Kuszony entuzjastycznymi zapowiedziami i udanymi debiutami na wielu festiwalach, czekałem z wypiekami na polską premierę kinową „The Moon” (Księżyc). Czekałem długo, aż straciłem cierpliwość. Film niestety nie zainteresował dystrybutorów działających na naszym rynku. To skandal, że tak udane, a nawet wybitne – jak na obecne czasy – dzieło spod znaku Science-Fiction nie można było zobaczyć na kinowych ekranach. Pozostaje zatem rozgrzać odtwarzacze i cieszyć się tym arcydziełem gatunku w domowym zaciszu. Film ten z wielkim stylu obwieścił powrót klasycznego kina SF. Zapraszam do recenzji.
- Tytuł: Moon
- Reżyseria: Duncan Jones
- Premiera w USA: 12 czerwca 2009
Film „Moon” w reżyserii debiutującego Duncana Jonesa wychodzi poza przyjęte stereotypy dotyczące dzisiejszego kina Science-Fiction. Każdy szczegół w filmie, każde zachowanie się, czy to ludzi, czy rzeczy martwych, uzmysławia bowiem widzowi fakt, że ogląda wydarzenia dziejące się na Księżycu o mniejszej niż na Ziemi grawitacji i pozbawionym atmosfery. Takiego zadbania o wiarygodność obrazu, z naukowego punktu widzenia, nie widziałem w filmach od bardzo wielu lat. Twórcy zatem nie skupili się na dynamizmie kolejnych scen, ignorując – jak wielu wcześniej – poparte nauką prawdopodobieństwo wystąpienia kolejnych wątków, czy sytuacji.
W Moon zrezygnowano z atakowaniem wzroku widza efektywnymi fajerwerkami i z szaleńczo galopującej akcji. Nie wykreowano również świata krążącego wokół bohaterów o zdolnościach przewyższających normalnego człowieka o całe eony.
Wielu spyta zatem – skoro nie ma wizualnych wodotrysków i szalonej akcji, czym zatem film potrafi zafascynować?
Przede wszystkim film „Księżyc” jest intelektualną rozrywką, wzbogacaną dodatkowo filozoficznym przesłaniem. To cecha nieodzowna dla całego nurtu dzieł fantastyki naukowej. Brak eksplozji i wartkich zwrotów akcji nie oznacza jednocześnie, że z ekranu wieje nudą. Przeciwnie – Moon ogląda się z napięciem jakie towarzyszy najlepszym thrillerom. Mało tego, napięcie budowanej jest umiejętnie i stopniowane z wykorzystaniem samego obrazu, bez słów czy nawet muzyki. Dzięki temu „Księżyc” automatycznie nasiąka tym specyficznym, sterylnym i klaustrofobicznym klimatem, który wyróżnia najwybitniejsze działa SF.
Siłą filmu, prócz klimatu jest doskonała fabuła, której niezmiernie ciężko wytknąć błędy. Kolejne sytuacje wydają się być logicznym następstwem poprzednich, a całość naprawdę trudna do podważenia.
Wątek przewodni filmu wydaje się stosunkowo prosty – poznajemy człowieka (rewelacyjna rola Sama Rockwella), który przez 3 lata pobytu na stacji księżycowej, próbuje poradzić sobie ze zżerającą go od wewnątrz samotnością. To jednak tylko przykrywka do wielowarstwowej opowieści, którą można odbierać na wielu poziomach. Zdobycie tutaj jednej odpowiedzi, rodzi kolejne pytania i taki stan rzeczy utrzymuje się także po napisach końcowych. Wiele kwestii poruszonych w filmie pozostaje niedopowiedzianych. Pobudzone szare komórki pracują jeszcze długo po zakończeniu filmu. W „The Moon” nic nie jest czarno-białe i nie ma łatwych odpowiedzi.
Najwięksi fani filmów gatunku Sci-Fi mogą poczuć jedynie lekki zawód, spowodowany brakiem innowacyjności w sferze wizualnej. Wystrój stacji musi przypominać bowiem wnętrze statku z „Odysei Kosmicznej 2001”. Komputer zarządzający bazą to kolejna wariancja nieśmiertelnego Hala 9000. Jednak wykorzystanie znanych i kultowych symboli było celowym zamiarem Jonesa. Posiłkując się nimi stworzył bowiem własną jakość, dzięki czemu absolutnie nie można go posądzić o plagiat. Wykorzystał tylko znane elementy, rozwinął je i nadał im nowego znaczenia.
Jak każde dobre dzieło SF – film Moon, wbrew pozorom, nie opowiada o kosmosie i trudności przetrwania w nim człowieka, lecz stara się odpowiedzieć na pytanie kim jesteśmy oraz co określa człowieczeństwo. Wpleciony w fabułę motyw wielkiej korporacji jest śladem obecnych czasów. Współczesny widz zostaje wręcz zmuszony do rozważań nad wpływem rozwoju nauki i techniki na przesuwającą się granicę moralności. Uświadamia nam, na jak wiele rzeczy jesteśmy w stanie przymknąć oczy, gdy żyje nam się komfortowo.
Film Moon jest bardziej niż obowiązkową pozycją dla każdego fana SF. Polecam go jednak każdemu zmęczonemu już błyskającą papką wciskaną nam przez Holywood. To nie tylko kawałek naprawdę dobrego, ambitnego kina, stonowanego wizualnie i wzbogaconego minimalistyczną, nastrojową muzyką. To także najlepsze od lat dzieło w gatunku Sci-Fi. Z przyjemnością umieszczam go zatem na liście TOP 100 Najlepsze filmy science-fiction wszech czasów.
OCENA: 8/10
ZWIASTUN / TRAILER
Oficjalna strona filmu: www.sonyclassics.com/moon/
źródła zdjęć:
– logo filmu – www.thewhitereview.org
– plakat – static.rogerebert.com
– screen 1 – cinemaautopsy.files.wordpress.com
– screen 2 – top50sf.files.wordpress.com
Dr. Gediman
Właśnie zacząłem szukać filmów i powieści, których akcja dzieje się na Księżycu – wiem, że jest ich niewiele. Nie sądziłem, że znajdę taką stronę, gdzie spotkam recenzje na poziomie i w dodatku bez rażących błędów… Po prostu dziękuję i gratuluję jej Twórcy!
Serdecznie dziękujemy! :)
Doskonały film. Esencja SF – o kondycji człowieczeństwa w ogóle pod pretekstem historii w kosmosie. Rewelacja. SF w swojej najmocniejszej odsłonie!
Muszę się przyłączyć i wyrazić swoją aprobatę.
Film jest rewelacyjny! Pobudza do myślenia i pozostaje na długo w
pamięci. Nie jest to kolejny kicz holywoodzki, ale dzieło na miarę
A.I. czy 2001 Space Odyssey – ale oczywiście nie o takiej samej tematyce.
Nie ma wielu tak dobrych filmów. Przypomina mi to dobre SF z lat 70tych
czy 80tych. Ciekawe, że kicz dominuje w kinach, a takie arcydzieła są
odpychane. Czy nie jest podobnie w realnym 'niekinowym’ życiu?
Ależ oczywiście, Marcinie, że masz rację, zarówno w kwestii oceny filmu jak i otaczającej nas 'niekinowej’ rzeczywistości. Wystarczy tylko zerknąć na to, co dzieje się na youtube – zwierzątka i ludzkie idiotyzmy mają milionowe wyświetlenia, zaś treści merytoryczne, pouczające, inspirujące i poniekąd rozwijające zaledwie kilka tysięcy…
Film bardzo zacny, można by powiedzieć ambitne s-f. Życzę sobie i Wam wiecej takich produkcji.
Wspaniały film i równie dobra recenzja. Dla mnie to także najlepsze SF od wielu, wielu lat (a oglądam niemal wszystko co wyjdzie w tym gatunku). Podobał mi się każdy element: od świetnie zagranych postaci, przez fabułę, scenografię, efekty specjalne (modele zamist CGI, tego nie widuje się często) aż po rewelacyjną ścieżkę dźwiękową, którą do dziś lubię sobie posłuchać. Dotychczas oglądałem 3 razy ale wiem, że jeszcze nie raz do niego wrócę.
Przykre jest, że tak dobry film nie został sprowadzony do naszego kraju, a gnioty typu 'Transformers’ czy 'Surrogates’ mają premierę równo ze światową.
Natomiast dobrą informacją jest, że Duncan Jones ma zamiar kontynuować swoją przygodę ze Sci-Fi. Obyśmy doczekali się kolejnego dzieła pokroju 'Moon’.
Polecam także 'Pandorum’ i 'District 9′. Oczywiście to już nieco niższa liga ale w zalewie przesyconego akcją i efektami SyFu pozytywnie się wyróżniają.