Film „Synchronicity” – Recenzja

 

  • tytuł: Synchronicity
  • premiera: 22 styczeń 2016 (USA, Internet – m.in. iTunes)
  • dostępność w Polsce: źródła internetowe z polskim tłumaczeniem (np. Netflix)
  • reżyseria: Jacob Gentry
  • scenariusz: Jacob Gentry, Alex Orr (powieść)

 

 

Fabuła / Opis filmu:

Gdy fizyk Jim Beale wynalazł maszynę umożliwiającą podróż w czasie, pojawia się tajemnicza kobieta. Jim stara się udowodnić, że jego maszyna działa, ale jest to zadanie wielce karkołomne i ściśle wiąże się z kobiecą postacią. Bohaterka zwodzi fizyka. Jim podejrzewa, że kobieta stara się go wykorzystać, by przejąć jego wynalazek. Jim zmuszony jest podróżować w czasie, by zniweczyć plany kobiety i jej pracodawcy. Bohater odkryje zaskakującą prawdę nie tylko o swojej maszynie, tajemniczej kobiecie, ale również o własnej rzeczywistości…

Recenzja:

Twórcy interesującego filmu „The Signal” (2007) przygotowali produkcję „Synchronicity”, która z założenia miała nawiązywać klimatem, stylem i tematyką do kina noir sci-fi i filmów „Dark City”, „Blade Runner” oraz „Alphaville”. Brzmi wielce kusząco i nietuzinkowo, prawda? Uczta zapowiadała się równie dobrze, jak w filmie „Predestination”. Wyszło jednak niestety dość średnio, a film nawet nie zbliża się poziomem do wspomnianych tytułów, do jakich miał nawiązywać. Mogą nawet zaryzykować stwierdzenie, że nachalne nawiązania do klasyków gatunku, tylko zaszkodziły produkcji Gentry’ego i obdarły go z oryginalności.

Największą wadą filmu jest nuda bijąca z ekranu i wyjątkowo ślamazarne prowadzenie narracji. Osobiście musiałem długo walczyć z opadaniem powiek, aby dotrwać do końcówki, która nie potrafiła mnie niestety zaskoczyć.

Film dotyka tematów podróży w czasie, wielokrotnie już przedstawianych w kinie na szereg odmiennych sposobów. W „Synchronicity” otrzymujemy kolejny wariant tematu, który wnosi odrobinę świeżości.
Szkoda tylko, że dobry pomysł został zaprzepaszczony przez nagłe i mało wiarygodne zauroczenie między głównymi bohaterami i pozbawione naukowego wyrachowania zachowanie Jima, nie tylko wobec zupełnie obcej mu kobiety.
Relacje między bohaterami odbierałem podczas seansu jak zza grubej szyby. Tak naprawdę przyszłość wzajemnych relacji bohaterów była mi wielce obojętna, podobnie jak ich losy. Twórcy filmu nie potrafili utworzyć więzi między widzem, a którymkolwiek z bohaterów – może tylko za jednym wyjątkiem, o czym jeszcze będę pisał w dalszej części tej opinii.

Mało wiarygodna rola naukowca w jego własnym projekcie wydaje się ograniczać do wydawania trywialnych komend współpracownikom, którzy notabene sprawiają wrażenie bardziej kompetentnych w tym, co robią niż ich szef. Niewiarygodność ta zostaje jeszcze podkreślona sprowadzeniem przez scenarzystów dwóch pomocników Jima do roli zaledwie statystów.

źródło: www.yellmagazine.com/interview-jacob-gentry-chad-mcknight-synchronicity/102200/

Wady filmu nadrabiane są częściowo bunczucznie zapowiadanym klimatem, rodem z klasyków gatunku. Trzeba przyznać, że wiele ujęć, gra świateł i cienia oraz muzyka elektroniczna mocno przywodzą na myśl „Łowcę Androidów”. Dzięki temu film jest przyjemny w odbiorze zarówno dla oka, jak i ucha.
Uważam jednak, że w tym elemencie twórcy nie potrafili znaleźć złotego środka i przesadzili z ilością nawiązań. Notabene dobra muzyka autorstwa Bena Lovetta, zbyt mocno stara się naśladować styl Vangelisa.

Niewątpliwym atutem „Synchronicity” jest gra aktorka Brianne Davis, wcielającą się w niezwykle uwodzicielską Abby. Muszę przyznać się, że tylko dzięki tej postaci dotrwałem do końcowych napisów.
Gwiazda filmu, Michael Ironside, nie wzbił się na wyżyny swoich umiejętności i tylko odfajkował kolejną, wyjątkowo pasującą do jego aparycji rolę. Chad McKnight (Jim) zagrał dość przeciętnie rolę naukowca i osobiście uważam, że nie zrobił tego w sposób wiarygodny.

Film „Synchronicity” skierowany jest głównie dla miłośników gatunku, którzy z łatwością wychwycą nadmiar liczne nawiązania do kultowych produkcji SF. To przyjemna w audiowizualnym odbiorze produkcja, która niestety może Was nie wciągnąć fabularnie.
Mimo wytkniętych wad, uważam jednak, że film Gentry’ego zasługuje na danie mu szansy. Warto wyrobić sobie o nim własną opinię.

OCENA: 5/10

Dr. Gediman

Zwiastun / Trailer


Zobacz także:

Ciekawy artykuł? Doceń naszą pracę:
[Głosów: 10 Średnia: 3.5]
Komentarze (1)
Dodaj komentarz
  • Ponury Borha

    Obejrzałem i nadal nie wiem czyja jest ta zapalniczka:/