- Tytuł polski: Pasażer nr 4
- Tytuł: Stowaway
- Premiera:
22 kwietnia 2021 (Netflix – przesunięta z 2020) - Reżyseria: Joe Penna
- Zwiastun ⇓
Film Stowaway – Fabuła / Opis
Wkrótce po starcie statku kosmicznego zmierzającego na Marsa, załoga odkrywa przypadkowego pasażera na gapę. Statek jest już zbyt daleko by zawrócić na Ziemię, a zasoby szybko się kurczą. Bohaterowie filmu muszą podjąć trudną decyzję by przetrwać podróż. Jedynie medyk wyraża swój głos sprzeciwu, wobec ponuremu konsensusowi reszty grupy…
FILM PASAŻER NR 4 – RECENZJA / OPINIA
Film „Pasażer nr 4” miał zadebiutować jeszcze w 2020 roku, ale z powodu pandemii został przełożony. Finalnie w grudniu zeszłego roku prawa do dystrybucji nabył Netflix. Film zadebiutował właśnie na tej platformie 22 kwietnia 2021 roku.
Film „Stowaway” to kameralna produkcja w teoretycznym tonie klasycznego science-fiction o kosmicznej eksploracji. Twórcy filmu wszystkie kwestie naukowe, jak i te tyczące się eksploracji potraktowali jednak mało wnikliwie, zaledwie jako odległe tło historii. A ta okazuje się być dość błahym thrillerem, który ma nam opowiedzieć o koniecznych poświęceniach, by zapewnić przetrwanie innym. Zanim jednak przejdę do oceny filmu – przedstawię ciekawostkę zza kulis.
Za scenariusz i reżyserię „Pasażera nr 4” odpowiada Joe Penna, którego pełnometrażowy debiut z 2018 roku – film „Arktyka” z Madsem Mikkelsenem, stanowi na tyle solidną produkcję, że warto go polecić. Co ciekawe scenariusz do filmu „Stowaway” powstał jeszcze przed „Arktyką”. Reżyser pierwotnie planował osadzić akcję swojego debiutu na Marsie. Nowy film miał zostać połączony fabularnie z „Arktyką”. Dlaczego tak się nie stało? Reżyser zdecydował się zmienić plany po tym, jak zobaczył zwiastun filmu „Marsjanin” Ridleya Scotta (2015). Widocznie Penna uznał, że jego survivalowy debiut mógłby być uznany za zbyt podobny do produkcji Scotta.
W filmie „Stowaway” zobaczyliśmy kilka znanych aktorów – m.in. Annę Kendrick (“W chmurach”), Tonie Collette („Hereditary”) i Daniela Dae Kim (serial “Lost”).
Biorąc pod uwagę reżysera i obsadę, oraz zapowiedź fabuły można było spodziewać się kameralnego i solidnego dzieła science-fiction. Tymczasem po seansie drapałem się w głowę i miałem naprawdę spory problem z tym, co mam Wam napisać o tej produkcji.
Całość akcji rozgrywa się w mikro-społeczności, umieszczonej w niewielkim statku kosmicznym, oddalającym się od Ziemi i zmierzającym ku planecie Mars, w celu wykonania pewnej misji. Mamy zatem klasyczny motyw sci-fi. Co nowego w tej wyświechtanej tematyce zaproponował nam reżyser? Otóż – pasażera na gapę, technika, który nieszczęśliwie zaplątał się w ścianach statku i stracił przytomność na tyle długo, aby przespać start rakiety i obudzić się już w podróży.
Cóż, można powiedzieć – bywa… Tyle tylko, że to nie byłaby prawda. Obstawiam, że taka przygoda w praktyce nie mogła się przytrafić. Po prostu jest to na tyle nieprawdopodobne, że nie mogę tego przyjąć. Zatem już pomysł główny odbił się mocno od science w kierunku nawet nie fiction, a fantasy.
Ten kierunek jest kontynuowany w dalszej części trwania filmu. Tytułowy Pasażer nr 4 to kawał faceta, zatem mamy pewnie ponad 80kg nadwagi całego statku, co w filmie całkowicie zignorowano. Mocno bym się zastanawiał czy statek z taką nadwagą potrafiłby zacumować na takiej orbicie na jakiej miał to zrobić i finalnie nabrać takiej prędkości jaką miał nabrać, aby bezpiecznie dotrzeć na Marsa. O koniecznych korektach w filmie nic się nie mówi [edit: bardzo trafne spostrzeżenia czytelników w komentarzach przekonały mnie finalnie do faktu, że ten temat – choć bardzo zajawkowo – ale był jednak poruszany w filmie. Zwracam honor scenarzystom].
Najważniejszym elementem pominiętym w filmie jest jednak stan zapasów żywności. Nikt o tym nic nie mówi. Czyżby na każdą międzyplanetarną misję zabierało się prowiantu tyle, aby starczyło na załogę plus jeden pasażer… ot tak, profilaktycznie? W „Stowaway” nikogo nie martwi, że zabraknie jedzenia, wszyscy panikują, bo zabraknie tlenu. Poniekąd jak najbardziej słusznie. Tyle tylko, że w filmie uważano, iż tlen nie byłby problemem, gdyby nie zepsuła się maszyneria, w którą zaplątał się nieszczęsny pasażer na gapę. Gdyby wszystko działało – wg twórców statek spokojnie doleciałby do Marsa i z powrotem z nadprogramowym pasażerem i nikt tutaj by się nie udusił…
Cóż.. film „Pasażer nr 4” nie ma niestety wiele wspólnego z science. Coś próbuje przemycić, ale to jednak czysta fantazja. Szkoda.
Zainteresowanym polecam wypowiedź Scotta Manley’a (poniżej), który opowiada o konsultacjach naukowych przy pracy nad skryptem. Wiele się rozjaśni, dlaczego finalnie zrobiona tak, a nie inaczej. Scott wyławia również wiele innych naukowych „nieporozumień”, które trzeba było przełknąć dla charakterystyki tego filmowego obrazu:
Ale, aby nie być tak mocno krytycznym na polu zgodności z nauką – na plus zapisuję projekt statku i pomysł na wprawienie go w ruch obrotowy oraz pamiętanie twórców, że im bliżej „piasty” w umownym kole, tym ciężenie będzie mniejsze.
Jak już jestem przy tym motywie, muszę przyznać, że wyprawa astronautów na drugą stronę obręczy była najciekawszym fragmentem filmu. Śledząc walkę bohaterów i ich wspinaczkę po linach, czuć było napięcie i niepewność, co stanie się za chwilę. Przez moment nawet kibicowałem bohaterom, aby powiodła się ich karkołomna wyprawa.
Niestety to w zasadzie jedyny moment, o którym można pozytywnie wypowiadać się w tym filmie. Spodziewałem się, że im dłużej będzie trwała podróż, a zasoby tlenu będą się kurczyć, napięcia i tarcia między członkami załogi będą rosnąć wykładniczo. Niestety tak nie jest.
Na statku niewiele się dzieje. Dialogi między bohaterami są wyjątkowo skąpe, a godnych odnotowania można policzyć na palcach jednej ręki.
W efekcie aktorzy nie mają praktycznie sposobności, aby wykazać się swoimi aktorskimi umiejętnościami, a te przecież posiadają, co wielokrotnie udowadniali w innych filmach, czy serialach.
Podsumowując film „Pasażer nr 4”, muszę niestety przyznać, że jest wyjątkowo trywialny w przekazie. Główny motyw koniecznego poświęcenia został przedstawiony dość ..hmm.. „łopatologicznie”, w wyjątkowo uproszczonej formie, w sposób płytki, przewidywalny i bezrefleksyjny. Cóż, nasze życie również nadmiar często bywa trywialne, ale czy chcemy to oglądać również na srebrnym ekranie?
Film „Stowaway”, przez spokojną narrację i kameralność oraz jednostajną scenografię, przypomina bardziej teatr telewizji, niż produkt kinowy. Dlatego zdecydowanie odradzam go wszystkim osobom szukającym w filmie sci-fi akcji, albo błyskotliwych zwrotów fabularnych, czy też zapierającej dech wrażeń wizualnych. To nie jest film dla Was.
Widzowie lubiący bardzo spokojne kino z pewnym przesłaniem, nawet jeżeli jest ono błahe, mogą bardziej przychylnie odebrać tą produkcję. Co nie znaczy, że będą zadowolone.
Obawiam się, że film ten nie ma argumentów, które mogłyby sprawić, że zostanie komukolwiek w pamięci na dłużej niż przepływ napisów końcowych. Osobiście, gdy owe napisy końcowe zobaczyłem pomyślałem, że jestem dopiero w połowie filmu i ktoś urządza sobie żarty. To, co nam zaprezentowali twórcy wystarczyłoby na krótki metraż. Otrzymaliśmy stanowczo za mało treści, aby film mógł obronić się w pełnym metrażu.
Zwiastun / Trailer
Ktoś mi odpisze jak ten 4 pasażer znalazł się zamknięty przy suficie i przy wylocie go nie zauważono, bo prawdopodobnie przegapiłem tą scenę (o ile taka była)?
Ech,sami czepialscy ;-),pomijając fakty naukowe,które mnie nie bardzo interesują (oprócz tego, że przeoczyli mechanika w poszyciu statku hehe), tak bym sobie to wyobrażał proste pytania,proste działania, prosty heroizm w obliczu najtrudniejszych wyborów, bez żadnych thrillerów, typu teraz pozabijam wszystkich w obronie własnego życia. A wplatanie watków rasowych i poprawności politycznej przez niektórych jest już passe w dzisiejszych czasach i swiadczyć może o kryptorasiźmie. Kazde życie jest tak samo cenne, zawsze.
film kompletnie bzdurny – nie trzyma sie kupy a powody wymienili moi przedmówcy i recenzent
szkoda czasu na takie cos bledy podobne do tych co w Prometeuszu i kolejnej czesci
mam wrazenie ze rezyserzy juz kompletnie zyja w oderwanym swiecie ze kreca takie bzdury
to ze scenarzysta cos takiego splodzil – trudno – ale ze drugi nie poprawil takich gaf i wydaje pieniadze na cos takiego to juz zmienia moje odbiór kasty rezyserów jako ludzi dosc swiatłych i z wyobraznia
Wydaje się mało prawdopodobne żeby obsługa naziemna nie zauważyła dodatkowych 80 kg ciężaru statku przed startem, skoro ekwipunek osobisty jaki może zabrać załoga jest wyliczany praktycznie co do grama, jak wynika z jednego z dialogów.
Można sobie zobaczyć na yt jak Scott Manley trochę opowiada o zgodności filmu z nauką.
W scenariuszu dopatrzyłem się wątku polskiego. Nieudana próba wytworzenia tlenu przez hodowlę alg przeniosła mnie do opowiadania Krzysztofa Borunia „Algi” oraz widowiska telewizyjnego pod tym samym tytułem z roku 1985. Film mnie niestety rozczarował. W dodatku ta nieznośna poprawność rasowa. W trakcie projekcji żona założyła się, że czarnoskóry musi przeżyć.
Ta kwestia jest podnoszona ponownie w polowie filmu, gdzie wprost nijaki David mowi, ze przez ten dodatkowy „bagaz” ledwo udalo im sie dotrzec do stacji.
Co do zarcia, to fakt. zabraklo poruszenia tej sprawy. Wystarczylaby jedna rozmowa podczas wspolnego posilku o koniecznosci zmniejszenia racji i temat bylby odklepany.
Nawet pomijajac juz cala zabawe w uzbieranie tlenu. I tu mala dygresja do autora recenzji, taki pochlaniacz – jak chociazby na MSK – jest czescia systemu odzyskiwania tlenu.
Mnie bardziej zastanawia brak backupu, a przynejmniej czesci/modulow zamiennych (urzadzenie mieszczace sie do kuwety!) dla kluczowego systemu jakim jest podtrzymywanie zycia.
„Tytułowy Pasażer nr 4 to kawał faceta, zatem mamy pewnie ponad 80kg nadwagi całego statku, co w filmie całkowicie zignorowano.” Nie do końca bym się z tym zgodził. Na samym początku filmu, podczas startu włączył się alarm, związany chyba z rozbieżnością pomiędzy wyliczoną trajektorią lotu (żółta linia) a rzeczywistą (czerwona linia poniżej żółtej). Kontrola lotu stwierdziła wtedy, że powinno starczyć paliwa żeby to skorygować. Czy to właśnie nie ma związku z nadprogramowym pasażerem?
Tak, faktycznie był taki moment. Nie było to jednak czytelne i łatwo mogło umknąć uwadze. Jeżeli ten element dotyczył tego, o czym mówimy – to faktycznie miałoby to wówczas więcej sensu i na tym polu trzeba zwrócić honor scenarzystom. Cenna uwaga.
Mogli poczekać aż burza się skończy i jak ten pasażer się tam znalazł i zmieścił mogli to wyjaśnić