- tytuł: Equals
- tytuł polski: Przebudzeni
- premiera: 26 maja 2016 (USA – Internet) i 15 lipca 2016 (USA – kina)
- premiera na DVD: 9 listopada 2016 (Polska)
- premiera festiwalowa: 5 września 2015 (Venice Film Festival)
- dostępność w Polsce: źródła internetowe z polskim tłumaczeniem
- reżyseria: Drake Doremus
- scenariusz: Nathan Parker
- Zobacz trailer >>
Recenzja / Opinia:
Film „Equals” jest kameralnym melodramatem science-fiction, osadzonym w realiach dystopijnego społeczeństwa. W świecie bliżej nieokreślonej przyszłości, resztka ludzkości, która przetrwała nieznany kataklizm, upatruje jedyną nadzieję na ocalenie w ściśle kontrolowanej egzystencji wyplenionej z uczuć. W przedstawionej społeczności odczuwanie emocji traktowane jest jak choroba, zwana w skrócie SOS. Osoby chore muszą zażywać specjalne leki, a w przypadku braku poprawy są wykluczane ze społeczności i zsyłane na odizolowany odział.
Dla osób siedzących już trochę w fantastycznonaukowych klimatach, zaprezentowany w „Equals” obraz świata przyszłości musi wydawać się wyjątkowo wtórny. Wiele tutaj zapożyczono z innych produkcji kinowych, jak np. z „Equilibrium”, „Farenheit 451”, „Wyspy”, czy „1984”. Te zapożyczenia również tyczą się elementów wizualnych, od sterylności pomieszczeń i ubrań, po wyjałowienia z kolorów i zastąpienia ich dominacją bieli w połączeniu ze skalami szarości.
W przeciwieństwie do „Equilibrium” czy „Wyspy”, film w reżyserii Doremusa odchodzi od modelu premiowania akcji. Zamiast efektownych scen walk i dążenia „podziemia” do wywołania rewolucji zbrojnym przewrotem lub sabotażem, w „Equals” trzon opowieści stanowią problemy dwojga zakochanych, którzy nie mają zamiaru burzyć ogólnego porządku i wyzwalać uciemiężonych obywateli, lecz starają się jedynie przetrwać, zachowując swoje wzajemne uczucie.
Film „Przebudzeni” delikatnie odrywa się od wspomnianych produkcji nie tylko skupieniem się głównie na rozkwicie wzajemnej miłości między bohaterami, ale i ukazaniem dobrych stron przyjętego systemu społecznego.
Tłumienie emocji to główny aspekt społeczeństwa przyszłości, ale twórcy filmu dają nam delikatny sygnał, iż można go traktować jako konieczny efekt uboczny przyjętego porządku, który mocno nawiązuje do dosłownego polskiego tłumaczenia filmu. W przedstawionym świecie każdy obywatel ma bowiem RÓWNE szanse rozwoju zawodowego, ma zapewnione mieszkanie, dobre wyżywienie, dostęp do wszelkich niezbędnych dóbr materialnych oraz całodobową opiekę lekarską bez kolejek i długiego oczekiwania. Jeżeli nie odpowiada mu wykonywa praca i potrzebuje zmiany, w zaledwie jeden dzień od zgłoszenia zostanie mu przydzielone zupełnie nowe zajęcie z gwarancją efektywnego przeszkolenia. Zaiste piękna utopia, która być może jest osiągalna tylko i wyłącznie kosztem naszej wolności i obdarcia z uczuć.
O tym, że przedstawiony system ostatecznie daleki jest od idealnego, doświadczamy jednak nie tylko w scenach wyłapywania jednostek nie pasujących do kolektywu, ale także w subtelnych scenach dobrze ukazujących, jakim motorem napędowym do przełamywania barier, także zawodowych, potrafi być ten niebezpieczny przejaw uczuć w postaci miłości. Brawa należą się scenarzystom za uwzględnienie mocy uczucia, umożliwiającego nie tylko „przenoszenia gór”, ale i zwiększającego wydajność w codziennych obowiązkach.
Sposób prezentacji świata przyszłości należy zaliczyć do dobrych stron filmu, poza wspomnianą wtórnością i poza trudno wybaczalnymi lukami. Okazuje się bowiem, że w ściśle kontrolowanym społeczeństwie „Wielki Brat” zapomniał chociażby o dokładnym monitoringu obywateli na każdym ich kroku. Zaskakująco duże obszary miejskie znajdują się poza kontrolą elektronicznych oczu, wliczając w to nawet kwatery bohaterów. Dodatkowo noszone przez obywateli bransoletki identyfikujące, służą Kontroli do nadzorowania przemieszczania się osób zaledwie pomiędzy sektorami miejskimi, przeważnie dom-praca.
Mieszkania bohaterów nie tylko nie podlegają monitoringowi, ale nie są nawet zamykane i w zasadzie każdy może swobodnie wejść do lokum dowolnej osoby. Jest to przejaw mocno zaskakującej swobody w inwigilowanej (z założenia) społeczności, co sugeruje niedopracowanie scenariusza i pominięcie istotnych szczegółów uwiarygadniających zaprezentowaną rzeczywistość.
O ile w prezentacji przyszłego porządku pojawiają się wyraźne zgrzyty, o tyle sposób przedstawienia zarówno stopniowego rozkwitu uczucia między głównymi bohaterami, jak i ewolucji ich miłości, nie tylko jest wiarygodny, ale i godny dużego uznania.
Na szczególną uwagę zasługuje jedna z najlepszych scen miłosnych, jaką było mi dane oglądać na ekranie w ostatnich latach, gdzie dwójka bohaterów daje się ponieść uczuciu w półmrocznym, niewielkim, łazienkowym pomieszczeniu. Między kochankami przepływają wówczas całe strumienie emocji, niemal fizycznie odczuwalnych przez widza. Narastające wzajemne pożądanie wybornie potęgują świdrujące w głowach dźwięki kompozycji duetu – Dustin O’Halloran, Sascha Ring.
Mówiąc o ścieżce dźwiękowej, trzeba pochwalić kompozytorów za kawał porządnej roboty. Elektronicznie, ambientowe brzmienia doskonale uzupełniają ujęcia kamer i nadają barw betonowemu, jałowemu światu. Który to już film w tym roku, w jakim wyróżniam tło muzyczne? Dobry podkład muzyczny staje się powoli rutyną w produkcjach S-F. Nie mam nic przeciwko temu, aby ten trend nadal był podtrzymywany.
Wracając jednak do „Przebudzonych” – przemyślane ujęcia, w których niemal cały ekran wypełniany jest wymownymi gestami lub zbliżeniami twarzy bohaterów jest ukłonem reżysera w stronę aktorów. Mają oni bowiem szansę na ukazanie całej gamy uczuć przekazywanych jedynie mimiką twarzy. Czy daną szansę wykorzystują? Na pewno zrobił to Nicholas Hoult, grający postać Silasa, ale już nie do końca jestem przekonany, czy szansę w pełni wykorzystała Kristen Stewart (Nia). Wydaje mi się, aktorka ma znacznie większy potencjał, niż to co zaprezentowała przy okazji roli w „Equals”.
Trzeba jednak oddać dwójce aktorów, że stworzyli wiarygodne postacie, między którymi mocno iskrzy. Chemia jaka zachodzi między nimi jest wręcz zaraźliwa, wychodzi z ram ekranu, a sposób przedstawienia wykreowanego przez nich i ewoluującego uczucia, potrafi mocno trzymać widza w fotelu.
Szczególnie widz wrażliwy i empatyczny, powinien wyjątkowo dobrze odebrać film „Równi”.
Osoby, które w filmie SF szukają czegoś więcej niż sam melodramat, na pewno będą rozczarowane przytłoczeniem elementów pobocznych relacjami zakochanych. Ciężko jednak uznać to za wadę produkcji, mającej z założenia skupiać się na odkrywaniu przez bohaterów nieznanego im świata własnych, gorących uczuć. Sporą skazą natomiast, która mocno zaważyła na końcowej ocenie filmu, jest wspomniany brak oryginalności i niestety także uszczerbki w wiarygodności przy kreowaniu utopijnej wizji świata przyszłości.
OCENA: 6/10
Dr. Gediman
Trailer / zwiastun
Zobacz także:
- Recenzja filmu „Midnight Special” >>
- Recenzja filmu „Synchronicity” >>
- Recenzja filmu „Morgan” >>
- Lista wszystkich filmów Science Fiction 2016 roku >>