Film „Ghostbusters. Pogromcy duchów” informacje
- tytuł: Ghostbuster. Pogromcy duchów
- tytuł oryginalny: Ghostbusters
- tytuł roboczy: Ghostbusters III / Pogromcy duchów 3
- premiera światowa: 14 lipca 2016
- premiera w Polsce: 15 lipca 2016
- reżyseria: Paul Feig
- scenariusz: Katie Dippold, Paul Feig
Fabuła
Duchy mają się dobrze i znów terroryzują społeczność miejską. Tym razem za opanowanie sytuacji biorą się… pogromczynie! Erin Gilbert (Kristen Wiig) i Abby Bergman (Melissa McCarthy) wydają książkę o duchach, która zostaje wręcz wyśmiana przez grono naukowe. Ale nie trzeba długo czekać, aby uznani naukowcy błagali je o pomoc. Duchy opanowują Manhattan, a dziewczyny wkraczają do akcji.
Recenzja
Przyznaję, jestem jedną z setek tysięcy osób, które skreśliły ten film jeszcze przed jego startem w kinach. Również ja dałem łapkę w dół pod trailerem filmu. Trailerem, który zapisał się w historii Internetu jako jeden z najbardziej znienawidzonych na Youtube.
Embargo na recenzje z przedpremierowych pokazów, brak zaangażowania Chrisa „Thora” Hemswortha w kampanię promocyjną (mądry facet) oraz pokrętna logika Paula Feiga, próbującego bronić swojego filmu… atakując wszystkich, którzy mieli inne zdanie niż on – wszystko to składało się na nieuchronną klęskę produkcji. Nowa odsłona przygód Pogromców Duchów jeszcze przed premierą wzbijała się na wyżyny napędzanego problemem seksizmu PR-u. Już od pierwszych pokazów zaczęła jednak pikować w dół. Nie pomógł nawet portal Rotten Tomatoes. Nie ma co się oszukiwać: „Ghostbusters. Pogromcy duchów” to film tak zły, jak niepotrzebny.
Jest jakiś cynizm w tym eksploatowaniu wysłużonych kinowych motywów. Odkurzenie „Ghostbusters” nie przysłużyło się jednak nikomu – ani studiu, ani widzom. Kilotony uzasadnionego hejtu, jaki wylał się na łamach Internetu jeszcze przed premierą filmu, okazały się w pełni uzasadnione.
W filmie nie spodziewajcie się postaci, które pokochacie, bądź które zapamiętacie. Nie wyczekujcie zapierającego dech w piersiach CGI. Nie oczekujcie, że po wyjściu z kina będziecie nucić motyw przewodni filmu.
Niestety, póki na horyzoncie będzie widniała korzyść w postaci ewentualnych rzek zielonych banknotów, wytwórnie filmowe będą wciąż kładły swoje pazerne rączki na klasykach sprzed lat, eksploatując je do granic możliwości, z lepszym lub gorszym rezultatem.
Skoro nie doszło do właściwego sequela z pierwotną ekipą Pogromców, padło na remake. Twórcy filmu poczuli się na tyle komfortowo w pewnym momencie swojej kariery, że, podobnie jak wielu innych wcześniej, postanowili porwać się z motyką na słońce i wydać swoją wersję starego kultowca. To w końcu zawsze jakiś tam symbol statusu i zarazem możliwość opchnięcia starego w nowoczesnej oprawie. A ta w założeniu miała spróbować skusić błyskotkami nowe pokolenie fanów, jednocześnie miarowo poklepując tych ‘starych’ po plecach.
Jednym z elementów filmu, który wywołał największe kontrowersje, było obsadzenie czterech kobiet w roli tytułowych Pogromców. Tak oto zagrała Melissa McCarthy jako Dr Abby Yates, Kristen Wiig jako Dr Erin Gilbert, Kate McKinnon jako Dr Jillian Holtzmann oraz Leslie Jones jako Patty Tolan.
Osobiście nie mam żadnego problemu z przechrzczeniem płci głównych bohaterów starego klasyka jeśli służy to czemuś sensownemu, przykładowo pokazaniu postaci z krwi i kości z ciekawymi osobowościami, motywacjami itd. Jako przykład niech służy tu bohaterka z najnowszego „Mad Maxa”, która swoim brawurowym występem wręcz przyćmiła postać graną przez Toma Hardy’ego.
Przykłady na wspaniałe heroiny można by mnożyć długo, w nowych „Ghostbusters” jednak nie znajdziecie ani grama spoiwa, które przyklei Was do historii i perypetii głównych bohaterek.
Mecząca mnie w zapowiedziach filmowych Melissa McCarthy, wyjątkowo zsiadła śmietanka śmietanki światka komediowego, powtarza w zasadzie wszystko, co „zagrała” w innych komediowych produkcjach z jej udziałem.
Kate McKinnon to prawdopodobnie najbardziej irytująca postać na ekranie, a jej stand-upowy sznyt daje się często we znaki, gdy w każdej z możliwych scen próbuje ona zaskarbić sobie atencję widza jako nadpobudliwa wynalazczyni bez piątej klepki.
Z kolei aktorka Leslie Jones walczy ze stereotypami… serwując na ekranie jeden wielki stereotyp na temat czarnoskórych osób.
Z całej czwórki najlepiej wypadła stonowana Kristen Wiig, która ma w sobie aktorską iskrę, niestety przyćmioną przez grubą warstwę scenopisarskich fekaliów wypływających z ekranu.
Brakuje jakiejkolwiek chemii pomiędzy głównymi bohaterkami, one po prostu są i już. Ich funkcjonowania jako jedna drużyna nie można w ogóle wziąć na poważnie.
W ramach jakiegoś dziwnego skrzywienia twórców filmu, mężczyźni w filmie zostali potraktowani w dość osobliwy sposób. Wszyscy oni są albo idiotami (z „sekretarkiem” Pogromców na czele), albo złymi ludźmi. Skoro mowa o tych pierwszych, rolę osoby w recepcji Pogromczyń piastuje znany z „Thora” i „Avengers” Marvel Studios aktor Chris Hemsworth. Już sama jego obecność na ekranie, zwłaszcza w tak nietypowej dla jego emploi roli, potrafi rozbudzić kąciki ust, jednak przez to, że zrobiono z niego kompletnego półgłówka, zdolnego stawać w szranki i konkursy z Kelly Bundy.
W paru słowach wspomnieć należy o czarnym charakterze. Mimo iż został on źle poprowadzony, to jednak można określić go stwierdzeniem, że był jakiś. Mamy tu bowiem odrzuconego i wzgardzonego przez społeczeństwo socjopatycznego odszczepieńca, któremu zamarzyło się wziąć odwet na ludzkości poprzez romans z nieznanymi siłami. Daleko mu jednak do metafizycznych zagrożeń znanych z poprzednich części, a bliżej do złola z „Power Rangers”, tyle że w wersji z duchami.
Warto jednak wspomnieć, przy okazji aktorskiej gromadki, o nielicznych pozytywach tego filmu. A tymi są niewątpliwie gościnne występy starej obsady „Ghostbusters”. Tak oto mamy Billa Murraya, Dana Aykroyda, Sigourney Weaver, Erniego Hudsona i Annie Potts, którzy przewijając się na ekranie w niezobowiązujących epizodycznych rólkach; rólkach, za które zapewne skasowali odpowiednie czeki, ale które mile, choć na chwile, łechcą nasze nostalgiczne podniebienia.
Jest w tych kilku króciutkich scenach i osobach więcej charyzmy niż w całym filmie. Trzeba jednak stwierdzić, że sceny te są wymuszone i równie dobrze mogłoby ich nie być. Sam Murray był zresztą jednym z powodów, do których nigdy nie doszło do pełnoprawnego sequela „Ghostbusters”. Co do cameo, zabrakło jedynie Harolda Ramisa i Ricka Moranisa. Ten pierwszy, niestety, odszedł dwa lata temu w zaświaty, drugi zaś zrobił sobie dłuższą przerwę od aktorstwa po śmierci małżonki, odmawiając (chyba słusznie) występu w remake’u.
Trailery w zasadzie podsumowują świetnie wszystko, co zawarto w „Ghostbusters. Pogromcy duchów”: jest pstrokato, kolorowo, lukrowo i hałaśliwie na zewnątrz, a pusto w środku. Materiał ten jest brany szybko na tapetę i promocyjnie zarzynany na śmierć przez wielką wytwórnię. Ostatecznie wachlarz prawdziwie natchnionych nutek nie ma szansy otworzyć się szerzej, przepadając w odmęcie lansowanej tu przez wytwórnię przeciętności.
Nawet sceny akcji warte są ustawicznego ziewania, a wydawałoby się, że była szansa na pokazanie czegoś pełnokrwistego, szczególnie, że mówimy o walce z bytami z innego wymiaru. Same duchy to w zasadzie już nie byty metafizyczne z innego świata, co podkreślały dwie poprzednie części, a bardziej namolne potworki z gry komputerowej, których jedynym celem w życiu (sic) jest znaleźć się na celowniku.
Niesamowita pstrokacizna wizualna efektów specjalnych tylko podkreśla sztuczność generowanych przez komputer bytów. Glowistickowo-dyskotekowy klimat ma się nijak do wręcz namacalnych duchów z filmów z Murray’em i spółką, a nędzne wykorzystanie postaci zielonego Slimera i Piankowego Marynarzyka puka w dno od spodu.
Głębsza analiza tego filmu jest bezcelowa, szczególnie, że wolę przeznaczyć czas na lepsze rzeczy (m.in. recenzje lepszych filmów). Mimo to, film ten jest dla mnie niewątpliwie fascynujący jako kulturowy fenomen. Tegoroczni (a raczej: tegoroczne) „Ghostbusters ” są czymś więcej niż tylko filmem. To pewien czytelny sygnał z cyklu „dokąd zmierzamy”. Spora część Hollywood doszła bowiem do punktu, gdzie tworzy się coś tak godnego zapomnienia jak ów ‘dzieło’. Najstraszniejsze w tym wszystkim nie są tytułowe duchy, a to w jakich ilościach się to może sprzedawać. Na szczęście widzowie zagłosowali portfelami i box office tego gniota wypadł bardzo blado.
Film „Ghostbuster. Pogromcy duchów” nie podobał mi się nie dlatego, że to remake, lub dlatego, że główna obsada to same kobiety. Film nie podobał mi się, ponieważ jest to słabo przeprowadzony, wręcz wyjątkowo nieudany, napędzany elementem nostalgii skok na kasę. Jest tu sporo krzykliwych popisów i iście gwiazdorskich chwytów, mających na celu dodać całości „luzu”, „funu” i spektakularności, podczas gdy obciążają one całość jeszcze większym ładunkiem żenady. Kolejne sceny z poupychanymi wszędzie na siłę gagami wywołują bardziej kręcenie głową z politowaniem. Jeśli natykamy się na żarty, to strasznie suche.
Zamiast filmu, który teoretycznie miał w sobie niezły potencjał, otrzymaliśmy ostatecznie filmowego potworka, zrodzonego w wyniku małego zróżnicowania puli genowej w zamkniętych społecznościach „humoreski” rodem z Hollywood.
Obejrzenie tego wytworu w kinie jest sporym wyzwaniem. Na domowe warunki to zdecydowanie za dużo na jeden seans, a puszczanie go znajomym na domówce w ramach szeroko pojętej „beki” zakrawa na obciach.
Gdyby nie fakt, że jakiś czas temu stałem się posiadaczem kinowej karty Unlimited, zapewne szkoda by mi było wydanych na bilet pieniędzy. Z kolei ściąganie tego z Internetu to nie tyle czyn stricte piracki, co marnujący czas, łącze i wreszcie miejsce na dysku.
O jakości tego filmu niech świadczy fakt, że najlepszą częścią tego seansu był trailer „Suicide Squad” puszczony przed Pogromcami.
Z tą produkcją jest jak z młodzieńczym trądzikiem – pojawia się, ale w końcu przeminie i nikt nie będzie specjalnie o nim pamiętał.
PS. Dacie wiarę, że ten film ma scenę po napisach, w dodatku sugerującą sequel? Co za optymiści…
Ocena: 1/10
Templar
Zwiastun / Trailer
źródło foto:
http://showtimeshowdown.com/ghostbusters-2016-review/
Zobacz także:
- Recenzja filmu „Dzień Niepodległości: Odrodzenie” >>
- Recenzja filmu „X-Men: Apocalypse” >>
- Lista wszystkich filmów Science-Fiction 2016 roku >>
Po raz kolejny przekonuję się o tym, że sens tego filmu zrozumieją tylko kobiety. Smutne
Mam mieszane odczucia co do żeńskiej wersji GB. Poczekamy – zobaczymy