„Batman versus czy i Superman” – opinia o filmie „Świt Sprawiedliwości”


Pomysł na film, w którym Batman miałby zmierzyć się z Supermanem, od zawsze traktowałem jako kaprys. Jako coś, co technicznie jest do zrobienia, ale co wbrew pozorom wcale nie pali się do tego by być zrobionym.
Nie wszystko to, co wydarzyło się na kartach komiksu warto bowiem przenosić na ekran. I nie wszystko da się przenieść.

To nie jest typowa recenzja, bo i „Batman v Superman” nie jest filmem, który można łatwo ocenić w tradycyjny sposób. Jego największe wartości leżą w najmniej oczywistych jego elementach. Jako kontynuacja „Man of Steel”, „BvS” jest raczej zmarnowaną szansą na dobry film o Supermanie. Jako wprowadzenie nowego Batmana, sprawdza się jedynie jeśli uznać cały film za przydługi trailer (o czym napiszę więcej w dalszej części tekstu). Porównania do Nolanowskiej trylogii najlepiej sobie darować. Czy to, że „BvS” podobał mi się bardziej niż mocno przeholowany w wielu aspektach „The Dark Knight Rises”, świadczy o tym, który film jest w istocie lepszy? Nie mam pojęcia, bo to kompletnie inne światy. Kompletnie inny „Batman”… zwłaszcza, że przecież wcale nie „Batman”.
W tym tkwi cały problem.

Film nie wie czy ma być „Batmanem”, czy „Supermanem”. Nie może być jednym i drugim, bo to dwie postacie, które pasują do siebie jak sól do malin. Obaj bohaterowie nie mogą brnąć przez tę historię „za rączkę”, ale walcząc ze sobą też nie. Tym samym, film przedstawia dwie historie, które pozornie są ze sobą związane, ale ich spójność względem siebie wydaje się być wymuszona i mało wiarygodna. Wszystko wydaje się być zbiorem pretekstów do zbudowania podkładu pod wielki i bombastyczny klimaks z udziałem wszystkich bohaterów i antybohaterów. Ich faktyczny konflikt rozpoczyna się jednak wcześniej niż zdacie sobie z tego sprawę, i to na zupełnie innej płaszczyźnie.

Za każdym razem kiedy pojawiał się dłuższy fragment wątku Supermana, dochodziłem do wniosku, że „byłoby świetnie bez mieszania w to wszystko  Batmana”. Gdy pojawiał się natomiast  Bruce Wayne, od razu myślałem o tym, że „zaraz wróci Superman i wszystko zepsuje”. Zmierzam do tego, że prawdziwa bitwa między Batmanem, a Supermanem odbywa się w naszych głowach. To walka o zwrócenie na siebie uwagi, o to która historia bardziej nas pochłonie. Ta przepychanka trwa przez większość filmu, zwłaszcza kiedy Batman i Superman mijają się na ekranie. Każdy z nich próbuje wyciągnąć z tych dwóch godzin z hakiem tyle, ile mu się należy.
I żadnemu się nie udaje.

źródło: http://www.batcave.com.pl

Bez wahania wolałbym obejrzeć solowy film z Supermanem, w którym ‘Człowiek ze stali’ boryka się ze światem kwestionującym jego działania, rolę i charakter. Doskonały pomysł, którego potencjał nie mógł być w pełni wykorzystany w „BvS”.
Analogicznie, marzy mi się cała seria o Batmanie z Benem Affleckiem w roli głównej. Być może ta seria jest możliwa. Zapewne wiele zależy od sukcesu  jego własnego filmu o Batmanie, który niedawno otrzymał do dyspozycji. „BvS” zasugerował nam ile potencjału tkwi w tym konkretnym ujęciu opowieści o Człowieku Nietoperzu, ale to nadal tylko sugestie, bo za każdym razem, kiedy wątek Bruce’a Wayne’a nabierał rumieńców, wszystko przerywał Clark Kent. Te ostatnie pół godziny, kiedy bohaterowie zaczynają współpracować, stanowi już tylko pokaz fajerwerków. Umyślnie nie wspominam o Wonder Woman, bo trudno nie ulec wrażeniu, że to taki ochłap rzucony przez twórców dla zgrywy, aby pomógł otworzyć furtkę z napisem „Justice League”.
I taki jest ten film. To pokazówka tego, że Affleck sprawdza się jako Batman, i tego, że ludzie chcą więcej Wonder Woman (bo dostali praktycznie nic) oraz tego, że średnie „Man of Steel” można pociągnąć w interesującym kierunku, itd. Jak rozpasany, dwugodzinny trailer. I żeby nie było wątpliwości, dwugodzinny trailer, który dał mi naprawdę sporo radości. Ale pozostawił równie wiele niedosytu.

Film „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości” cenię  bardziej jako zjawisko, niż jako kompletne i satysfakcjonujące dzieło. Doceniam chęć zrobienia czegoś, czego jeszcze nie było. Doceniam podjęcie ryzyka. Cieszę się, że ten film powstał. Jednocześnie cieszę się, że mam go już za sobą.
Mogło by się zdawać, że dzięki temu zarówno Batman, jak i Superman będą mogli teraz pójść własnymi drogami, w dedykowanych im filmach, w których spróbują rozwinąć skrzydła… Niestety tak się nie stanie. Czekają nas bowiem dwie części „Justice League”, i o ile w planach jest „Batman”, który będzie miał Bena Afflecka, na przynajmniej trzech stanowiskach (aktora, scenarzysty i reżysera), to większość mocy parowozu o imieniu „Warner Brothers” skierowana jest w stronę lokalnej odpowiedzi na „Avengers”. Nastały czasy zbiorowych „ustawek”. To trend, który minie, ale nie prędko.

Jonesy

źródło foto: http://polskie-torrenty.com

Zobacz także:

Ciekawy artykuł? Doceń naszą pracę:
[Głosów: 4 Średnia: 5]
Komentarze (0)
Dodaj komentarz