Film „Resident Evil: Witamy w Raccoon City” (2021) – recenzja

  • Tytuł: Resident Evil: Welcome to Raccoon City
  • Tytuł polski: Resident Evil: Witajcie w Raccoon City
  • Premiera:
    19 listopada 2021 (Paryż)
    3 grudnia 2021 (kina w Polsce)
  • Reżyseria: Johannes Roberts
  • Czas trwania: 107 min.
  • Zwiastun ⇓

 

„Resident Evil”, znany też pod tytułem „Biohazard” to seria survival horrorów z nutą sci-fi stworzona przez Shinji Mikamiego w 1996 roku. Na srebrny ekran została przeniesiona po raz pierwszy w 2002 roku przez Paula Thomasa Andersona. Doczekała się ona pięciu kontynuacji, z których każda była coraz gorsza, głupsza i bardziej cosplayowa. I odchodząca od oryginału.

Po blisko dwóch dekadach ktoś w końcu poszedł po rozum do głowy i uznał, że warto dać serii drugą szansę, jednak tym razem nieco mocniej trzymając się materiału źródłowego. Dzięki temu gracze otrzymali świetne RE7, RE:Village oraz remake drugiej i trzeciej części gry, a widzowie mogą oglądać w kinach bazujący na klasycznej trylogii film „Resident Evil: Witajcie w Raccoon City”.

 

Film Resident Evil: Witajce w Raccoon City (2021) – Recenzja / Opinia

 

Fabularnie, jak już wspomniałem – film „Welcome to the Raccoon City” bazuje na wydarzeniach przedstawionych w klasycznej trylogii z ery pierwszego PlayStation – mamy więc korporację Umberella, która oficjalnie zajmuje się farmaceutyką i działalnością charytatywną, ale tak naprawdę pracuje nad bronią biologiczną w postaci wirusów T i G, mających tworzyć superżołnierzy. Jako poletko doświadczalne firma wybrała sobie niewielkie Raccoon City, gdzie, dla przykrywki zasponsorowała dom dziecka. W początkowej fazie filmu historia skupia się na Claire Redfield, która, wraz ze swoim bratem Chrisem, spędziła dzieciństwo w w/w instytucji. Nie muszę chyba wspominać, że pobyt tam nie był dla niej szczególnie komfortowy i ze względu na co opuściła miasto na kilka lat. Jej brat został, i przy poparciu dyrektora placówki oraz jednego z najważniejszych naukowców Umberelli, Williama Birkina, wstąpił do policji miejskiej. Gdy w końcu dochodzi do spotkania rodzeństwa Chris oczywiście uważa przedstawione przez Claire rewelacje za bujdę, jednak rozwój wypadków uświadamia mu, że w słowach Claire mogło znajdować się ziarno prawdy…

Niestety, w kwestii fabuły pojawia się pierwszy zarzut względem filmu – skoro jest on adaptacją pierwszej trylogii „Residentów”, to gdzie podzieli się Nemezis albo chociaż Tyrant? Skoro odtworzono tak wiele postaci, czasem nieszczególnie istotnych, to czemu zabrakło tych dwóch kultowych złoli? Wielka szkoda.

Oprócz rodzeństwa Redfieldów w filmie „Resident Evil: Witajcie w Raccoon City” poznajemy cały panteon postaci z klasycznych Residentów – Jill Valentine i Alberta Weskera, czyli ekipy, która wraz z Chrisem tworzy jednostkę specjalną S.T.A.R.S.; nowicjusza w szeregach policji miejskiej Raccoon, Leona S. Kennedy’ego; ofiarę eksperymentów Umberelli, Lisę Trevor i komendanta Ironsa.

I tutaj mam kilka zarzutów – po pierwsze, zmieniono nieco charakter niektórych postaci – np. Leon, w grze był wprawdzie żółtodziobem, ale jednak żółtodziobem ogarniętym. W filmie robi (na szczęście niezbyt często) za comic relief. Dodatkowo dobór aktorów czasami jest nietrafiony. Aktor, który wcielił się we wspomnianego już Leona wizualnie bardziej pasowałby na, nieobecnego w filmie, Carlosa Olivierę. Również Jill Valentine w oryginale wyglądała „nieco” inaczej. No, ale jak już wspomniałem wcześniej – film jest adaptacją, a nie ekranizacją, więc stuprocentowej zgodności z materiałem źródłowym być nie musi. Niemniej jednak gra aktorska jest na bardzo przyzwoitym poziomie, więc o ile nie każdy wygląda tak, jak powinien, to przynajmniej wszyscy robią dobrą, aktorską robotę.

Pora przejść do kwestii technicznych, które, moim zdaniem, są zdecydowanie najmocniejszą stroną filmu. Bohaterowie, mimo że ubrani są tak samo jak w grach, nie wyglądają jak wyciągnięci z Pyrkonu czy innego konwentu – ich stroje są przygotowane świetnie i jednocześnie niecosplayowo. Każdy wygląda tak jak powinien, a przy tym względnie realistycznie.

Tak samo wypadają lokacje – Raccoon City wygląda niesamowicie klimatycznie, wszelkie lokacje obecne w grach, mutanty i zombie stworzone przez wirusa T również. Tak samo podziemne laboratorium, w którym korporacja pracowała nad swoimi monstrami. Również dźwięk i muzyka robią ogromną robotę – szczególnie ścieżka dźwiękowa. Akcja filmu rozgrywa się w 1998 roku, więc niektórzy bohaterowie nie wiedzą, czym są internetowe czaty, a Leon słucha ówczesnych hitów z discmana. Ciężko mi powiedzieć, jak zareagowałbym na stronę wizualną gdybym nie miał wcześniej styczności z grami, w każdym razie w obecnej sytuacji strona techniczna produkcji to miód na moje oczy i uszy.

Pora odpowiedzieć na trzy najważniejsze pytania – czy film „Resident Evil: Witamy w Raccoon City” to dobra produkcja, dobra adaptacja, i najważniejsze – czy warto go obejrzeć. Odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi – to przyzwoity horror sci-fi klasy B. Odpowiedź na drugie pytanie – to naprawdę całkiem niezła, acz daleka od ideału adaptacja. Ma swoje braki, ale w skali 1-10 miałaby więcej punktów niż cała seria „Residentów” z Millą Jovovich razem wzięta. Odpowiedź na trzecie pytanie natomiast… Tutaj posłużę się przykładem: na Sali kinowej byłem świadkiem, jak dwie nastolatki siedzące obok w trakcie filmu szukały informacji o bohaterach i grach w Internecie. Z jednej strony to źle, bo wygląda na to, że obraz Robertsa jest nieco zbyt oszczędny w charakteryzowaniu postaci, z drugiej dobrze, bo zaciekawił dwie nastoletnie dziewczyny na tyle, że, z tego co słyszałem z ich rozmów, planują zapoznać się z grami. Ja, jako osoba zaznajomiona z materiałem źródłowym bawiłem się na filmie świetnie, i na pewno trafi on do mojej kolekcji blu-ray. Moja żona, która jest gdzieś pośrodku między graczem i „nie graczem” (ukończyła tylko RE7, RE:V i remake dwójki) była z filmu generalnie zadowolona. Podsumowując – moim zdaniem naprawdę warto, jest to jedna z lepszych adaptacji gier z jakimi spotkałem się w ostatnim czasie.

 

OCENA :


Harap

 

 

 

Film Resident Evil: Welcome to Raccoon City – Zwiastun / Trailer:

Filmy SF 2021 >>

 

Ciekawy artykuł? Doceń naszą pracę:
[Głosów: 7 Średnia: 3.7]
Komentarze (4)
Dodaj komentarz
  • Kamil

    To całkowicie zmienia postać rzeczy;)

  • Krzysztof.C

    Zgadzam się z recenzją, acz kol wiek szkoda, że nie które postacie ważne dla uniwersum Resident Evil jak William Birkin oraz Annette Birkin i ich córka zostali tak słabo nakreśleni jako postacie w filmie. Tak samo zgadzam się, że postać Leona S. Kennedy to jakiś żart niczym Jar Jar Binks z Gwiezdne Wojny, zgadzam się też z tym, że postać Jill Valentine mogła być bardziej wizualnie podobna do postaci z gry. Ogólnie staram się na wyżej wymienione wady pryknąć oko, i w ogólnym rozrachunku ta wersja filmowego Resident Evil bardziej mi się podoba niż seria Resident Evil z Millą Jovovich. Acz kol wiek bardzo jeszcze lubię wyprodukowany przez CAPCOM Resident Evil : Degeneration, Resident Evil : Damnation oraz Resident Evil : Vendetta.

    • Kamil

      Ja naprawdę czytam recenzje 2 letniego filmu który na IMDb ma 5.2 (co w moim odczuciu i tak jest zawyżona ocena)??
      Czy autor przebywał ponad rok czasu w miejscu odosobnienia i teraz nadrabia?

      • AlienHive

        Komentarz p. Krzysztofa jest sprzed 11 miesięcy, jeżeli chodzi o naszą recenzję – opublikowana została w grudniu 2021, zatem na czasie :). Być może w błąd wprowadziła ostatnia data aktualizacji artykułu (nie publikacji) – zmienialiśmy załączony trailer, ponieważ stary załączony film nie działał.