są bardziej namacalne z technologicznego punktu widzenia niż kiedykolwiek wcześniej. Wystarczy obejrzeć prezentację możliwości Unreal Engine 5 na pokazowym „The Matrix Awakens”, aby przekonać się, jak blisko jesteśmy stworzenia komputerowego świata, który wygląda wręcz niepokojąco realistycznie. Oczywiście mówimy na razie o sferze wizualnej, ale także od strony back-endu, ewolucji kodu, rozwoju A.I. oraz zbierania i zarządzania bazami danych w 2 dekady dokonał się imponujący postęp.

M.in. z tego względu zwyczajny reboot Matrixa, odtworzony 1:1 remake, nie miałby racji bytu w obecnych czasach. Film „Matrix: Zmartwychwstania” wymagał nie tylko odświeżenia tematyki, ale drobnych i większych rewolucji, także tych w sferze wizualnej. Byli tego świadomi także twórcy, jednak do ich końcowych decyzji, jak wspomniałem we wstępie, nie jestem przekonany.

Film „Matrix: Zmartwychwstania” stara się pogodzić stare z nowym, młodego widza z tym bardziej już doświadczonym, fanów serii, z osobami, które mgliście kojarzą temat. Nie wyszło to jednak ani płynnie, ani subtelnie, ani dobrze. W efekcie otrzymaliśmy w zasadzie dwa filmy w jednym, rozdzielone niemal grubym flamastrem na „filmowej kliszy”.

Pierwszy z nich to w dużej mierze odtwórstwo z elementami naszpikowanymi retrospektywnymi wstawkami. To pełnoprawny remake. Osobiście uważam, że nie ma nic bardziej nachalnego niż cytowanie innego filmu wstawkami scen z niego wziętymi. Nawet jeżeli są to tylko krótkie wstawki, ich częstotliwość w pierwszej połowie trwania filmu staje się irytująco-drażniąca. Twórcy starali się to zrównoważyć kręceniem nowych scen, które jednak w wydźwięku są niemal kopią wziętych z pierwszego Matrixa. Mimo, że mamy tutaj nowe twarze, a sceny są kręcone nieco inaczej, wiemy dokładnie dokąd to zmierza i co stanie się za chwilę. Jedynie młody widz, który nie widział pierwszego Matrixa, albo ktoś, kto w zasadzie nie pamięta o czym opowiadał, ma możliwość wejścia w historię jakby na nowo. Jednak dla osób dobrze znających trylogię, będzie tutaj niestety wiało nudą. Na moim kinowym seansie potwierdziło się to niemal rekordową ilością wyjść widzów do toalety.

Thomas Anderson w filmie Matrix: Zmartwychwstaniaźródło: kadr z filmu Matrix 4 (2021)

Mimo tych zgrzytów chętnie obejrzałbym osobny film opowiadający o Thomasie Andersonie zagubionym w nowej rzeczywistości, zmagającym się z podświadomym szukaniem dziury w całym i swojego drugiego ja – Neo. To w samym założeniu jest całkiem dobry koncept i pomysł wyjściowy, chociaż może mało oryginalny, ale który lepiej poprowadzony mógłby nawet zasłużyć na pełnometrażową odrębność. W „Matrix: Zmartwychwstania” zostało to potraktowane trochę po macoszemu, a przekaz tej części trwania filmu gdzieś przepływa między palcami lub pozostaje niemal nie zauważony będąc w cieniu wątków głównych. Szkoda, bo można by tu włożyć doskonały komentarz odnoszący się do obecnego społeczeństwa i aspektów naszego życia codziennego.

 

Druga część trwania filmu przedstawia natomiast wiele ciekawych pomysłów, zaczyna się dziać sporo niespodziewanego, a widz ma możliwość zrozumienia, jak potoczyły się losy społeczeństwa Zionu i części bohaterów po ogłoszeniu pokoju i zakończeniu wojny w trzeciej części trylogii.
Wiele konceptów jest tutaj interesujących, a wśród nich nie brakuje świeżych pomysłów, które aż prosiły się o rozwinięcie. I tak przykładowo chętnie obejrzałbym odrębny, pełnometrażowy film o pokojowej koegzystencji maszyn z ludźmi, o tarciach i wydźwięku przeszłości w tej nowej relacji, o dylematach powojennego społeczeństwa. Tymczasem twórcy te elementy traktują tylko epizodycznie, a z maniakalnym uporem dążą do dalszej eksploracji więzi Neo z Trinity. Tak jakby trzy części trylogii nie wystarczyły, aby wyczerpać temat.

Postać Bugs w Matrix Zmartwychwstaniaźródło: kadr z filmu Matrix Resurrections

Osobny akapit należy poświęcić postaciom i obsadzie. Największą wygraną filmu „Matrix 4” jest postać Bugs, w którą doskonale wciela Jessica Henwick. Gra ona z błyskiem w oku, jej wątek jest ciekawy i przynosi powiew świeżości w serię. Wielka szkoda, że potencjał tej postaci zostaje roztrwoniony i gdzieś zostaje ona zgubiona w natłoku innych wątków. Kto wie, może doczekamy się filmowego lub serialowego spin-offu z Bugs.
Następnie trzeba wyróżnić nowe wcielenie Morpheusa, którego świetnie gra Yahya Abdul-Mateen II. Tej, zawsze nadętej postaci, nadał on naturalności, luzu i dystansu. Jednak Morpheus, mocno poprowadzono na początku filmu, później kompletnie znika, czego nie potrafię zrozumieć.

Duży potencjał tkwił również w postaci Analityka, w którego z właściwą swoją manierą wciela się Neil Patrick Harris. Jednak ta początkowo mocno narysowana, istotna postać, w trakcie trwania filmu robi się wręcz dziecinnie naiwna i przewidywalna, a motywy nią kierujące ulegają trywializacji.
Reszta obsady na dalszym planie gra dość dobrze i wystarczająco przekonująco. Na pierwszym planie Keanu nie wykrzesał z siebie niestety nic ponad J.Wicka. Moss zagrała w standardowy, przyzwoity sposób, ale pozbawiony iskry, jednak też scenarzyści na wiele tutaj jej nie pozwolili.

Postać Marfeusz w filmie Matrix Zmartwychwstaniaźródło: kadr z filmu Matrix 4 (2021)

Film „Matrix: Zmartwychwstania” niestety bardzo mocno rozczarowuje pod względem audio-wizualnym. Rozumiem, że zastąpienie zielonego filtra – niebiesko/żółtym miało dosłownie pokazać nam, że mamy do czynienia z nowym filmem i nową Macierzą, ale odejście do tak klarownego obrazu, odziera „Matrixa 4” z jego specyficznego klimatu, stwarzając wizję, która przez wielu będzie odebrana jako plastikowa, sztuczna, a nawet tania.

We wszystkich częściach trylogii sceny akcji były istotnych elementem uzupełniającym fabułę i nawet wzmacniającym przekaz. Tymczasem nowy Matrix na tym polu wypada bardzo przeciętnie i jeżeli oczekiwaliście jakościowego skoku w tym elemencie, odpowiedniego do 20-letniej przerwy między filmami serii, to niestety obejdziecie się smakiem. Efekty niczym nie imponują, a dodatkowo choreografia scen walk stoi na bardzo przeciętnym lub nawet słabym poziomie. Walki są nudne, a sceny akcji często są nieczytelne i niewiele więcej można dostrzec oprócz dużego ruchu na ekranie.

Niestety od strony muzycznej również jest wręcz przepaść w porównaniu do poprzednich filmów serii. Muzyka często towarzyszy obrazowi, ale nie czuć jej, nie zapada w pamięć i słabo pomaga w budowaniu napięcia, czy odpowiedniego klimatu. Dodatkowo bywa odtwórcza i jedynie powiela w gorszej jakości motywy dobrze znane z trylogii, co nie współgra z wizualną odrębnością nowego filmu.

 

Cóż. Film „Matrix Zmartwychwstania” to taki modny ostatnio bałagan twórczy, pełen wielu pomysłów, gdzie potencjał tych dobrych nie jest wykorzystywany. Uważam, że nadal czuć tutaj wizjonerstwo Lany Wachowski, ale wykonanie jest chaotyczne, zbyt często umowne, niedopracowane, pełne dziur logicznych i źle rozpisanych postaci. Ciekawe pomysły zaprzepaszczono i nie rozwinięto, a pociągnięto i rozbudowano najmniej ciekawe wątki (przynajmniej dla mnie). Film ma spore problemy z budowaniem dramaturgii, a fabuła jest zbyt infantylna. Przeszkadza słaba choreografia potyczek i jednak plastikowość za bardzo klarownego obrazu.

Niemniej film ten do serii podchodzi z większym dystansem, odcina się od pompatyczności i powagi trylogii. Jest więcej luzu, są miejsca na żarty, a zatem i potencjał na łatwiej przyswajalną rozrywkę jest wyższy niż w trylogii. W trakcie seansu natkniemy się na wiele fajnych i cool momentów oraz ciekawych rozwiązań. Ponieważ nie wiemy tak naprawdę jak całość się zakończy – film trzyma w niepewności.
Ogląda się go na tyle dobrze, że mimo rozdarcia i świadomości wad tej produkcji, opisanych powyżej, osobiście nie żałuję wizyty w kinie. W kategorii czysto rozrywkowej to całkiem znośna produkcja, o ile podejdziemy do niej z dystansem i „otwartą głową” na zupełnie nowe rozdanie w matrixowej tematyce. Na pewno jednak mocno podzieli ona miłośników trylogii.

 

OCENA :


dr Gediman

 

 

 

Film Matrix Resurrections – Trailer / Zwiastun:

 

Lista filmów SciFi 2021 >>

 

 

Ciekawy artykuł? Doceń naszą pracę:
[Głosów: 3 Średnia: 5]
Zobacz także
6 komentarze
  1. Marcin

    Mnie osobiście zniszczyła postać Niobe, która wyglądała jak połączenie raszpli, kukły voodoo i stracha na wróble. A to była przecież w Rewolucjach piękna i dziewczyna. Na widok Doogy’ego Howsera też mnie zęby swędziały, bo nie mam tolerancji na tego pana znanego mi głownie z rynsztokowych komedii. Choreografia scen walki, jak autor zauważył w recenzji, faktycznie mocno poniżej średniej, co w kontynuacji filmu, który wyznaczył niegdyś Nową Epokę scen akcji, jest gorzej niż słabe.
    Scenariusz nie był najgorszy (poza infantylną końcówką), ale reżyserka w ogóle nic z niego nie wycisnęła. Dał się zauważyć brak jakiejkolwiek wizji, że o rozmachu i wyobraźni z pierwszej części nie wspomnę. Mam dziwne wrażenie, że reżyserka dostała po prostu lukratywne zlecenie na odmrożenie klasyka, aby stworzyć kolejną franczyzę z innym uniwersum i tłuc teraz rok w rok spin-offy albo sezony serialu.

  2. Nadratu

    Daję 10 punktów za tę produkcję.
    Podobnie jak Shane Black w swoim Predatorze puszczał oczko do fanów Preda, tak i Lane puszcza oko do wielbicieli Matrixa, bawiąc się konwencją i wcześniej powstałą trylogią. Żongluje każdym niemal szczegółem, splatając je w niewiarygodną nową rzeczywistość. Zreszta zakończenia obu filmów są groteskowe. Nie wątpię, że wielu widzów czuje zawód. Najwyraźniej spodziewali się kolejnej techno-rozwałki, którą można wchłonąć, przeżuć i wypluć. Głębsza refleksja i zastanowienie są dla tych odbiorców zbyt wymagające lub zbyt bolesne.
    Nowe/stare postaci zostały mocno przerysowane w konfrontacji z Trinity i Neo. Ten duet opiera się na emocjach, a nie na starciach fizycznych.
    Majstersztykiem jest postać programu Analityka, w którego ewoluował program Architekta. Odtwórca roli Analityka, Neil Patrick Harris (Barney „the legendary guy in a suit” Stinson z sitcomu), w swojej doskonałej* każualowej (casual dress code) stylówce, z doskonałym* garniturem zębów, w doskonałych* szafirowych oprawkach okularów nadaje ton całej fabule, wysuwając się na pierwszy plan przed Neo, Trinity i pozostałe postaci. Wręcz zdominował akcję.

    Marionetki może zerwały kabelki, którymi animator/Analityk nimi poruszał, ale wifi działa nadal. I bluetooth.
    * celowy artystyczny zabieg literacki

    Ukłony dla rozczarowanych filmem malkontentów.

  3. boten

    Ten film to jedna wielka abominacja, strzał w pysk dla fanów Matrixa oraz głośny rechot pogardy dla wartości, o które się walczyło w trylogii. Oto idzie nowe – zniszczymy wam historię, wymażemy niewygodne elementy i narzucimy nowoczesne spojrzenie na przeszłość ośmieszając ją. Rynek na szczęście szybko zweryfikował zapędy biednego reżysera, któremu udało się jedynie zdenerwować fanów jego sztuki.

  4. Tomek

    Obejrzałem …. i nie wiem po co był ten film, co miał wnieść, co pokazać czy dopowiedzieć …

  5. Damian

    Słaby ten film. Zawiodłem się i daje my średnie 5/10

  6. Rafal

    Moim zdaniem film jest tak zrobiony by nie było już więcej samobójstw spowodowanych starym Matrixem . Morał „nie skacz sam, znajdź kobietę ” ma do tego doprowadzić .

Dodaj komentarz

Klikając "Wyślij komentarz" wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych wpisanych w formularz komentarza w celu publikacji, moderacji i udzielenia odpowiedzi na komentarz zgodnie z Regulaminem Serwisu i Polityką Prywatności.