Film „Morgan” (2016) – Recenzja Guliego

0

„Morgan” to solidne kino science-fiction, które mnie nie znudziło. Plusem filmu jest aspekt wizualny i przemyślane kadry, minusem natomiast fabuła. Najważniejszy jednak jest fakt zapoznania się z warsztatem Luka Scotta. Mam ogromną nadzieję, że w przyszłości zastąpi on godnie swojego ojca w roli naszego przewodnika po odległych galaktykach i miastach przyszłości. Zapraszam do pełnej recenzji.

RECENZJA GULIEGO

„Morgan” to najnowsza produkcja science-fiction na naszych ekranach. Koszt filmu wyniósł  zaledwie 8 milionów dolarów, co na warunki Hollywood jest śmiesznie niskim budżetem. Produkcji tej nie towarzyszyła żadna większa akcja marketingowa, a gdyby nie nazwisko reżysera, trudno powiedzieć, czy w ogóle zawitałby na sale kinowe. Reżyserem filmu jest bowiem Luke Scott, syn samego Ridleya Scotta – legendy gatunku sci-fi. Mówiąc w skrócie – „Morgan” zapowiadał się lepiej niż wyszedł w rzeczywistości głównie z winy fabuły. Skupiając się natomiast na samej formie, w postaci obrazu i muzyki, film prezentuje się bardzo dobrze.

Film w reżyserii młodego Scotta opowiada historię ludzkiej hybrydy, tytułowej Morgan, granej przez Anya Taylor-Joy. Dziewczynka powstała na zamówienie potężnej korporacji, a jest wychowywana i badana w specjalnie dla niej powstałym laboratorium, położonym z dala od cywilizaji, głęboko w leśnej gęstwinie. W odróżnieniu od swoich poprzedniczek Morgan posiada bogate życie emocjonalne. Jej rozwój fizyczny i intelektualny jest spektakularny. Sielankę przerywa jednak incydent, w którym Morgan traci nad sobą panowanie i atakuje doktor Kathy Grieff (Jennifer Jason Leigh) przekuwając jej oko. W wyniku tego incydentu do laboratorium wysłana zostaje Lee Weathers (Kate Mara), której zadaniem jest oszacowanie ryzyka związanego z kontynuowaniem projektu i w razie potrzeby zamknięcie laboratorium wraz z unicestwieniem Morgan.

morgan kate maraźródło: http://www.slashfilm.com/morgan-trailer/

Głównym atutem filmu jest forma. Nie ulega wątpliwości, że podobnie jak ojciec, młody Scott jest świetnym reżyserem wizualnym. Widać to już w jednej z pierwszych scen, kiedy rzut kamery z lotu ptaka ukazuje nam skomplikowane konstrukcje mostów, ślimaków drogowych czy niekończących się lasów, a wszystko to w akompaniamencie niepokojącej muzyki. W tym elemencie film przywodził mi na myśl takie produkcje, jak „Łowca Androidów” czy „Czarny Deszcz”, gdzie widz od początku przenoszony jest do pięknych i egzotycznych lokalizacji.
Niestety w dalszej części trwania filmu reżyser nie ma już szansy, aby w pełni wykorzystać swój talent i rzemiosło. Poza pierwszą sceną jest to bowiem dzieło kameralne, rozgrywające się prawie cały czas w jednym budynku. Wszystko wygląda bardzo ładnie i realistycznie, ale zabrakło mi spektakularności charakterystycznej dla tego gatunku, zabrakło mi efektu „wow”. Im dłużej trwa seans, tym mocniej narasta znudzenie jednolitą lokalizacją, a film przypomina wszystkim, że został stworzony za jedyne 8 milionów dolarów.
Muzyka jest kolejnym atutem produkcji. Mamy więc niepokojący, lekko smutnawy motyw kompozycji, połączony z szybką elektroniką. Wątek muzyczny przypomina bardziej „Archiwum X” niż „Interstellar”,  być może dlatego, że „Morgan” jest historią przyziemną, a nie marzeniem o kosmosie. Niektóre utwory przypominają nam natomiast, że mamy do czynienia z dynamicznym thrillerem.

Aktorstwo oceniłbym jako średnie. Bardzo dobrze wypadają dwie główne bohaterki. Już sam fakt, że moje sympatie ulokowały się teoretycznie nie tam, gdzie zakładał scenarzysta, pokazuje, że aktorki wykonały kawał dobrej roboty. Lee Weathers (Kate Mara), pomimo że jest z pozoru zimną i bezwzględną karierowiczką, budzi moje zaufanie. Wśród wszystkich członków załogi, z których większość wpada w sidła zależności od obiektu eksperymentu, to właśnie Lee jest dla mnie ostoją normalności.  Z kolei Morgan, fantastycznie zagrana przez Anya Taylor-Joy od początku budzi mój niepokój swoją skrajną emocjonalnością i nieprzewidywalnością.

Z pozostałymi postaciami sprawa wygląda już różnie. Mamy więc Michelle Yeoh jako dr Lui Cheng, szefową całego projektu i kreatorkę Morgan. Michelle pomimo bycia „matką” tytułowej bohaterki, trzeźwo dostrzega, że Morgan nie jest człowiekiem, a może stać się zagrożeniem. Toby Jones gra doktora Simona Zieglera, szalonego naukowca, dla którego powodzenie projektu ma większe znaczenie niż bezpieczeństwo jego członków. Rose Leslie gra behawiorystkę dr Amy Menser, która daży Morgan niemal matczyną miłością, co może być pewną przeszkodą w ewentualnym unicestwieniu dziewczyny. Bardzo ciekawą postacią, która dodaje odcienia szarości do i tak złożonej grupy bohaterów jest Paul Giamatti jako dr Alan Shapiro. Sadystyczny psycholog, który ma przeprowadzić ostateczny audyt Morgan.

morgan leeźródło: kadr z filmu

Najsłabszą stroną tego filmu jest fabuła. W założeniu miała to być produkcja science-fiction, a wyszedł przede wszystkim film akcji. Nie mogę wyzbyć się przeświadczenia, że „Morgan” powinien zadawać pytania o istotę człowieczeństwa, o granicę nauki, o to, czy wychowawcy dziewczynki mają kierować się obowiązkiem, czy też uczuciem. Tych pytań jednak zabrakło. Być może refleksyjny widz sam zada sobie te pytania, gdyż film „Morgan” na ową refleksję pozwala, zwłaszcza na początku, gdy tempo filmu jest wolniejsze. Całe to koncepcyjne SF dość szybko się jednak kończy. Okazuje się, że scenariusza starczyło zaledwie na połowę filmu. Potem zaczyna się solidny, brutalny, dobrze zrealizowany ‘akcyjniak’. Dla wielu recenzentów ten film rozkręca się dopiero wtedy. Osobiście mam jednak odmienne zdanie. Mimo iż lubię oglądać przemoc na ekranie, to jednak nie mordobicia oczekiwałem od „Morgan”, nawet jeżeli pokazane jest spektakularnie.

W podobnej do „Morgan” i nie tak dawnej produkcji o tytule „Ex Machina” zauroczyła mnie piękna Alicia Vikander, jako sztuczna inteligencja z ludzkim ciałem. Zadawałem sobie pytanie, jak bardzo ludzki może być robot. W innym bliźniaczym, przynajmniej tematycznie, filmie „Splice” byłem przerażony wizją niekontrolowanego rozwoju genetyki i tego, co strasznego może stworzyć człowiek. Film „Morgan” niestety nie zostawił mnie z żadną głębszą refleksją.
Muszę przyznać jednak, że obejrzałem solidne kino science-fiction, które mnie nie znudziło. Najważniejszą rzeczą, jaką wyniosłem z tego filmu, jest zapoznanie się z warsztatem Luka Scotta. Mam ogromną nadzieję, że w przyszłości zastąpi on godnie swojego ojca w roli naszego przewodnika po odległych galaktykach i miastach przyszłości.

OCENA: 6/10

Guli

źródło foto: http://www.foxmovies.com/movies/morgan

Zobacz także:

Ciekawy artykuł? Doceń naszą pracę:
[Głosów: 1 Średnia: 5]
Zobacz także
Dodaj komentarz

Klikając "Wyślij komentarz" wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych wpisanych w formularz komentarza w celu publikacji, moderacji i udzielenia odpowiedzi na komentarz zgodnie z Regulaminem Serwisu i Polityką Prywatności.