- tytuł oryginalny: Moonwalkers
- tytuł polski: Moonwalkers: kosmiczny odlot
- premiera: 15 stycznia 2016 (USA)
- dostępność w Polsce: źródła internetowe z polskim tłumaczeniem
- reżyseria: Antoine Bardou-Jacquet
- scenariusz: Dean Craig
- Zobacz trailer >>
Fabuła / Opis filmu:
Amerykanie nie są pewni sukcesu misji na Księżyc. Agent CIA (Ron Perlman) otrzymuje zadanie wynajęcia sławnego reżysera, Stanley’a Kubricka, w celu stworzenia perfekcyjnej fikcji – filmowego sfabrykowania lądowania człowieka na Księżycu. Kubrick niestety jest nieosiągalny. Na realizację zadania agent ma tylko 7 dni. Trzeba znaleźć reżysera i przystąpić do pracy. Czy plan się powiedzie?
Recenzja:
Ciężko wspomnianą komedię traktować jako nawet bardzo ogólnie rozumiane science-fiction, gdyż nie tylko nie znajdziemy w niej elementów science, ale także trudno dopatrzeć się political fiction. Pozostaje zatem sama fikcja dotycząca pobocznych i pozornie ściśle tajnych wydarzeń, towarzyszących lądowaniu człowieka na Księżycu. Oczywiście ukazanych w bardzo krzywym zwierciadle.
Niemniej jednak uznałem, że film powinien znaleźć się na naszej liście filmów SF 2016 roku, chyba z osobistego sentymentu do samego konceptu filmu, który lekko nawiązywał do kultowego „Koziorożca Jeden” z 1977 roku.
O ile „Capricorn One” stanowił pożywkę do dyskusji dla miłośników teorii spiskowych, o tyle „Moonwalkers” nie wnosi nic świeżego do tematu prócz elementów totalnego absurdu, zmieszanych z hipisowskimi uniesieniami narkotykowymi i gangsterską brutalnością. Tak, tak – w filmie sceny półnagich, „najaranych” bohaterów gadających od rzeczy, przekładają się z bezpardonowymi strzelaninami, w których jak ryba w wodzie czuje się Perlman. Krew potrafi lać się gęsto, a ciała pozbawione głów z gracją upadać na ziemię. Tego po komedii ciężko się spodziewać, prawda?
Ach, zapomniałbym wspomnieć o wyjątkowo nieapetycznych zombie, które również pojawiają się w filmie, na szczęście tylko na krótkie chwile, jako projekcje zmęczonego umysłu agenta.
Wszystko o czym piszę w powyższym akapicie już powinno włączać Wam lampkę alarmową. Uprzedzając Wasze pytania – tak, mamy tutaj do czynienia z bardzo zwariowaną komedią… delikatnie mówiąc ;).
Gdyby oceniać film po samych scenach rodem z pełnokrwistej, gangsterskiej produkcji, gdyby skupić się tylko na kilku sekwencjach, ciekawie przedstawiających efekt upojenia narkotykowego oraz hipisowski klimat końca lat 60-tych i gdyby wreszcie brać pod uwagę kilka w miarę udanych gagów lub absurdów sytuacyjnych – jak chociażby próby ułożenia sensowego zdania przez półprzytomnego odtwórcę roli Neila Armstronga po postawieniu stopy na srebrnym globie – „Moonwalkers” można by uznać za dzieło przyzwoite.
Oceniając jednak całość produkcji, można mieć problem z określeniem – cóż to właściwie było i co twórca miał na myśli?
Film Bardou-Jacqueta nawet da się obejrzeć, szczególnie gdy nie jesteśmy przeciwnikami dość prostego humoru sytuacyjnego, opartego na absurdzie. Seans raczej nie znuży, momentami przyprawi nas o uśmiech na twarzy. Gra aktorska jest w porządku, bez wzlotów czy tarcia o dno. Miłośnicy niezniszczalnego Rona Perlmana powinni być usatysfakcjonowani, a nawet ex Potterowiec (Rupert Grint) wypada nadspodziewanie dobrze w roli nieudolnego menadżera.
Podsumowując – jak na komedię film wyjątkowo mało śmieszy, chociaż wiele zależy tutaj od rodzaju humoru, jaki ceni sobie odbiorca. Film „Moonwalkers” najbliżej w tym elemencie do kultowej, w niektórych kręgach, komedii „How High”. Na pewno nie znajdziemy w nim wyszukanej formy bon moty, oj nie – wręcz przeciwnie. „Kosmiczny odlot” mogę polecić jako wieczorny, domowy seans po ciężkim dniu, jako narzędzie mające dać odpocząć szarym komórkom, co wyjątkowo skutecznie zapewnia.
OCENA: 4/10
Dr. Gediman
Trailer / Zwiastun:
Zobacz także:
- Film „Morgan” – recenzja >>
- Film „400 Days” – recenzja >>
- Wszystkie, nie tylko najlepsze filmy Sci-Fi 2016 roku >>