Film „Dzień Niepodległości: Odrodzenie” – Recenzja

 

Film „Dzień Niepodległości: Odrodzenie” informacje:

  • tytuł: Dzień Niepodległości: Odrodzenie
  • tytuł oryginalny: Independence Day: Resurgence
  • tytuł roboczy: Independence Day 2
  • premiera: 24 czerwca 2016 (Polska), 22 czerwca 2016 (świat)
  • reżyseria: Roland Emmerich
  • scenariusz: James A. Woods, Nicolas Wright, Dean Devlin, Roland Emmerich, James Vanderbilt

 

Fabuła / Opis:

Kontynuacja niezapomnianego hitu minionej dekady. Ludzie się zjednoczą, by stworzyć program obrony planety z wykorzystaniem obcej technologii. Ale to będzie za mało w obliczu drugiej fali inwazji obcych. Jednak pomysłowość pewnej odważnej i bezkompromisowej grupy osób pozwoli dać Ziemi szansę na odparcie ataku…

Recenzja:

Doskonale pamiętam kinową premierę „Dnia Niepodległości” w 1996 roku. ‘Multipleks’ był wówczas jeszcze pojęciem abstrakcyjnym, a zaledwie parę kin w mieście musiało przetrwać prawdziwe oblężenie. Wejście na seans było drogą przez mękę, ludzie gotowi byli stratować się tylko dlatego, aby nie stracić choćby sekundy dzieła Emmericha. Co tak ciągnęło wówczas ludzi do kin? Czy tylko spektakularne efekty destrukcji, czy może wizja bezkompromisowej wymiany ciosów z Kosmitami, a może magnez dobrej rozrywki z nutą nieograniczonej fantazji?

Myślę, że wszystko po trochu. Coś było i nadal jest bowiem w tym filmie, że pomimo naiwności i prostoty fabularnej oraz naukowych nieporozumień nawet teraz człowiek łatwo zasiada przed TV i z uśmiechem odchodzi po seansie. To czysta rozrywka z tzw. „jajem”, z charyzmatycznymi postaciami, historia opowiedziana pół żartem, pół serio o sile jednostek i ludzkiej improwizacji. Można wybaczyć nawet nadmierny patos i gloryfikację amerykańskiej flagi oraz stylu życia, gdy hordy obcych dostają  porządny, przykładny łomot, a my wiemy komu w tym rozgardiaszu należy kibicować.

Minęło jednak 20 lat. To szmat czasu, a w branży filmowej niemal lata świetlne zarówno w kwestiach możliwości technicznych, promocyjnych i nawet w oczekiwaniach samych widzów. Czy twórcom kontynuacji udało się równie umiejętnie wyważyć filmowe argumenty, jak w części pierwszej? Czy obecny widz kupi ‘stare’ chwyty? Czy twórcy poprzestali na sprawdzonym schemacie, czy dołożyli nowe sztuczki by zahipnotyzować widza?

źródło: http://www.artofvfx.com/independence-day-resurgence/

Cóż, konflikt międzyplanetarny dalej jest lepem na widzów, a sama jego idea stała się wałem napędowym akcji promocyjnej „Odrodzenia”. Wśród wielu miłośników fantastyki widok potężnego statku kosmicznego wchodzącego w atmosferę, jak i nalotu obcej, kosmicznej flotylli, czy zdmuchiwanie całych miast – nadal powoduje dreszczyk ekscytacji na karku. Powodem takiego stanu rzeczy jest wciąż dość niska częstotliwość pojawiania się tego typu obrazów na dużym ekranie.

Z takiego też założenia najwyraźniej wyszli twórcy „Odrodzenia”, którzy postanowili odświeżyć nam kosmiczną destrukcję, wyraźnie podkręcając przy tym potencjometr efektowności.
Główny nacisk w nowym filmie Emmericha położono zatem na sferę wizualną i przepych CGI, mocno zapominając o innych ważnych aspektach każdej filmowej produkcji (ale o tym będę pisał w dalszej części recenzji).
Strona wizualna filmu jest jego najmocniejszą kartą przetargową. Wszelkie modele pojazdów kosmicznych – od statku-matki, myśliwców obcych, po robocze pojazdy Ziemian – dopracowane są z chirurgiczną precyzją, co dodaje im realności. Na wyróżnienie zasługuje również szczegółowość odwzorowania niszczonych miast i sławnych budowli.

Niemniej jednak twórcy nie potrafili odpowiednio wyważyć wizualnych wodotrysków. W filmie natkniemy się na zaledwie kilka krótkich, ale jakże spektakularnych scen, notabene dobrze znanych z trailerów, gdzie CGI wylewa się z ekranu, a szczegółowość destrukcji wykracza poza możliwości przyswojenia przez ludzkie oko. Po tych scenach w początkowej części filmu następuje jednak wizualny niedostatek, którego nie są w stanie zatrzeć nawet dobre sceny końcowej konfrontacji Ziemian z Kosmitami. Niezbyt zadbano o dobre rozłożenie wizualnych akcentów, ale ma to również dobre strony, gdyż oko widza ma kiedy odpoczywać.

źródło: http://www.idigitaltimes.com/independence-day-resurgence-trailer-2-reveals-alien-queen-scrambles-id4-xenobiology-528804

Muszę również przyznać, że sceny niszczenia miast i budynków, jakie widzieliśmy w 1996 roku, oparte o staromodne makiety i nakładanie obrazu – robiły na mnie po stokroć większe wrażenie, niż wygenerowane komputerowo rzucanie budynkami, jakie zaserwowano nam w „Odrodzeniu”. Nie jestem jednak pewny, czy winna temu odczuciu jest sama technika wykonywania efektów specjalnych, czy też to rezultat ułomności dodatkowych elementów filmowego rzemiosła, które powinny potęgować doznania wizualne. Mowa tu o budowaniu dramaturgii i muzyce.

W pierwszej części „Dnia Niepodległości” uderzenie obcych było pieczołowicie przygotowane i stanowiło moment kulminacyjny długiego fragmentu filmu. Nie zapomnę jak obgryzałem pięści, gdy obcy otwierali włazy głównej broni, a zaraz potem następował atak. Obraz zbliżającej się do bohaterów, niszczycielskiej fali ognia, niesionej złowrogą kompozycją Davida Arnolda, wówczas wciskał mnie głęboko w fotel.
W „Odrodzeniu” tych doznań bardzo brakuje, gdyż twórcy lekceważąco podeszli do kwestii stopniowania napięcia. Obcy po prostu przylecieli i zaparkowali na Ziemi z gracją spychacza, masakrując kontynent. Zostało pozamiatane w kilkadziesiąt sekund, po których widz jak gdyby nigdy nic przechodzi do kolejnych wydarzeń w filmie.

Brak dramaturgii jest poważnym problemem całego filmu. Większość głównych wątków i zwrotów akcji jest wyblakłym powieleniem schematu z pierwszego „Dnia Niepodległości”. Widz nawet średnio obeznany z poprzednią częścią nie powinien mieć żadnych problemów z odgadnięciem kolejnych zwrotów akcji i momentów, w których one następują.
Twórcy nie ryzykowali, zrobili sequel z wykorzystaniem sprawdzonych elementów, który przez to niebezpiecznie ociera się o obdarty z emocji remake filmu sprzed 20 lat. Mimo przedstawienia nowych twarzy, nowego oblicza wroga i paru nowych bajerów technologicznych – całość można skwitować powiedzeniem: „wszystko jest tak samo, ale inaczej”.

Scenariusz nie potrafi zaradzić nadmiernej przewidywalności, co u wielu widzów może w efekcie wywoływać nieświadomą falę seryjnego ziewania. Scenariusz ma jednak jeszcze większą bolączkę – jest pełen bowiem dziur logicznych. Mocno przesadzono z łatwowiernością widza w odbieraniu kolejnych wątków. Przytoczę tutaj przykład chociażby „niezniszczalności” pewnego autobusu szkolnego lub „odrodzenie” doktorka Okuna (Brent Spiner). Ten po 20 latach śpiączki wstaje jak gdyby nigdy nic i po kilkunastu sekundach szaleje już po scenografii niczym dr Shaw w „Prometeuszu” po cesarce. Co ciekawsze 20 lat ‘urwanego filmu’ nie przeszkadza temu sympatycznemu doktorkowi w objęciu z marszu dowództwa nad placówką naukową… Ba… On nadal wie więcej o kosmicznej technologii niż tabun naukowców, badających obcych przez czas jego snu, a nawet wyciąga z kapelusza mega-wypasiony laser, którego nikt wcześniej nie zauważył w magazynie ;). Bez komentarza…

źródło: http://www.ew.com/article/2016/05/27/independence-day-resurgence-brent-spiner-dr-okun-clip

Postać Okuna jest jednak najjaśniejszą stroną filmu. Jest to jedyna charyzmatyczna postać, która potrafi nawiązać mocną więź z widzem i zarazić go entuzjazmem oraz zwariowaną spontanicznością.  Brent Spiner skradł show głównym postaciom. Szkoda tylko, że przy okazji tej postaci mocno na siłę (co da się niestety odczuć) wrzucono wątek homoseksualny. I żeby nie było nieporozumień – nie mam nic przeciwko filmowym związkom dwóch panów, pod warunkiem, że wnosi to cokolwiek do filmu. Tutaj postanowiono odfajkować trendy akceptacji społecznej, wyraźnie tylko dla samej zasady, a nie dla dobra fabuły filmu.

Mówiąc o pozostałych aktorach, niestety ale większość ze starej gwardii ma role zaledwie epizodyczne. Dotyczy to także Jeffa Goldlbuma (David Levinson), który mimo iż często pojawia się na ekranie, to jednak stanowi raczej tło dla innych aktorów. Nie otrzymał on zbyt wielu kwestii, a gdy już ma szansę wykazania się – niestety okazuje się cieniem samego siebie z części pierwszej. Opuściła go charyzma i zawadiacki błysk w oku. Przechodzi obok filmu.

Film „Dzień Niepodległości: Odrodzenie” ma być jednak otwarciem do następnych kinowych rozdań wojny Ziemian z niedobrymi obcymi. Do tego potrzebna była zatem zmiana pokoleniowa. Wspomniani bohaterowie sprzed 20 lat tylko epizodycznie akcentują swoją obecność by przekazać pałeczkę nowym postaciom. A jak zaprezentowali się nowi młodzi-gniewni?

źródło: http://biscopelanka.com/uploads/articles/news.php?nid=2907

W moim odczuciu idealnie wpasowali się w nijakość produkcji Emmericha.

Plastikowy Liam Hemsworth (Jake Morrison) na pewno dobrze prezentuje się na okładce Vogue’a, ale jako pilot-zawadiaka i następca charyzmatycznego Willa Smitha – wypadł mało wiarygodnie, a co gorsza nie wywołał żadnych emocji u widza. Aktor nie potrafił stworzyć postaci z krwi i kości, w czym nie pomogli mu także scenarzyści, którzy postanowili niemal sklonować postać kapitana Stevena Hillera. Z tą jednak różnicą, że rzekoma burzliwa przeszłość i niesubordynacja nowej postaci wywołała u mnie zaledwie wzruszenie ramion. Kolejny minus dla Was, panowie scenarzyści.

Równie „bez ikry” wypadł kompan Liama –  Jessie T. Usher, wcielający się w rolę syna Hillera. Podsumowaniem jego możliwości aktorskich jest zupełnie niewiarygodne i zachowawcze  zachowanie w scenie osobistego dramatu granej postaci.

O pozostałych aktorach można powiedzieć tylko tyle, że są na ekranie tylko po to, by być.

Ach, muszę jeszcze dokończyć znęcanie się nad scenarzystami, gdyż dialogi miedzy poszczególnymi postaciami są wręcz fatalne, wyzute z emocji, nudne, niczym odrysowane według blockbusterowego schematu. Dotyczy to niestety także gagów, bez których żaden letni kinowy hit nie może się obejść. Scenarzyści owszem – próbowali. Scenek, które powinny rozbawić widownię jest sporo. Problem w tym, że uśmiechów na twarzach ludzi nie widziałem, nie mówiąc już nawet o roześmianiu się na głos. Żarty były denne, zużyte oraz wyblakłe jak cały fabularny aspekt filmu.

Wspomniana już wcześniej muzyka w wykonaniu duetu panów Haralda Klosera oraz Thomasa Wankera nie potrafi niestety wzmocnić doznań wizualnych. Jest nijaka, pozbawiona werwy i nie wpada w ucho. Obnażeniem słabego efektu pracy obu kompozytorów są kultowe już dźwięki motywu przewodniego pierwszej części filmu, jakie słyszymy wraz z napisami końcowymi „Odrodzenia”. Dopiero wówczas odkryłem, jaka przepaść w tym elemencie rozdziela oba te filmy.

Kończąc przykrą wyliczankę złych stron produkcji Emmericha wspomnę jeszcze o montażu, który pozostawia wiele niedosytu zwłaszcza w scenach walk powietrznych. Kolejny element „Odrodzenia” zostawiający go mocno w tyle za produkcją z poprzedniego wieku, gdzie potyczki ziemskich myśliwców ze statkami agresorów aż kipiały dynamizmem.

źródło: https://www.scified.com/news/5-cool-things-we-learned-about-independence-days-aliens-in-resurgence

Gdy skupimy się na wytkniętych powyżej wadach, film „Dzień Niepodległości 2” może być dość przykrym kinowym doświadczeniem. Ale nie można zapominać, jaki cel przyświecał twórcom. „Odrodzenie” miał być filmem dającym przede wszystkim rozrywkę, letnim hitem dla widza pragnącego lekkiego, prostego kina bez zobowiązań. Czy w tej roli się spełnia?

Film wypada dość przyzwoicie jako typowo letni blockbuster, nawiązujący stylem do trochę zwariowanego, pełnego spontaniczności kina przygodowego sprzed dekady, gdzie łatwo przymykało się oczy na niedoskonałości i pozwalało wciągnąć w wir niecodziennych wydarzeń.
„Dzień Niepodległości: Odrodzenie” mimo iż nie ma jakości minionych produkcji, ogląda się dość lekko, momentami nawet przyjemnie, a czas seansu mija całkiem szybko.

Dopracowane do granic możliwości efekty komputerowe cieszą oko i co ważniejsze nie męczą wzroku, gdyż są podawane z rozsądkiem.
Decydując się na seans zobaczymy w akcji dziesiątki zielonkawych laserów, bitwy kosmiczne, powietrzne i naziemne. Poznamy nowe możliwości obcych i ich olbrzymią przywódczynię, obejrzymy godną podziwu destrukcję. Pomimo, iż wyłapanie sensu tej całej strzelaniny czasem gdzieś może nam umknąć, to należy zaznaczyć, iż w filmie dzieje się naprawdę sporo.

Wybierając się na film konieczne musimy nabrać sporego dystansu i obniżyć oczekiwania. To jedyna recepta, aby seans nie okazał się stratą czasu. Film skierowany jest głównie dla miłośników pierwszego „Dnia Niepodległości” i lekkostrawnego, efektownego kina spod znaku science-fiction.
Niemniej jednak należy pamiętać o wyszczególnionych w tej recenzji wadach, które stawiają „Odrodzenie” o klasę niżej w jakościowej hierarchii w porównaniu do filmu z 96 roku. Każdy element filmowego rzemiosła (poza jedynie efektami) wyraźnie odbiega od poziomu jedynki. Mimo równie luźnego charakteru, jest to także znacznie gorsza rozrywka. Po seansie „Odrodzenia” niebywale zyskała zatem w moich oczach poprzednia część filmu sprzed 20 lat.

Ciężko mi jest jednoznacznie Wam doradzić, czy wybrać się do kina, czy też darować sobie seans. Ja z kina wyszedłem nieco rozczarowany, gdyż film nie dostarczył mi rozrywki na oczekiwanym poziomie. Nie uważam jednak, że seans był całkowitą stratą czasu i pieniędzy. Warto było wyrobić sobie własną opinię i przynajmniej poczuć ponownie chwilowy dreszczyk młodzieńczej ekscytacji, gdy potężny spodek zbliżał się znowu do Księżyca…

Roland Emmerich jest tak pewny kasowego sukcesu swojego nowego dzieła, że już zapowiedział kolejne części, które mają przenieść akcję w przestrzeń kosmiczną. Osobiście nie będę zbyt entuzjastycznie oczekiwał kontynuacji.

 

OCENA: 4/10

Dr. Gediman

 

Trailer / Zwiastun:

 

Źródło foto:
1. http://moviesroom.pl/z-ostatniej-chwili/filmy/2874-dzien-niepodleglosci-odrodzenie-liam-hemsworth-i-jeff-goldblum-w-nowym-zwiastunie

Zobacz także:

Ciekawy artykuł? Doceń naszą pracę:
[Głosów: 27 Średnia: 3.9]
Komentarze (12)
Dodaj komentarz
  • gqx

    Ja prdle, jedynym minusem tego filmu była nieobecność Smitha! Bez przesady z tymi wadami, w zasadzie większość w tym filmie ma sens szkoda, że zrobili z tego cliffhanger :(

  • Obrońca Żniwiarzy z 96go

    Jestem wielkim fanem Independence day i z żalem pragnę zawiadomić, iż ten bezkresny gniot to zlepek komputerowego „wujwieczego”, mający oszczędzić kieszenie „produ-centów” z pożal się Boże wilkołackiego studia filmowego o Zmierzchu, pod banderą i egidą studia …century, które dało ciała na całej linii stemplując kolejnego gniota swoim pięknym i czystym niegdyś logiem i intro, siedząc na Bahamach i popijając shake’i emerytalne… A kolega nie doczekał połowy tylko wstał i wyszedł, w czym Go popieram… Nie dajcie się oszukiwać – szczególnie jeśli płacicie za rozrywkę … Niegdyś filmowcy tez robili widzow w konia przed ekranami, ale to była forma rozrywki, dzis widzisz sflaczałą jak parówa kontynuację bez jednego prawdziwego karambolu, bez prawdziwych płomieni, bez fajnych cięć i muzyki w tle, z bezsensowną obsadą niedoświadczonych, wychudzonych na kość pseudo-śmieszków w wieku przedpoborowym, bo producent sobie oblicza, że na zmierzchu było tyle i tyle młodzieży to jak wezmiemy kontynuacje IDay musimy zapełnić czas jedną komputerową papką bezsensownego dialogu gówniarzy i uśmiercić wszystkich starych genialnych aktorów, bo są za drodzy i nie zechcą zagrac w serialu, bo tak przeciez mozna sie tego juz domyslic i spodziewac bedzie niebawem p….. serial, bo wszyscy zaczeli tluc w domach seriale, a do kin to sie juz nie chodzi… :-( kpina… przeciez w kosmosie nie bedziemy musieli juz miazdzyc samochodow, pozorowac smierci ludzi i niszczyc budynkow, poniewaz wszystko bedzie tam zielone nieznane, komputerowe bajkowe i do pleców… !!! Krótko mówiąc to wielki upadek kina po 20 wieku ciężko już o dobry film – było, ale po 2010 to już naprawdę kompletna kaszana – mając taką technologię to można się postarać choć trochę raz na rok i seryjnie zachwycić widzów, a nie zaganiac codziennie na 100tys coraz to nowych seriali, ktore zawsze maja mnostwo dialogu, romansu i kazdy moze takie zrobic jak przebierze kolegow za wilkołaków albo za zombie – po prostu dosyc, dosyc – nie bierzcie serialowcow do takich megaprodukcji, bo to profanacja – powinna byc za to kara smierci :-) ;-)

  • Viotki

    Każdy film, niezależnie od gatunku powinien nieść w sobie nie tylko nagi obraz lecz coś głębszego…np fabułę. Tutaj mamy niezdarny ślizg po-bądź co bądź- niezłym kinie z pierwszej części. Blade to, nijakie i na pewno nie na miarę Emmericha. Szkoda panie Reżyserze…

  • Loop

    Czarnoskóry na przywódczym stanowisku – jest,
    Kobieta dokopująca wszystkim – jest (śmiesznie rusza piersią),
    Chińczyk na odpowiednim stanowisku – jest,
    Homoseksualiści – są (co za wzruszająca scena),

    Jest hit na miarę współczesnego świata.

  • PoliczAnka

    Nie jestem specem od S-F, ale zgadzam się z Semtexem i komitetem obrony Wenusjan – Kicha przez duże K, a moja recenzja jest tutaj.

  • Semtex

    Jak dla mnie film beznadzieja , kolejny film który z ciekawego poprzednika robi film dla 15 latków , podobnie było np z Parkiem Jurajskim i innymi gniotami ostatnich czasów

    • Obrońca Żniwiarzy z 96go

      Co to, to nie! Parki Jurajskie dają radę wszystkie!!! Podobnie Naga Broń. Akademia Policyjna też chociaż było ciężko po śmierci tytułowego Mahoney’a, Rocky ostatnia część o połowę słabsza od pięciu pierwszych, bo to już w naszych czasach powstało, ale kiedyś filmowcy się starali… Szcżeki, Omen, Chucky, Robocop, Indiana Jones, Bethoven, Król Lew, Toy Story, Obcy, Rambo, Wstrząsy – nieco kuleją na parodię ostrą ale przynajmniej zaskoczyły fajnie

  • bezdroze

    …oczywiscie ja bede ogladal z przyjemnoscia i oczywiscie bede zachwycony Ziemianami dajacymi nauczke hordzie obcych!!! Pozdrowienia :)

  • komitet obrony Wenusjan

    Filmy Rolanda E. są tyleż widowiskowe, co niedorzeczne. Oglądałem pierwszy DN 20 lat temu w kinie i nie mogłem się nadziwić idiotycznemu scenariuszowi, wg którego nakręcono tamtą kosmiczną bujdę na resorach. Tu będzie dokładnie to samo. Trailer oczywiście zwiastuje niestety sztampową nawalankę. Źli, ohydni, wstrętni itd. kosmici napadają oczywiście – nie wiadomo po co -na Bogu ducha winnych Ziemian zaczynając najazd oczywiście od USA. Oczywiście najpierw Ziemianie zbierają cięgi, ale US Army się spręża i wraz z sympatycznym naukowcem spuszczą oczywiście tęgie lanie kosmitom. Oczywiście wszystko się dobrze skończy. Oczywiście film jest bzdurą doskonałą, świetny jako tło wizualne do obżerania się popcornem w kinie. Oczywiście nie będę tego kiczu oglądał.

    • Anonim

      …i oczywiście na początku każdego zdania słowo „oczywiście”. Genialny komentarz, oczywiście :-/

    • stk

      haha widze koles znawca jest :D wlasnie po to jest film żeby go ogladac i obrzerac się popcornem , ma być widowisko fabula nawet jeśli przewidywalna to z pewnoscia wiele nowych elementow projektów statkow kosmicznych i ogółem może być swietne widowisko do obżerania się popcornem a ty koles jak oczywiście wszystko wiesz lepiej to oczywiście zostan sobie w domu oszczedzajac innym swoich dennych komentarzy a inni oczywiście się będą swietnie bawic

    • Jedrek

      To jest film S-F. a nie melodramat!
      A na Boga czemuż Hitler napadł na Polskę !!
      Po co pisać takie głupoty …..
      Jak nie masz poczucia fantazji i pobudzenia wyobraźni to proponuje filmy przyrodnicze . Powodzenia