Film „Jestem legendą” (I Am Legend) Recenzja

Dość przypadkowo obejrzany przeze mnie zwiastun filmu „Jestem Legendą” (2007 r.) zapowiadał dość interesujące, klimatyczne dzieło science-fiction. Zainteresowałem się filmem i przetrząsnąłem sieć w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie – z kim to przyjdzie walczyć głównemu bohaterowi? Cóż, nic oryginalnego – zmutowani mieszkańcy zainfekowani wyjątkowo zaraźliwym wirusem. Przecież już spotkaliśmy się z tym wielokrotnie, chociażby w rewelacyjnym „28 dni później”, czy „Resident Evil”. Dodatkowo rola główna obsadzona przez dość „popcornowego” aktora (Will Smith) zapowiadała kolejne marne hollywoodzkie kino, naładowane patosem oraz nasycone płytką treścią i głupawymi tekstami bohaterów. Nic zatem dziwnego, że opuściłem premierę kinową. Szczerze powiedziawszy pragnąłem całkowicie darować sobie seans filmowy, na szczęście zmieniłem zdanie :).

Amerykańskie kino potrafi czasem zaskoczyć. Dobre opinie znajomych, którzy przetrwali wizytę w kinie, skłoniły mnie do zmiany zdania i muszę przyznać, że decyzji tej absolutnie nie żałuję. Film bowiem okazał się dobry oraz także wyjątkowo mało amerykański.

 

  • Tytuł zagraniczny: I Am Legend
  • Tytuł polski: Jestem legendą
  • Premiera w Polsce: 11 stycznia 2008
  • Reżyseria: Francis Lawrence
  • Scenariusz: Akiva Goldsman, Mark Protosevich
    Na podstawie powieści: „Jestem legendą” autorstwa Richarda Mathesona

 

FILM JESTEM LEGENDĄ – RECENZJA / OPINIA

Spodziewałem się najgorszych rzeczy – skupienia się twórców na brutalności scen, szokowaniu widza litrami krwi i armią bezdusznych zombie na pierwszym planie, jak to miałem niemiłą „przyjemność” oglądania w słabym „28 tygodni później”. Na szczęście w „Jestem legendą” twórcy zdecydowali się pójść w zupełnie inną stronę i skupili się głównie na przedstawieniu ludzkiej psychiki, poddanej dość niecodziennym próbom. Kierunek bardzo dobry. Naturalnie inną kwestią jest, czy udało się postawione założenie spełnić, ale może najpierw skupię się tylko na pozytywach filmu.

Film bardzo dobrze się ogląda – nawet na krótką chwilę nie wdziera się nuda, fabuła wciąga, a wręcz wchłania widza. To jest zaskakujące, gdyż przez 3/4 filmu oglądamy jedynie sceny samotnego życia człowieka w opustoszałem aglomeracji. Zdawać by się mogło, że niewiele się dzieje. Mijają kolejne dni – bohater przeżywa je będąc niewolnikiem rutyny, skutecznie unikając wszelkich niebezpieczeństw i czując się nad wyraz bezpiecznie w swojej prywatnej twierdzy.
Jednak sposób przedstawienia okolicy – wyludnionego miasta oraz samotnej walki bohatera o utrzymanie równowagi psychicznej i przetrwanie w tej dosłownej „miejskiej dżungli” jest na swój sposób fascynujący i nie pozwala oderwać wzroku od ekranu.

Dużym plusem filmu jest rezygnacja z kreowania wizerunku superbohatera – niezniszczalnego nadczłowieka o niewiarygodnych zdolnościach. W „Jestem legendą” mamy do czynienia z realistycznym obrazem człowieka, który musiał się dostosować do nietypowych warunków. Dobrze przedstawiono, jak ciężko było mu dostosować się do zmian. Przetrwał nie dzięki skutecznemu zwalczaniu zainfekowanych, ale dzięki skutecznemu ich unikaniu. Co więcej, zabijanie zarażonych nie było w ogóle jego celem (prócz jednej chwili słabości), gdyż pragnął przede wszystkim im pomóc, odnaleźć lekarstwo i powstrzymać pandemię.

Kolejnym dobrym pomysłem było przedstawienie zainfekowanych, jako odrębną, inteligentną i kreatywną rasę, kierującą się własnymi zależnościami społecznymi oraz uczącą się na własnych błędach. Nie pamiętam, aby w którymkolwiek wcześniejszym filmie o podobnej tematyce pozwolono sobie na równie „ludzkie” zobrazowanie zombie, przy jednoczesnym zachowaniu ich zwierzęcej agresji.

źródło: http://www.justhealthcomms.com/

Największym plusem filmu są wspaniałe zdjęcia pustego Nowego Jorku, zdziczałego, zarośniętego i rozsypującego się. W tym elemencie film przewyższa nawet bardzo dobrze przedstawioną wizję wyludnionego Londynu znaną z „28 dni później”.
Twórcy filmu niemal całkowicie zrezygnowali z podkładu muzycznego, co wycisza widza i ułatwia wczucie się w rolę ostatniego człowieka na Ziemi, osaczonego przez pustkę. Narasta zatem – tak lubiany przeze mnie – postapokaliptyczny klimat, który jednak mógłby być jeszcze mocniej zaakcentowany, gdyby właśnie odpowiednio dobrać i częściej wykorzystywać różne motywy muzyczne.

Zaczynam zatem mówić o wadach filmu, a tych niestety jest sporo.

Po pierwsze – cała masa niespójności i nielogiczności wynikających najprawdopodobniej z decyzji reżysera o nie wgłębianie się w szczegóły. Reżyser wolał skupić się na aspekcie psychologicznym odnoszącym się do głównego bohatera, niż wyjaśniać specyfikę chociażby zachowań samych zarażonych. Niektóre zwroty akcji mogą zatem wydawać się mało prawdopodobne, a być może wystarczyło przedłużyć film o kilka scen wprowadzających do następnych wydarzeń.

Na osobny akapit w negatywach zasłużyły same kreatury. Zrezygnowano tutaj z charakteryzacji aktorów z krwi i kości na rzecz efektów komputerowych. Troszkę strzelono sobie w stopę, gdyż użycie CGI zniszczyło wiarygodność postaci zarażonych, a przemiana ludzi w łyse i blade twory tego wrażenia na pewno nie poprawiło. Nie mam zastrzeżeń do animacji ruchów tych postaci (może oprócz zbyt szeroko otwieranych szczęk), lecz do samej kreacji ich wizerunku. Zarażeni zamiast wywoływać grozę, powodują raczej zażenowanie. Mamy zatem kolejną niepotrzebną skazę w odbiorze filmu, niemniej do postaci zarażonych ostatecznie da się przyzwyczaić – pod koniec filmu nie zwracałem już uwagi na ich ułomności.

Film „I Am Legend” przez większość czasu trwania jest moim zdaniem bardzo równy, należyty poziom jest długo utrzymywany, napięcie rośnie i jest umiejętnie potęgowane. Niestety w momencie kulminacyjnym odnosi się wrażenie, jakby twórcy nagle obudzili się i nie chcąc przekroczyć wyznaczonej wcześniej długości filmu, postanowili go zakończyć w trzech (w sumie dwuminutowych) scenach. Przedziwne, zastanawiające i niestety bardzo psujące końcową opinię o filmie. Cały, mozolnie budowany klimat oraz psychologiczna głębia, rozbiły się o banalne zakończenie w iście hollywoodzkim stylu. Wielka szkoda, gdyż „Jestem legendą” mógłby trwać nawet jeszcze pół godziny dłużej. Pozwoliłoby to zachować równy poziom i stopniowo doprowadziłoby do zakończenia. Tymczasem zepchnięto widza w przepaść błyskawicznego zakończenia tematu. W efekcie nikomu w kinie nie było śpieszno, aby opuszczać salę, gdy pojawiły się napisy końcowe. Ludzie zostali jakby nie mogąc uwierzyć, iż film się już skończył.

Podsumowując:

„Jestem legendą” to dość porządne kino z dobrą grą aktorską W. Smitha, z trzymającą w napięciu fabułą, bardzo dobrymi zdjęciami i godnym zapamiętania klimatem. Nie jest jednocześnie filmem przeznaczonym dla fanów wodotrysków w postaci efektów specjalnych, a także przemocy, brutalności, czy dynamicznej akcji, nasączonej litrami krwi na dużym ekranie. Nie jest filmem również dla miłośników dreszczowców, gdyż „I Am Legend” potrafi jedynie zaniepokoić, ale nie umie porządnie wystraszyć. To raczej thriller i dramat science-fiction, skupiający się na określeniu, czym jest człowieczeństwo oraz jak na człowieka wpływać może całkowite i długotrwałe odosobnienie w warunkach ciągłego zagrożenia.

Film ten umiejętnie wycisza widza, zmusza do przemyśleń i pozostawia ciekawe przesłanie. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że gdyby zaangażowano się tutaj bardziej w zakończenie, dodano w tło mroczną muzykę, zrezygnowano z kilku scen na rzecz paru nowych, to „Jestem legendą” mógłby stać się dziełem kultowym dla wielu kinomaniaków. Niestety w rzeczywistości jest to 'tylko’ po prostu kawałek dobrego kina, ale jednocześnie dzieli go przepaść do wąskiej grupy dzieł wybitnych.

OCENA: 7/10

 

 

  • Trailer:

 źródło zdjęcia głównego artykułu: http://mediaphiles.files.wordpress.com

Dr. Gediman

Ciekawy artykuł? Doceń naszą pracę:
[Głosów: 1 Średnia: 5]
Komentarze (4)
Dodaj komentarz
  • D.

    Nie pozostaje mi nic innego jak się zgodzić, aczkolwiek z zastrzeżeniem: przedstawienie 'wampirów’ wywołało u mnie salwy śmiechu. Podczas gdy zarażeni ludzie z ’28 dni później’ mieli dosyć realistyczną kreację, nie rozumiem czemu w 'Jestem legendą’ nagle wszyscy zmienili się w jakieś atletyczne, łyse kreatury bojące się światła. Być może, gdyby w paru scenach przybliżono, czemu taki jest stan rzeczy, miało by to więcej sensu. A tymczasem owe stwory mocno zaniżają ocenę filmu (który oceniłbym na 7/10) i rozbijają klimat, gdyż przedstawione są po prostu kiczowato.

  • Shinobi

    Dodam tylko, że film „Jestem Legendą” powstał na podstawie powieści autorstwa Richarda Mathesona. Mimo, iż książka ma już swoje lata (napisano ją w 1954 roku) to i tak idealnie opisuje klimaty futurystyczno – postapokaliptyczne.
    Co ciekawe na niektórych portalach powstały zaciekłe spory odnośnie tego, czym tak naprawdę były filmowe stwory. Jedni sugerując się książką obstawiają, że były to wampiry, natomiast inni dopatrują się w nich cech typowych dla zombie.
    Argumentami przemawiającymi za wampirzym charakterem kreatur jest ich awersja do światła, blada skóra, aparycja Nosferatu, znaczna inteligencja oraz to, że wydają się być organizmami żywymi a nie martwymi.
    Przeciwnicy ripostują, że „zaraza” pochodzenia „wampirzego” w przeciwieństwie do „zombiakowego” oddziaływałaby jedynie na ludzi z pominięciem zwierząt. Jak wiadomo w filmie mutacji ulegały również zwierzęta.
    Osobiście uważam, że stwory ukazane w filmie nie należały do żadnych ze wspomnianych nacji. Myślę, iż przyczyną pandemii mógł być patogen nieznanego pochodzenia, którego objawy cechowały zmiany w obrębie fenotypu i fizjologii organizmów. Nie można także wykluczyć, że był to rodzaj mutacji na wzór tej z „Planety małp”… Jeśli tak było to kreatury należałoby mianować mutantami :)

    P.S.
    Zainteresowanych zachęcam do zapoznania się z alternatywnym zakończeniem filmu…
    https://www.youtube.com/watch?v=kPSk30qzgFs&list=PLM4eHiZ3Uw22064BQ2upnaIVhq6pOe-13

    • Destiny

      Jedna z faworyzowanych przeze mnie produkcji, nie ze względu na Willa ;) który nie przedstawił tutaj jakieś arcywybitnej kreacji, ale zaprezentował się nadzwyczaj dobrze. Cieszy mnie fakt, że odszedł w końcu od konwencji przystojnych i zabawnych bohaterów znanych z „Bad Boys” czy „Facetów w czerni” – no tych w czerni też uwielbiam ;). Powinnam również zauważyć, że jego rola do łatwych nie należała: świetnie przedstawić emocje i stany psychiczne, jakie targają człowiekiem, który od trzech lat zmaga się z samotnością, to dosyć złożone.

      Kompletnie wyludniony obraz jednej z największych na świecie matropolii oszołomił mnie absolutnie, a jakiś czas później kanał National Geographic prezentował film dokumentalny o postepujących zmianach na Ziemi po hipotetycznym nagłym zniknieciu całej populacji ludzi ( AFTERMATH Population Zero Full https://www.youtube.com/watch?v=sUqHECc5rPo) – i wyobraźnia działała jeszcze długo po obejrzeniu obu filmów.

      Warner Bros. wykupił prawa do ekranizacji już 1970 roku, a w 1995 roku zaczął przygotowania do produkcji. W tym czasie wokół produkcji przewijały się takie nazwiska jak Ridley Scott, Arnold Schwarzenegger, Michael Bay czy Nicolas Cage. Ostatecznie producenci postawili za kamerą Francisa Lawrence’a a tuż przed nią Willa Smith’a i ostatecznie wybór okazał się bardzo trafny. Scenariusz, choć pisany przez wiele lat i przez wielu scenarzystów okazał się być również bardzo dobry.

      Też polecam ciekawostkę, mianowicie „I Am Legend: Making an Alternate Ending” :
      https://www.youtube.com/watch?v=nGUrIqR4Zh8&list=PLM4eHiZ3Uw22064BQ2upnaIVhq6pOe-13&index=2
      Alternatywne zakończenie filmu ma o wiele głębsze przesłanie i całkowicie zmienia znaczenie tytułu. Według mnie jest o wiele lepsze i nie rozumiem, dlaczego twórcy postanowili tuż przed premierą na użycie tego pierwszego. Jest bardziej poprawne polityczne? Nie mam pojęcia.

      8/10

      I niepokojace informacje:
      Studio Warner Bros. planuje remake filmu „Jestem legendą”. Po co? Dlaczego? W jakim celu?
      Będzie to nowa adaptacja powieści Richarda Mathesona. Scenariusz napisze Gary Graham, a projekt ma przypominać połączenie „Poszukiwaczy” z Johnem Wayne’em i science fiction.
      Producenci obrazu z 2007 roku, Akiva Goldsman, James Lassiter i Joby Harold, ponownie zajmą się dziełem (światowe wpływy z dystrybucji „Jestem legendą” wyniosły 585 milionów dolarów).

  • Andrew

    Wyludniony New York.Fajnie to jest zrobione