„Ghost In The Shell” (2017) – Recenzja Guliego
Film „Ghost in The Shell” to ambitna próba przeniesienia anime w realia filmu aktorskiego i w dużej mierze powiodła się, zwłaszcza w sferze wizualnej. Wizualnie piękny Ghost 2017 nie posiada jednak głębi oryginału z 1995 roku i nie potrafi przejąć widza równie mocno. Brakuje w nim zwłaszcza dramaturgii.
Najważniejszym tematem w anime było poszukiwanie własnej tożsamości, próba odpowiedzi na pytanie, kiedy kończy się człowieczeństwo. Aktorska wersja także próbuje poruszyć te tematy, ale w stosunku do oryginału robi to w sposób spłycony. Zapraszam do pełnej recenzji.
< Recenzja #1 by Dr. Gediman | Recenzja #2 by Guli
Recenzja „Ghost In The Shell” 2017
Animowany „Ghost in The Shell” z 1995 roku był obok „Akiry” filmem, który ukazał mi świat japońskiej animacji po raz pierwszy. Oczywiście znałem i lubiłem kapitana Tsubasę czy Dragonballa, ale to właśnie obejrzenie „Akiry” na kasecie VHS w 1992 było dla mnie prawdziwym szokiem. 3 lata później przeżyłem podobny wstrząs, kiedy po raz pierwszy obejrzałem „Ghost in The Shell”. Oba filmy były wizualnie niezwykłe, przedstawiały wspaniałe, skomplikowane, cybernetyczne metropolie. Oba filmy miały egzotyczny klimat supernowoczesnej Japonii i oba poruszały głębokie tematy, które nie do końca wtedy pojmowałem.
Bardzo oczekiwałem aktorskiej wersji „Ghost In The Shell”. Mój apetyt został podsycony obiecującymi zwiastunami i całą akcją marketingową, która udowadniała, iż zatrudniono solidnych aktorów oraz stworzono ciekawy wizualnie świat. Producenci zatem porządnie zabrali się za tematykę.
W takim filmie jak „Ghost in The Shell” strona wizualna musi odgrywać bardzo ważną rolę. Im bardziej uwierzymy w cyberpunkowy świat przyszłości, tym głębiej bowiem zrozumiemy fabułę i bohaterów.
Aktorski „Ghost in The Shell” okazał się niezwykły wizualnie. Miasto, które przedstawiono, jest bardzo szczegółowe. Na stopklatce możemy w doskonałej rozdzielczości zobaczyć realistyczne budynki czy pajęczynę wielopoziomowych autostrad. Miasto w „Ghost in the Shell” to bowiem podrasowany Hong Kong. Można sobie wyobrazić, że tak właśnie będą wyglądały miasta za kilkanaście czy kilkadziesiąt lat.
źródło: www.scmp.com/culture/film-tv/article/2082776/pictures-live-action-ghost-shell-movie-turns-hong-kong-futuristic
Na solidne i realistyczne miasto przyszłości została jednak nałożona warstwa świecących reklam i
hologramów. Ten element wizualny miał w założeniu oddać cyberpunkowy charakter filmu, ale moim zdaniem przesadzono z ilością iskrzących reklam. Na poziomie ulic taki wizualny chaos ma jeszcze sens, ale hologramy większe od wieżowców? Jestem pewien, że jakaś Rada Miejska przyszłości ograniczyłaby podobne zapędy. Wspomniany przeze mnie przesyt kolorowych elementów, trochę psuje doskonałą tkankę miasta pokazaną w filmie.
Obok wspaniałego miasta, podziwiać możemy także mniejsze przedmioty czy sprzęty, które znajdują się w budynkach. Na uwagę zasługują samochody, które zarówno świetnie wyglądają jak i realistycznie się poruszają. W końcu nie są to futurystyczne jajka, do jakich przyzwyczaiły nas inne filmy Sci-fi, ale kanciaste, dynamiczne auta, na które patrzy się z przyjemnością.
źródło: cinemavine.com/listen-to-the-ghost-in-the-shell-theme/
Respekt swoim wyglądem budzą żołnierze korporacji Hanka, świetnie także została przedstawiona broń palna. Praktycznie każdy element wizualny zasługuje na pochwałę.
Przesadzony został natomiast stopień robotyzacji społeczeństwa. Rozumiem cyberpancerze wokół kręgosłupa, implanty dłoni czy oczu, ale nie pojmuję sensu niszczenia ciała instalując np. cybernetyczną szczękę z wysuwanymi zębami…
Funkcjonalność niektórych udogodnień jest zatem mocno wątpliwa, a wdrożono je chyba tylko po to, aby dobrze wyglądały na ekranie. Poziom wykonania cyborgów jest zresztą zróżnicowany. Roboty–gejsze, występujące na początku filmu, wyglądają bardzo dobrze i groźnie. Do słabszych wizualnie cyborgów zaliczyć muszę natomiast postać Kuze. Cyborg, którego gra Michael Pitt, wygląda słabo i bardziej nadawałby się do filmu „I Robot” z Willem Smithem.
źródło: cinemavine.com/listen-to-the-ghost-in-the-shell-theme/
“Ghost in The Shell” od strony fabularnej skłonny jestem ocenić neutralnie. Fabuła w tym filmie nie jest majstersztykiem.
Nie wciąga tak, abym po seansie chciał rzucić wszystko i zagłębić się w opracowania, pozwalające mi poznać kolejne filmowe tajemnice i powiązania. Ale nie jest też ona tak beznadziejna, jak wyczytałem w wielu recenzjach.
Zaletą Ghost in The Shell 2017 jest fakt, iż różni się od oryginału. Z początku wszystko wskazuje, iż mamy do czynienia z kopią filmu z 1995 roku. Potem jednak dostajemy świeżą historię, która potrafi przykuć uwagę. Twórcy zdecydowali się zmienić fabułę względem oryginału z 1995 roku i wyszło to filmowi na dobre. Film potrafił zaskoczyć w momencie, w którym stwierdziliśmy, że doskonale wiemy, co wydarzy się dalej.
Najważniejszym tematem w oryginalnym „Ghost in The Shell” było poszukiwanie własnej tożsamości, próba odpowiedzi na pytanie, kiedy kończy się człowieczeństwo. „Ghost in The Shell” z 2017 także próbuje poruszyć te tematy, ale w stosunku do oryginału robi to w sposób spłycony. Twórcy zbyt dużo starali się przekazać za pomocą wydumanych dialogów, podczas gdy w oryginale, to muzyka i atmosfera miały w nas wywołać refleksyjny nastrój.
źródło: anoncraft.com/major-ghost-in-the-shell-2017-movie-1307/
Gra aktorska jest poprawna.
Przed premierą filmu pojawiały się zarzuty, związane z wybieleniem postaci Major. Zabieg amerykanizacji filmu najbardziej drażni w doborze ról drugoplanowych czy statystów. Skąd na
ulicach azjatyckiego miasta tylu białych? Natomiast zarzuty o wybielenie „Ghost in The Shell” w ogóle nie pasują w kontekście Scarlett Johanson. Scarlett ma bardzo ambiwalentną rasowo urodę, oznacza to, że przy paru zabiegach charakteryzacyjnych trudno wskazać jej etniczne pochodzenie. Poza tym aktorka ma wiele azjatyckich cech twarzy. Jej gra aktorska świetnie pasuje do filmu, który z natury ma być egzotyczny i „dziwny”. Scarlett Johanson, jako Major, jest chłodna i wykalkulowana, ale jednocześnie emocjonalna i głęboka.
Bardzo fajnie wypadł Pilou Asbak jako Batou. Wcielił się w rolę twardego, ale ciepłego opiekuna Major. Takeshi Kitano świetnie wcielił się w rolę Aramakiego, dowódcy Major. Kitano gra tego samego twardziela, którego niektórzy z Was kojarzą z japońskich produkcji. Jest twardy jak skała, nie boi się niczego i na dodatek mówi po japońsku, co tylko dodaje egzotyki całemu filmowi. Kitano, kiedy sięga po broń i raczy nas najlepszymi w filmie kwestiami, wzbogaca film niemal tarantinowską estetyką.
Jeden z głównych antagonistów, Cutter, czyli szef korporacji Hanka, zbyt mocno kojarzy mi się z podobnymi postaciami w innych filmach akcji i nie pozostawia mocnego śladu w pamięci.
źródło: http://cinemavine.com/listen-to-the-ghost-in-the-shell-theme/
Negatywną stronę filmu są dialogi. Jeśli posłuchamy kwestii dialogowych w oryginalnym „Ghost in The Shell”, duża część z nich ma błahy, codzienny charakter. Przywołam chociażby rozmowy śmieciarzy o życiu rodzinnym czy zwykłe, codzienne rozmowy policjantów z Sekcji 9. Ma to jednak swój cel. Te dialogi to szum, dzięki któremu możemy skupić się na niezwykłym świecie i fabule filmu. Dzięki temu, kiedy pojawiają się poważne rozmowy o tożsamości czy sensie życia, mają one większy wydźwięk emocjonalny niż w przypadku aktorskiej wersji.
W „Ghost in The Shell” z 2017 roku dialogi od samego początku są wzniosłe i głębokie, przez co brzmią sztucznie, a na ekranie brakuje naturalności w kontaktach pomiędzy bohaterami.
Najważniejszym minusem filmu jest jednak brak dramaturgii. Podobną prawidłowość zauważyłem w wersji „Robocopa” z 2014 roku, który był filmem solidnym, ale nawet w części nie tak dramatyczny jak oryginał z 1987 roku. Podobnie jest w przypadku „Ghost in The Shell”. Sceny akcji mają piękną choreografię i wyglądają świetnie, ale są zbyt sterylne. Nikt nie krzyczy, nikt postrzelony nie zwija się z bólu, nie ma uciekających w panice przechodniów, nie ma krwi, nie ma potu. Sceny akcji wyglądają jakby działy się w wirtualnym świecie ala Matrix.
Brak dramaturgii rzuca się w oczy zwłaszcza, kiedy amerykańska produkcja kopiuje sceny z japońskiego oryginału. Na ekranie widzimy niemal to samo, ale jednak sceny nie mają takiej intensywności emocjonalnej jak w anime.
Podsumowując – wizualnie piękny film „Ghost in The Shell” 2017 nie posiada głębi oryginału z 1995 roku i nie potrafi przejąć widza równie mocno.
Film muszę jednak ocenić wysoko, gdyż to ambitna próba przeniesienia anime w realia filmu aktorskiego, która powiodła się w dużej mierze, zwłaszcza w sferze wizualnej. Wszystkich zachęcam do obejrzenia nowego Ghosta w kinie.
Powstanie tego filmu to krok w dobrym kierunku, autorzy wykonali kawał pracy i przetarli szlaki kolejnym twórcom. W ciągu najbliższych lat pojawią się produkcje oparte na japońskich anime takie jak „Battle Angel Alita” czy „Akira”. Jeśli twórcy tych produkcji sięgną po wzorce z aktorskiego „Ghost in The Shell”, ale unikną popełnionych błędów, zapowiada się złoty okres dla ekranizacji filmów animowanych rodem z Japonii.
Guli
Zobacz także:
- Film Ghost In The Shell – Opis, Fabuła i Recenzja >>
- Zwiastuny Ghost In The Shell 2017 >>
- Recenzja filmu „Life” 2017 >>
- Wszystkie recenzje filmów SF >>
- Filmowe premiery SF w 2017 roku >>
