Film „Terminator: Ocalenie” – obejrzyj i zapomnij!

„Terminator Ocalenie” był jednym z najbardziej oczekiwanych przez mnie filmów 2009 roku. Atakowany zewsząd (jeszcze na długie miesiące przed premierą) zdjęciami z filmu, ciekawymi i klimatycznymi zwiastunami – dałem się wciągnąć w medialną łapankę. Artykuł Ł. Żurka opublikowany w „Nowej fantastyce” tuż przed światową premierą filmu, który rewelacynie wyjaśnił fenomen dwóch pierwszych części kinowego cyklu, jeszcze zaostrzył mój apetyt na nową odsłonę kultowej serii. Choć mój rozsądek podpowiadał coś zgoła odmiennego, oczekiwałem nowego otwarcia serii w naprawdę dobrym stylu. „Terminator Ocelenie” miał wyrwać sagę o elektronicznych mordercach z jałowego kręgu twórczej niemocy i rzucić ją na zupełnie nowe tory. Jak się jednak okazało film w żadnym, nawet najmniejszym stopniu, nie udźwignął oczekiwań.

 

  • Tytuł polski: „Terminator: Ocalenie”
  • Tytuł zagraniczny: „Terminator: Salvation”
  • Reżyseria: Joseph McGinty Nichol (McG)
  • Scenariusz: John D. Brancato, Michael Ferris
  • Premiera: 5 czerwca 2009 (Polska) i 14 maja 2009 (świat)

 

Wyjątkowo nie będę rozpisywał się o fabule, bo tak naprawdę w „Terminator Ocalenie” nie ma ona większego znaczenia. Twórcy całą swoją twórczą moc ukierunkowali na obrazowanie efektownych eksplozji i wymyślenie nowych modeli terminatorów. Oglądając film przeskakujemy od jednego wybuchu do drugiego, na próżno szukać budowania napięcia i – co najgorsze – specyficznego klimatu, jaki dało się odczuć w dwóch pierwszych odsłonach „Terminatora”.

Brak klimatu boli najbardziej, bo przecież akcja „Ocalenia” toczy się w postapokaliptycznym świecie, gdzie resztki ludzkości walczą o przetrwanie. Wręcz narzuca się prośba o przekazanie chociażby ułamka panujących ogólnych nastrojów ocalałych. Nawet w krótkich kilku scenach z przyszłości w pierwszym Terminatorze – ten posępny i przygniatający klimat dało się wyczuć. W najnowszej odsłonie po prostu biernie oglądamy kolejne obrazy, które nie zmuszają do jakiejkolwiek refleksji i co gorsza wręcz odzierają widza z jakichkolwiek emocji.

Pierwsze 30-40 minut filmu jest wręcz dramatycznie słabe. Akcja budowana jest w sposób aż nadto chaotyczny, bez ładu, składu i planu. Z ekranu wieje potworną nudą i totalną jałowością. Miałem szczerą ochotę opuścić kino, bowiem „Terminator Ocalenie” okazywał się dziełem wyraźnie odstawiającym nawet od słabej trzeciej części. W siedzeniu zatrzymała mnie tylko magia kultowego cyklu i nadzieja, że to, co warte obejrzenia jeszcze przede mną.

W zasadzie miałem rację, gdyż dalsza część filmu okazała się już lepsza i warta pozostania do napisów końcowych. Akcja nabrała tempa, fabuła się poukładała w nieco bardziej sensowną całość i nawet byłem ciekaw, co będzie dalej.

Najbardziej godny polecenia jest ostatni akt filmu, gdzie akcja toczy się w siedzibie Skynet’u. Na te parę minut zostałem przykuty do fotela oglądając m.in. walkę Connora z T-800. Jest to jedyny fragment filmu godnie oddający klimat części nakręconych przez Camerona. Niestety nie wprowadzono tutaj nic nowego, więc jest to tylko udana wariancja scen z poprzednich filmów.

Wrażenie to potęguje młoda twarz Schwarzeneggera, wyjęta z klatek starszych filmów. Jego wyłonienie się z kłębów pary wywołało aplauz publiczności i burzę oklasków na sali. Był to też jedyny moment w filmie, gdy terminator potrafił wywołać dreszcz strachu na plecach. Smutne, gdyż zdaje się, że już nic nigdy nie będzie w stanie przebić wzbudzającej strach ikony Terminatora.

źródło: http://i.ytimg.com/

O ostatnich scenach „Terminatora Ocalenie” nie warto nawet wspominać – fatalne, trywialne i nielogiczne rozwiązania fabularne oraz banalne teksty bez jakiegokolwiek głębszego przesłania.
I taki właśnie jest ten film – naszpikowana efektami papka psująca tylko pozytywny odbiór całej sagi. Co gorsza, znacznie więcej emocji dostarczyła mi pastiszowa forma poprzedniej części Terminatora.

Odnośnie gry aktorskiej – jest nijaka. Christian Bale gra niemal z identyczną maską bez uczuć na twarzy jak w ostatnim Batmanie. Podobnie jak w Batmanie gra praktycznie rolę drugoplanową (!). Twórcy zdecydowali się bowiem, że wątkiem przewodnim filmu nie będą rozterki Connora, ale wyjaśnienie pochodzenia i celu działań nieznanemu nikomu Marcusa Wrighta (Sam Worthington). Jak dla mnie posunięcie w zupełnie nie odpowiednią stronę.

Co w filmie warto polecić? Efekty wizualne, ale także, a nawet przede wszystkich niezwykle dopracowane efekty dźwiękowe. To tylko dzięki nim w kilku scenach poczułem dreszcze na karku i też dzięki nim film obronił się przed całkowitą krytyką z mojej strony. Aż strach pomyśleć, jak odebrałbym „Ocalenie”, gdybym oglądał go w domowym zaciszu, na zwykłym telewizorze.

Dla scen np. przelotu myśliwca Skynet’u, gdy fizycznie czuło się wibracje powietrza wypluwanego z dysz, warto zakupić zestaw głośnikowy 5.1. Podobnych doznać było naprawdę sporo podczas całego filmu. W tym elemencie „Terminator” dorównywał nowej „Wojnie Światów” (nawet kilka scen bezpośrednio nawiązuje do filmu Spielberga).

źródło: http://www.aceshowbiz.com/

Podsumowując – „Terminator Ocalenie” jest działem przeciętnym, można nawet powiedzieć, że słabym. Fabuła nie dość, że nie potrafi wciągnąć widza, to jeszcze bardzo często zauważyć w niej można niezrozumiałe luki i niedociągnięcia. Film pozbawiony jest klimatu starszych części cyklu. Specyficzna atmosfera została dosłownie przygnieciona przez masywne szczątki terminatorów, które zawładnęły wątkiem fabularnym, nie mówiąc już o jakimkolwiek przesłaniu.

Nie może dziwić, że dość odważna osoba, która zaczęła spontanicznie klaskać w momencie ukazania się końcowych napisów pokazu premierowego – została momentalnie wyśmiana przez resztę widowni.

Film odradzam każdemu, kto ma duże oczekiwanie, co do nowej odsłony cyklu. „Terminator Ocalenie” nie tylko nie potrafił udanie przestawić sagi na nowe tory, ale również nie przedstawił nic godnego dalszej kontynuacji.
„Ocalenie” to dobra, „popcornowa”, wizualna i dźwiękowa rozrywka, jakich ostatnio mnóstwo wśród Hollywoodzkich produkcji i niestety nic więcej. Film należy obejrzeć jedynie ze względu na sentyment do cyklu.
Po tym jednak można, a nawet trzeba go jak najszybciej zapomnieć.

OCENA: 4/10

źródło logotypu filmu: http://img4.wikia.nocookie.net/
źródło plakatu: http://3.bp.blogspot.com/

 

<< Zobacz pozostałe recenzje | Recenzja filmu „Zapowiedź” >>

Dr. Gediman

Ciekawy artykuł? Doceń naszą pracę:
[Głosów: 2 Średnia: 5]
Komentarze (4)
Dodaj komentarz
  • Bobek24

    Coż, nic nie odda tego klimatu, cz2 to dla mnie ostatnia część z tej serii z przesłaniami i morałami, z klimatem.

  • Andrew

    Mnie się podobał, ale T 3 był lepszy

  • D.

    Niestety muszę się zgodzić. Czekałem na ten film z wypiekami na twarzy, jako że zawsze w poprzednich Terminatorach najbardziej pociągały mnie sceny z przyszłości, i liczyłem na mroczny, ciężki film wojenny (jak zresztą był zapowiadany…) o wojnie przyszłości. Otrzymałem teledysk – kilka pozlepianych scen, bez większego uderzenia. Karygodnym błędem był rzucenie widza od razu w wir (zresztą niezbyt ciekawych) wydarzeń, zamiast ukazania jak wygląda świat i cywilizacja po Dniu Sądu.

    • AJO

      Mi się podobał. Wydaje mi się, że znacznie gorszy był T3