Ciekawe, co pomyślał sobie Alan Dean Foster, kiedy w 1979 roku dostał trzy tygodnie na napisanie nowelizacji nienakręconego jeszcze filmu „Alien”, na podstawie tylko wczesnego scenariusza… Możemy sobie wyobrazić jego reakcje. Mimo wszystko jednak pisarz podjął się zadania i finalnie nie tylko dał radę, ale zrobił to w wielkim stylu.
Książka „Alien” (Obcy – ÓSMY PASAŻER NOSTROMO) – Recenzja / Opinia
Kiedy „Obcy – Ósmy Pasażer Nostromo” wpadł w ręce Alana Dean Fostera, miał on już wyrobioną reputację jednego z najlepszych autorów nowelizacji filmów science-fiction. Niestety praca nad książką „Alien” nie należała to łatwych. Pomijając drastycznie krótki czas, w jakim Foster musiał zrealizować zlecenie, twórcy nie zaopatrzyli go w nic poza wczesną wersją scenariusza. Produkcja filmu była objęta tajemnicą i absolutnie nikt z ekipy pracującej bezpośrednio na planie nie mógł zobaczyć, jak wygląda potwór. Alan zachował zimną krew i próbował skontaktować się telefonicznie z kimkolwiek, kto mógłby chociaż słownie zarysować mu wizję Obcego. Miał szczęście, ponieważ jedyną osoba, która zgodziła się na rozmowę był… H.R. Giger (który cieszył się, że może z kimś porozmawiać po niemiecku, bo angielski ledwo znał).
Na tym etapie jednak, sam artysta nie był do końca pewny, jak Obcy będzie ostatecznie wyglądał na ekranie, więc mógł jedynie odesłać Fostera do swoich obrazów i szkiców z „Necronomicon”, tych samych, które zainspirowały wcześniej Dana O’Bannona i Ridleya Scotta. O tym, jak to wpłynęło na książkę, będę pisał później.
Zastanawiacie się pewnie, jak to jest, że istniała dopiero wczesna wersja scenariusza, a autor dostał tylko 3 tygodnie na napisanie nowelizacji. Tak to wtedy wyglądało. Książka miała być gotowa, zaakceptowana, wydrukowana i wydana tak, żeby zrównać się z premierą filmu. Z powodu m.in. takich okoliczności większość tego typu nowelizacji żyła własnym życiem.
Co można zatem powiedzieć o wyniku pracy Alana Deana Fostera?
Historię z pierwszego Obcego znacie, zatem daruję sobie streszczanie oczywistej fabuły i skupie się raczej na tym, jak książka „Obcy” wypada od strony pisarskiej oraz czym i w jak dużym stopniu nowelizacja różni się od filmu.
Już teraz mogę powiedzieć, że z wielu względów, różni się. O ile ogół fabuły pozostał bez zmian, to można natrafić w trakcie lektury na mniejsze lub większe smaczki. Jeżeli macie zamiar czytać tą książkę i nie chcecie sobie psuć niespodzianek – to już zaznaczam, że gorąco ją polecam i zapraszam tutaj ponownie, jak skończycie lekturę. Jeśli jednak chcecie się teraz dowiedzieć, czego spodziewać się po nowelizacji legendarnego „Obcego”, to czytajcie dalej.
O ile zmiany w stosunku do filmu (lub też przeobrażenia), nie są wielkie i szokujące, to jednak są na tyle ciekawe, że należy o nich wspomnieć.
Styl pisarski Alana Deana Fostera jest specyficzny. Autor był Andy’m Weirem swoich czasów i dużo uwagi skupiał w dziełach (zarówno autorskich, jak i adaptacjach) na członie „science”. Tym samym, książka „Obcy” jest pełna długich, czasem niemal wyczerpujących opisów zjawisk, które zachodzą w eterze. Jeżeli jesteście wielkimi fanami Nostromo i kręci Was cała technologiczna otoczka związana ze statkiem, to raczej nie będziecie rozczarowani. Opisy są dokładne, ciekawe, a przede wszystkim wydają się wiarygodne (nawet jeśli faktycznie nie mają pokrycia w nauce). Nostromo ożywa na kartkach powieści jako prawdziwy, funkcjonujący mechanizm, którego sekrety odkrywane są przed nami w wyjątkowo strawny sposób. Nie każdy jednak będzie tym zachwycony.
Niektóre opisy ciągną się wyjątkowo długo, zwłaszcza lądowanie na LV-426, które w filmie trwa chwilę, a w książce całą wieczność. Każdy krok, reakcja i czynności, a nawet myśli załogi są drobiazgowo opisywane. Z mojej perspektywy, poza tym jednym fragmentem, Alan Dean Foster nie przekracza pewnej granicy przyswajalności w dalszej części książki.
Jeżeli ktoś liczy na duże ilości samego Obcego, to może się porządnie rozczarować. Kreatura nie wyskakuje z każdej kartki. Scena, w której Obcy wychodzi z Kane’a pojawia się tutaj na 175 stronie 270 stronicowej powieści, a i później stwór wychodzi na pierwszy plan raczej rzadko. Większą część zajmują bowiem dialogi członków załogi oraz ich myśli. Trudno jednak żeby było inaczej. W filmie, Obcy również pojawia się raczej rzadko. Różnica jest taka, że go widzimy, zatem wrażenia są większe i zostają z nami na dłużej. Alan Dean Foster nie miał tego luksusu, nie miał nawet wiedzy o finalnym wyglądzie filmowej bestii, aby móc ją dobrze przedstawić. Ostatecznie, autor zaryzykował bardzo oszczędnym opisem i miał pecha, że skorzystał akurat z tych elementów pracy Gigera, które w filmie się nie pojawiły. Tym samym Obcy u Fostera ma np. oczy. Podobnie facehugger zaopatrzony jest w jedno, duże oko.
Wiele osób może zaskoczyć nieobecność Space Jockeya na opuszczonym statku. Jednak nie było go jeszcze w scenariuszu, kiedy Alan pracował nad książką.
Trzeba to autorowi wybaczyć, a nawet uważam, że należy mu się spory szacunek za próbę poskładania do kupy strzępów posiadanych informacji. Niestety tak to wygląda, kiedy pewne osoby zarządzają przerzuceniem czegoś z jednego medium na drugie, nie rozumiejąc ani jednego ani drugiego. Warner Books (oryginalny wydawca książki) dał Fosterowi wolną rękę, ale 20th Century Fox dostarczyli tylko scenariusz, zakładając, że musi wystarczyć, skoro jedno i drugie istnieje w formie pisanej. Autor miał trzy tygodnie i zero szans, aby zobaczyć chociaż fragment filmu, zdjęć z planu, itd.
Co ciekawe, scenariusz mimo poważnych braków, zawierał też wiele scen, które ostatecznie zostały nakręcone, po czym usunięte z kinowej wersji filmu, jak np. słynna scena z eggmorphowanymi Dallasem i Brettem.
„Obcy – Ósmy Pasażer Nostromo” to od strony wizualnej ponadczasowe i przełomowe dzieło, ale pod innymi względami było to nadal typowe science-fiction z tamtych czasów, mające trochę bajkowy charakter.
Foster skupił się na tym, aby nadać wielu pozornie błahym elementom, które w filmie jedynie krótko pokazano lub zasugerowano, trochę więcej sensu i życia. Sprawia to, że świat, który znamy z „Obcego”, staje się w książce znacznie bardziej realistyczny, wręcz namacalny. I tak – krótka, filmowa scena, w której załoga budzi się ze snu i wstaje z „lodówek”, w książce jest znacznie dłuższa i rozbudowana. Możemy się z niej dowiedzieć na jakich zasadach to wszystko działa i jak czuje się załoga zaraz po przebudzeniu. Tak jak pisałem wcześniej, nie wszystkich to zainteresuje, ale moim zdaniem sprawia, że sami stajemy się częścią załogi i wszystkie późniejsze wydarzenia wciągają nas znacznie bardziej. Foster przyznał, że była to świetna szansa, aby spowolnić bieg wydarzeń, pozwolić historii rozwijać się w innym, bardziej angażującym tempie i roztaczać wyjątkową magię.
O ile fabuła nie zmieniła się prawie w ogóle, to z oczywistych względów zmienił się sposób jej przedstawienia. Bardzo ciekawie obserwuje się na przykład kwestię Asha. W filmie wiele drobnych scen sugeruje nam, że coś jest z nim nie tak. Dopiero jednak przy kolejnych scenach dowiadujemy się, że jest androidem. W książce natomiast od samego początku Ash manipuluje innymi. Nie tylko Ripley to widzi (jak w filmie), ale też Dallas. Wszystko to opisane jest w dosyć ciekawy sposób, przez co Ash wodzi za nos nie tylko współzałogantów, ale i czytelników.
Każda z postaci ma dla siebie więcej miejsca w książce, niż w filmie. Możemy spędzić trochę czasu z Parkerem i Brettem, przeczytać jak żartują, jak pracują, itd. Możemy zaznajomić się z myślami Dallasa, kapitana który z zewnątrz sprawia wrażenie opanowanego i zdecydowanego, ale w środku wątpi w słuszność swoich decyzji, i nie ma pojęcia co robić. Nawet o Kane’ie dowiemy się więcej.
Wszystko to jest zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem „Obcego” Alana Deana Fostera. Jeżeli kochacie ten film za całokształt, kochacie Nostromo, kochacie te postacie i ten klimat, to będziecie chłonąć lekturę z wielką przyjemnością. Jeśli jesteście raczej nastawienie na samego Obcego, to możecie mieć problem z przebrnięciem przez wszystkie kartki książki.
Trzeba pamiętać, że w świecie literatury związanej z serią „Alien”, jest to książka-zero. Jej autor nie widział nawet pierwszej części filmu, bo zwyczajnie jeszcze nie istniała. Jeśli spojrzeć na to z tej strony, Fosterowi należy się wielki szacunek za wyjątkowo trafnie oddanie klimatu filmu Scotta.
Z ciekawostek, jedna z wersji scenariusza, którą dostał Foster zawierała scenę, w której Obcy zabijał kultowego, rudego kota (Jonesy). Pisarz sprzeciwił się temu twierdząc, że ludzie nie lubią oglądać śmierci zwierząt na ekranie (co niezaprzeczalnie jest prawdą). Sugestia ta została wzięta na poważnie i fragment ten usunięto.
Podsumowując: gorąco polecam tą książkę.
Mimo kilku wyszczególnionych wyżej mankamentów, wydaje mi się, że fani powieści będą ciekawi, jak wypadła nowelizacja i sięgną po lekturę. Alan Dean Foster nie był już amatorem, kiedy pracował nad „Obcym” i – mówiąc najprościej – dał radę. Jego dzieło odniosło niemały sukces finansowy, co z kolei zagwarantowało mu prace przy nowelizacjach kolejnych dwóch części filmowej sagi.
My, fani sagi, dostajemy niezwykłą sposobność, aby przeżyć na nowo znaną nam na wylot historię. Siłą rzeczy, czytając książkę pewne obrazy ukazują nam się w głowie w takiej postaci jak w filmie. Każdy z nas najpierw oglądał film, a dopiero później czytał dzieło Fostera. Podczas lektury rzeczy sugerowane filmowym obrazem, przeplatane są jednak unikatowymi wyobrażeniami, kreowanymi przez opisy Fostera. Dzięki temu sięgając po książkę będziecie mieli sposobność na „zobaczenie” znanej historii w indywidualny, oryginalny sposób.
- Tytuł książki: Obcy – Ósmy Pasażer Nostromo
- Autor: Alan Dean Foster
- Tłumaczenie: Jan Kraśko
- Wydawnictwo Alfa, Warszawa, 1992
Bardzo dobra recenzja. Fachowa i ciekawa.