- tytuł: Embers
- premiera festiwalowa: 18 września 2015 (Oldenburg Film Festival)
- premiera światowa: 2 sierpnia 2016 (VOD)
- reżyseria: Claire Carré
- scenariusz: Charles Spano, Claire Carré
Fabuła / Opis:
Embers to 5 opowieści o świecie po katastrofie neurologicznej. Nieliczni ocaleni muszą zmagać się z amnezję wsteczną i następczą. Bohaterowie opowieści błąkają się wśród ruin dawnej cywilizacji, szukając sensu życia, bliskości innych osób oraz starając się odnaleźć swoją przeszłość i tworzyć nowe wspomnienia.
Recenzja
W kinie science-fiction przeważa obecnie rozmach efektów i akcji, która rozgrywa się na tle kolorowych światów, oszałamiającego kosmosu lub rzeczywistości pełnej od gadżetów. W tym, działającym na zmysły wzrokowe rozgardiaszu, jaki lansują hollywoodzkie blockbustery, brakuje przeważnie poważnego zastanowienia się nad wpływem przyszłości na zachowanie jednostek.
„Co byłoby gdyby” – podstawowe pytanie stawiane przez twórców fantastyki, często traktowane jest po macoszemu, jako zaledwie pretekst do zapoczątkowania akcji i iście kosmicznej rozwałki.
Raz na pewien czas mam przyjemność obejrzeć jednak film, który na serio podchodzi do powyższego pytania i który przypomina jak wspaniałym narzędziem do pobudzania naszej wyobraźni i kreowania wizji możliwej rzeczywistości jest fantastyka.
Takim filmem okazał się „Embers” – debiut fabularnym rodzimego domu produkcyjnego Papaya Films. Produkcja mimo, iż powstała w amerykańskiej kooperacji, posiada polskie korzenie, co obecnie zdarza się wyjątkowo rzadko w klimatach SF.
„Embers” przedstawia świat w niedalekiej przyszłości, zrujnowany przez pandemię okrutnej choroby, która notorycznie zabiera ludziom wszystko to, co definiuje ich indywidualność i człowieczeństwo. Czym jest powodowana przez tajemniczy wirus amnezja wsteczna i następcza łatwiej zrozumieć, gdy postawimy się na miejscu bohaterów filmu.
Wyobraźcie sobie, że przed snem czytacie swoją ulubioną książkę, a następnie kładziecie się spać obok ukochanej osoby. Po przebudzeniu nie tylko nie pamiętacie o czym jest owa książka, ale i nie macie bladego pojęcia, kim jest osoba leżąco obok was i dlaczego spaliście razem. Nie pamiętacie swojego imienia, nie wiecie kim jesteście, gdzie się znajdujecie, ani dlaczego spędziliście noc właśnie w tym, zupełnie obcym dla was miejscu.
Każdy nowy dzień jest dla was niczym narodziny, jak pierwszy dzień życia. Co gorsze, niezależnie od tego, ile w tym dniu doświadczycie i ile się nauczycie, następnego ranka znów nic z tego nie będziecie pamiętali…
Brzmi to przerażająco, prawda?
Jak radzić sobie w takiej rzeczywistości? Czy da się w niej w ogóle funkcjonować i czy możliwe jest wyrwanie się z błędnego koła koszmaru utraty wspomnień?
Film „Embers” stara się odpowiedzieć na te pytania poprzez pięć historii, dotyczących osób, które żyją w świecie bez pamięci. Wszystkie wątki fabularne filmu sprawnie się przeplatają, mimo iż ich jedynymi wspólnymi elementami są tylko i wyłącznie obecność wirusa oraz tło zrujnowanego świata, stanowiące wspomnienie świetności obecnej cywilizacji.
Uwaga – w dalszej części tekstu możliwe są spoilery, uznałem jednak, że nie wyjaśnię zalet filmu bez bardziej szczegółowego opisu niektórych wątków fabularnych.
W filmie płynnie przeskakujemy między wątkami dotyczącymi kolejnych postaci. Jednymi z najważniejszych jest para młodych ludzi, więcej niż dobrze granych przez Jasona Rittera i Ivę Gochevą, którzy żywią do siebie uczucie i pragną być razem, mimo ciągłych resetów ich pamięci. Obserwowanie ich zmagań z efektami działania wirusa jest bardzo poruszające i daje dużo do myślenia. W świecie bez wspomnień każde doświadczenie staje się zarówno pierwszym, jak i ostatnim. Bohaterowie żyją tu i teraz, chwytają każdą ulotną chwilę. Każdego ranka poznają się na nowo i każdego wieczora na nowo zakochują się w sobie. Nowy dzień przynosi im zawsze ten jedyny, pierwszy pocałunek.
Świadomość, że ich więź oparta jest zaledwie na jednakowej wstążce mocno zawiązanej na ich nadgarstkach jest wręcz przygnębiająca, gdyż podkreśla kruche podstawy tego, opartego tylko na nadziei związku. Wystarczy zwykły przypadek, jak skaleczenie, aby oddzielić bohaterów od siebie na zaledwie kilkaset metrów. To wystarczy, by ci szybko o sobie zapomnieli.
Kolejną postacią jest niemy chłopczyk (Silvan Friedman), który plącze się po świecie, wykorzystując swój niewinny jeszcze wiek do zdobywania opiekunów, mogących mu zapewnić prowiant i nocleg. Zapewniam, że zapamiętacie scenę z podarowanym chłopcowi zegarkiem, która dobitnie podkreśla koszmar świata, w jakim muszą żyć bohaterowie.
Oprych, nazwany przez twórców – Chaos (świetna gra ciała i mimika Karla Glusmana), snuje się po zniszczonym świecie, szukając tylko pretekstu do destrukcji i użycia przemocy. Nie zawaha się zabić za jedną puszkę jedzenia, czy zgwałcić, by zaspokoić prymitywne żądze.
Paradoksalnie postać ta została wykorzystana przez twórców m.in. do wymownego ukazania dobrych stron działania wirusa. Chaos doświadcza tak przykrego dla siebie doznania, iż gotów jest targnąć się na swoje życie. Od cierpienia wybawia go jednak efekt choroby. Wystarczy moment, a bohater, jak gdyby nigdy nic, wraca do swoich dawnych „rozrywek”.
Przedostatni wątek należy do profesora (Tucker Smallwood), który używa maksimum swojego intelektu, by uporządkować swój świat bez wspomnień, wierząc jednocześnie, iż uda mu się kiedyś przezwyciężyć efekty choroby. Studiowanie przez niego ksiąg w poszukiwaniu przełomu przypomina syzyfową pracę i jest więcej niż przygnębiające. Profesor może nawet nie zdawać sobie sprawy, że latami studiuje ten sam rozdział jednej książki i w kółko dochodzi do tych samych wniosków, które stale zapomina.
Ostatnimi bohaterami filmu są Miranda (Greta Fernández) oraz jej ojciec (Roberto Cots). Doskonałym posunięciem twórców „Embers” było umieszczenie w filmie wątków dotyczących osób, które zdołały obronić się przed wirusem. Miranda wraz z ojcem przebywa bowiem w betonowych murach podziemnego, sterylnego i wyjałowionego z radości życia bunkrze, w którym komputer stale monitoruje ich stan zdrowia i przypomina o zagrożeniu. Bohaterowie zachowują pamięć, ale doskwiera im niewyobrażalna dla nas samotność. Odwrócenie roli, spojrzenie na katastrofę neurologiczną ludzkości z drugiej strony, jakby zza szyby, pogłębia znaczenie dokonującej się tragedii, szczególnie dla ocalałych, którzy zmuszeni byli ją obserwować.
Podglądając jałowe życie odciętych od świata bohaterów, można dojść do zaskakującego wniosku – zachowując wspomnienia są oni bardziej nieszczęśliwi niż zarażeni, którzy notorycznie je tracą. Co jest zatem lepsze – życie w błogiej nieświadomości, gdzie każde doświadczenie jest równie wspaniałe i pełne emocji, jak za pierwszym razem, czy egzystencja w pewnej formie niewoli, z zachowaniem pełnego bagażu doświadczeń, lecz z ograniczeniami w postaci ścian bunkra?
Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna i zależy także od punktu widzenia. W filmie ścierają się zatem dwa umęczone umysły – młodej, marzącej o życiu pełną piersią córki i znacznie starszego, doświadczonego bolesnymi wspomnieniami ojca. Między bohaterami powstaje niewidzialny mur, zbudowany wiekiem i bagażem doświadczeń. Ściany tej nie da się zburzyć. Miranda nie może zrozumieć ostrożności ojca i jego akceptacji życia pod ziemią. Ojciec natomiast nie pojmuje, dlaczego córka nie potrafi docenić szczęścia, jakie ich spotkało. Wszak udało im się uciec przed wirusem i zachować swoją tożsamość. Czy w przedstawionym świecie można oczekiwać czegoś więcej? Zakończenie tych odwiecznych zmagań międzypokoleniowych rodzi kolejne pytania – jak byśmy zachowali się na miejscu Mirandy i czy jej ostateczna decyzja była nieunikniona?
Film „Embers” jest dziełem niszowym i nawet przez chwilę nie stara się skusić wielbicieli popularnych produkcji, jakie możecie oglądać w kinach. Twórcy stworzyli niebanalne, inteligentne, intrygujące science-fiction, sprawnie operując postaciami, fabułą i wyważonym obrazem oraz przemyślanym kadrem. Skupiając się na stronie wizualnej na próżno można szukać w filmie jakichkolwiek efektów specjalnych i absolutnie nie jest to wada produkcji.
Twórcy postawili na pełną naturalność obrazów postapokaliptycznego świata, wybierając na miejsce akcji po prostu opuszczone i zapomniane lokacje.
„Embers” nie skusi was rozmachem, ani galopującą lub trzymającą w szczególnym napięciu akcją. Jego siłą jest zbudowanie w pełni wiarygodnej rzeczywistości pozbawionej pamięci, kreowanie przygnębiającej wizji świata, która zmusza do zastanowienia się nad istotą człowieczeństwa i nad tym, co definiuje każdego z Was oraz sprawia, że jesteście tym, kim jesteście.
Mimo, iż opisywanej produkcji czegoś brakuje, by w pełni zachwycać, ciężko jest mi wyszczególnić wielkie jej wady, gdyż patrzę na nią jako spójną całość. Jako pełen produkt, uznaję je za dzieło bardzo dobrze przemyślane, w którym nic nie dzieje się bez przyczyny.
Część z Was może uznać jednak, że pięć osobnych wątków fabularnych tak naprawdę nie zazębia się w jedną historią, która ma wyraźne zakończenie, a sens całej opowieści gdzieś się rozmywa. Gdy się zacząłem nad tym zastanawiać, doszedłem do wniosku, iż decyzja reżyserki była jak najbardziej słuszna. Wątek fabularny wspólny dla wszystkich bohaterów, nie miałby racji bytu ze względu na ich postępującą amnezję. Zachowanie rozdzielności wątków poszczególnych bohaterów było jednym z narzędzi do ukazania dramatu świata tracącego wspomnienia.
Przeszukując sieć spotkałem się również z zarzutem, dotyczącym rzekomej niekonsekwencji w utracie pamięci. Dlaczego bohaterowie zapominają jak się nazywają, a nadal pamiętają np. jak chodzić, czy też nadal potrafią czytać? Według założeń twórców – wirus miał bowiem oszczędzać pamięć proceduralną i emocjonalną. W efekcie bohaterowie mogą darzyć kogoś mocnym uczuciem lub pamiętają jak biegać, ale nie mają pojęcia, dlaczego tak się dzieje i w jaki sposób nabyli swoje umiejętności.
Reżyserka Carré stworzyła minimalistyczny, lecz jakże realistyczny film o konsekwencjach pozbawienia ludzi wspomnień. Jej wizja nie jest czarno-biała, lecz pełna od różnych aspektów nowej rzeczywistości, także tych optymistycznych. Przedstawiła ona człowieka jak dziecko, któremu wystarczy podać kolorową zabawkę, aby zapomniało o niedawnej krzywdzie. Każdy z nas doświadczał fatalnych wydarzeń, o których najchętniej chcielibyśmy zapomnieć. Pomyślcie jak kolorowo odbieralibyśmy świat i jak cieszylibyśmy się życiem, gdybyśmy nie pamiętali doznanych krzywd.
Każdy kij jednak ma dwa końce – usunięcie naszych wspomnień, mogłoby nas bezpowrotnie zmienić. Czyż to, kim jesteśmy, nie jest kształtowane właśnie wspomnieniami?
Film „Embers” rodzi także inne pytania, tyczące się istoty zła i dobra. Czy nie mając wspomnień, nie wiedząc o karach, nie pamiętając o konsekwencjach naszych złych czynów w przeszłości oraz poczuciu winy, nadal będziemy dobrymi ludźmi? Czy oprawca pozbawionych negatywnych czynników z młodości, które go mogły ukształtować, nadal będzie oprawcą?
„Embers” mimo przygnębiającego obrazu świata bez pamięci, moim zdaniem przemyca pozytywne przesłanie. Człowiek pozbawiony wspomnień, nie rozpoznający świata wokół siebie, nie pamiętający nawet swojego imienia, zawsze zachowa chociażby delikatny promyk swojej przeszłości, który będzie podświadomym motorem jego dalszych działań.
Film w reżyserii Claire Carré to ambitna produkcja, dla wymagającego widza, poruszająca kwestie przyszłości w świecie pozbawionym przeszłości. Do udanego seansu, wymaga warunków sprzyjających kontemplacji. Jeżeli mogę coś podpowiedzieć – przed seansem upewnijcie się, że przez półtorej godziny nikt Wam nie będzie przeszkadzał, zgaście światło i zanurzcie się w objęciach ulubionego fotela. Dopiero wówczas odpalcie film.
Seans gorąco polecam nie tylko wielbicielom staromodnej, spokojnej fantastyki z niebanalnym przesłaniem, ale i miłośnikom złożonych dramatów psychologicznych.
Dr. Gediman
Trailer / zwiastun
Zobacz także:
- Pozostałe filmy science fiction 2016 roku >>
- Recenzja filmu „The Girl With All The Gifts” >>
- Recenzja filmu „iBoy” >>