Film „Nie!” (NOPE; 2022) – Recenzja
Reżyser, Jordan Peele, który dotychczas zanurzył tylko duży palec stopy w gatunku science-fiction (patrz końcówka filmu „To my”), w swoim nowym filmie „NOPE” postanowił już wejść w gatunek SF „całą nogą”. Pomimo, że film „Nie!” stanowi pełnoprawne SF, to jednak reżyser nadal bawi się tutaj gatunkami i konwencją, jak to ma w swoim zwyczaju, mieszając horror z fantastyką, westernem i komedią oraz grozę z absurdem i szaleństwem. Czy na nowy film Peele’go warto wybrać się do kina? Zapraszam do lektury poniższej recenzji.
- Tytuł polski: Nie!
- Tytuł oryginalny: NOPE
- Premiera:
18.07.2022 (USA)
12.08.2022 (Polska – kina) - Reżyseria: Jordan Peele
- Zwiastun ⇓
Film NOPE (2022) – Fabuła / Opis
Opowieść skupia się na mieszkańcach rancza w środkowej Kalifornii, którzy są świadkami niesamowitych wydarzeń oraz dokonują mrożącego krew w żyłach odkrycia. Wszystko zaczyna się pewnym niecodziennym zdarzeniem, w wyniku którego główny bohater, OJ Haywood (Daniel Kaluuya), traci swojego ojca. OJ musi przejąć interes ojca w czym dość nieudolnie stara się pomagać żywiołowa siostra, Emerald (Keke Palmer). Gdy piętrzą się problemy, a sąsiadująca farma chętnie odkupuje konie bohatera, powraca seria zjawisk, które zmieniają priorytety Haywoodów. Postanawiają oni zrobić wszystko, aby uchwycić przyczynę lokalnego zamieszania w czułym oku kamer…
Film NIE! (2022) – Recenzja / Opinia
Przez zabawy reżysera i niekonwencjonalne podejścia do gatunku horroru, nie każdemu widzowi produkcje spod ręki Peele przypadają do gustu. W jego filmach odnajdziemy bowiem wiele alegorii, kwestii niedosłownych, przez co często reżyser ten nie jest do końca rozumiany. Wśród znajomych spotykam się również z nieprzychylnymi opiniami na temat jego twórczości, nawet jeśli przesłanie reżysera jest zrozumiałe, to i tak nie przemawia to do części widowni i nie przekonuje ich ostatecznie do wizji twórcy.
Osobiście podobał mi się pierwszy film Peele’go – „Uciekaj”, natomiast zupełnie „nie kupiłem” wizji reżysera w „To my”, zwłaszcza tego, co działo się w drugiej części trwania tego filmu.
Wracając jednak do najnowszego filmu twórcy.
Film „Nie!” zaskakuje przede wszystkim swoją prostotą fabularną. Podobnie jak w filmie „Predator: Prey”, którego premiera niemal pokryła się z wejściem do kin „NOPE”, twórcy zrezygnowali z misternie konstruowanych wątków fabularnych. Historia jest tutaj nieskomplikowana i dość schematyczna. Mamy bowiem pewną początkową zagadkę, konfrontację z obcym i finałową rozgrywkę. A zatem powielone standardowe budowanie napięcia czy to z wielu innych filmów, czy nawet gier wideo.
Czy to znaczy, że będziemy ziewali na seansie? Przeciwnie, to nam nie grozi, ponieważ reżyser tak umiejętnie żongluje poszczególnymi motywami, że ciężko jest się domyśleć, co za chwilę zobaczymy na ekranie. Ten element potęguje jeszcze fakt konfrontacji bohaterów z czymś nie z tego świata, niepoznanym i już w samej idei – zaskakującym. Dopiero po napisach końcowych uświadomimy sobie jakże to była nieskomplikowana, by nie powiedzieć – wręcz banalna historia, którą można opowiedzieć w zasadzie w jednym zdaniu.
Czy takie uproszczenie jest wadą filmu? Tutaj wiele zależy od odbiorcy i każdy sam musi odpowiedzieć sobie na to pytanie. W mojej opinii taki, a nie inny pomysł reżysera, obronił się. Prosta historia nie oznacza, że zabrakło w niej alegorii, że nie można wyciągnąć głębszych odniesień. Prosta historia może być wciągająca i dostarczyć sporo doznań oraz emocji, a to dzięki oprawie technicznej, sile oddziaływania poszczególnych scen i całej otoczce zmagań bohaterów.
Od wspomnianej technicznej strony film „Nie!” wypada bardzo dobrze, co predysponuje go do obejrzenia na sali kinowej. Właśnie do takich produkcji stworzono kino. Najmocniejszą stroną „NOPE” jest udźwiękowienie – dochodzące nas odgłosy z każdej strony sali kinowej potęgują poczucie niepokoju. Często te odgłosy są odpowiednio nieludzkie, zniekształcone i nie z tego świata, co wpasowuje się w tematykę filmu. Doskonały rezultat otrzymujemy, gdy efekty dźwiękowe jeszcze podbite są echem doliny, w której znajdują się bohaterzy.
Ścieżka dźwiękowa jest interesująca, niemniej kompozycje Michaela Abelsa nie pozostaną w pamięci, głównie przez wybijające się i niekiedy ciężkostrawne dla ucha (kwestia gustu) wykorzystane w filmie utwory nie jego autorstwa. W scenach grozy symfoniczna muzyka współczesna Abelsa spełnia swoją rolę i podbija niepokój, pomimo, że nie są to kompozycje szczególnie oryginalne. W ucho na pewno wpadną nam natomiast typowo westernowe kompozycje.
W filmie „Nie!” na pochwałę zasługują dobre zdjęcia i kadry. Przykładowo niemal wszystkie sceny dotyczące brutalnego ataku na planie pewnego sitcomu są ucztą dla oka. Długo na myśl o filmie będę automatycznie przywoływał obraz perfekcyjnie pionowo stojącego buta w otoczeniu chaosu lub momentu, gdy umorusana we krwi małpa zauważa ukrytego pod stołem jednego z bohaterów. W przypadku scen dotyczących wspomnianego ataku, bardzo doceniam niedosłowność i pobudzanie wyobraźni widza – to truizm, ale zawsze mocniej wystraszy nas, to czego nie widzimy a tylko słyszymy, niż krwiste sceny pokazane w pełnej krasie.
Mówiąc jeszcze o pozytywach filmu „NOPE” – ogólny pomysł fabularny jest ciekawy i na swój sposób intrygujący. Obraz kosmity znacząco odbiega od tego, co dotychczas widzieliśmy w kinie i do czego zdążyliśmy się już przyzwyczaić. To interesująca koncepcja, która potrafi połączyć iście cronenbergowskie wizje z nawet religijną symboliką i wierzeniami, głęboko zakorzenionymi w naszej kulturze. Koncept wizualny obcej istoty i wszelkie jej metamorfozy zapadają w pamięć, szczególnie, że zwłaszcza w końcowych scenach możemy się tylko domyślać, co właściwie oglądamy.
Peele zaserwował nam mieszankę konwencji oraz pozornie niepowiązanych ze sobą wątków, które jednak po całym seansie układają się w spójny przekaz uderzający w człowieka i w nasze zamiłowanie do spektakli w stylu iście amerykańskiego show, nie zważając na ich konsekwencje. Reżyser zdaje się krytykować w ten sposób nasze igranie z ogniem do komercyjnych celów. Owym ogniem w przekazie Peele’ogo są dzikie zwierzęta, które usilnie staramy się kontrolować, udomawiać i uczłowieczać. Kontrolowanie drapieżników przez człowieka przeważnie ma swoje granice, o czym wielokrotnie się już przekonaliśmy, a mimo to nasza determinacja w tym elemencie wydaje się niepohamowana.
Co w filmie „Nie!” ewidentnie nie zagrało?
Aktorzy na czele z Danielem Kaluuya, który nie potrafił wykrzesać z siebie choć odrobinę ekspresji. Cały film aktor zagrał jakby z przymusu i od niechcenia, jadąc na „jednominowym biegu”.
Keke Palmer, która wcieliła się w jego filmową siostrę, starała się znacznie bardziej, ale i otrzymała bardziej żywiołową rolę. Niemniej w jej postaci – może to tylko osobiste odczucie – było coś naturalnie odpychającego. Oboje z głównych bohaterów nie imponowali bystrością, a ich sposób na życie codzienne, czy też ich życiowe cele, nie będą zapewne inspiracją dla nikogo z widzów. Mimo starań z mojej strony, nie potrafiłem ich polubić. Brakowało im atutów, abym chciał im także kibicować w konfrontacji z obcym.
Niewiele dobrego mogę również powiedzieć o postaciach drugoplanowych. Wyjątkiem jest tylko Michael Wincott, wcielający się w postać cynicznego reżysera, którego zobaczyć na ekranie było wyjątkową przyjemnością. Otrzymał on bardzo niewiele przestrzeni na ekranie, ale wycisnął z tego maksymalnie dużo i zgarnął całą pulę, zawstydzając wszystkich młodszych kolegów po fachu.
Bardzo słabo film „NOPE” wypada od strony dialogów. Dyskusje między bohaterami są wyjątkowo mało interesujące, by nie powiedzieć, że wręcz denne.
Osoby lubiące twarde science-fiction i przywiązujące szczególną wagę do logiki zachować bohaterów oraz zwrotów fabularnych czy wątków, również będą miały sporo powodów do kręcenia nosem. Film „Nie!” na tym polu wypada co najmniej kontrowersyjnie, w niektórych momentach wręcz głupio.
Jak zatem podsumować nowy film Peele’a?
To przede wszystkim dobry spektakl, który wciąga audiowizualnym pomysłem i który dostarcza sporo doznać na sali kinowej. Potrafi wzbudzić niepokój i solidnie przestraszyć wykorzystując przy tym minimalną ilość jumpscare’ów, posiłkując się budowaniem atmosfery grozy i niepewności, powiązanej z szaleństwem i absurdem. To także niecodzienna wariacja na temat pierwszego kontaktu z obcą cywilizacją, która czerpie garściami z klasyków kina grozy i która uwypukla (w niedosłownej formie przekazu) pewne wady naszego gatunku.
Na pewno nie jest to film dla każdego i nie każdemu „podejdzie”. Jeżeli lubicie się porwać magii kina, wejść w przedstawiony świat bez zbędnych pytań, to film „Nie!” dostarczy Wam wielu dobrych wrażeń, emocji i z kina wyjdziecie zadowoleni. Jeżeli natomiast będziecie oczekiwać tutaj dobrych dialogów i gry aktorskiej, misternie skonstruowanej historii i usilnie szukać logiki w poszczególnych wątkach fabularnych – możecie się mocno rozczarować.
OCENA :
(dokładniej 2,5/4)
dr Gediman
Trailer / Zwiastun
Dla mnie ten film to sztos totalny. Niesamowity klimat. Świetnie stworzona atmosfera ciągłego niepokoju. Znakomite kadrowanie, zwłaszcza sceny gdzie widać góry i niebo z chmurami (gdzie wyczuwamy, że coś jest nie tak ale jeszcze nie wiemy co). Bardzo mocne 8/10. Jeden z moich ulubionych sf bo horror to jest żaden.
Dno jeszcze raz dno nic się nie dzieje przez cały film niskobudżetowy
Całkiem niezły film, byłem do niego negatywnie nastawiony bo poprzednie dwie produkcje tego reżysera jakoś mi nie podeszły, ale zostałem pozytywnie zaskoczony. W filmie jego autor wyraźnie inspirował się pewnymi teoriami spiskowymi i najwidoczniej postanowił przedstawić jakby wyglądał taki kontakt. Jak dla mnie to ocena 6,5/10, ale pewnie nie każdemu ten film się spodoba.
Film mdły, ciągnący się jak guma od majtochów. Daniel Kaluuya, przejechał film na „jednominowym biegu” – świetne podsumowanie w recenzji. Zgadzam się z przedmówcą @Danio… „szkoda czasu”. P.S. Gdzie ten horror?!
Słaby film, żadny horror sf, tylko nudny film surrealistyczny. Kategoria i opisy wprowadzają w błąd, szkoda czasu , nędza.
Mocne 8/10: – ponad 2 godziny i obejrzałem za jednym razem – wciągający – lekki/przyjemny w odbiorze – jak na s.f. ok, jak na horror ok. Całość jest naprawdę dobra. Chciałbym aby była 2 część. Wracając do recenzji: uważam, że główny bohater miał zagrać właśnie takiego trochę mruka bez emocji. W koncu jest „ze wsi” i nie wali inteligencją. Zastrzeżenia miałbym właśnie do „cynicznego reżysera” – wątek taki trochę z dupy. Już bardziej podszeł mi gość od kamer. Całość jest interesująca i czuć powiew świeżości w porównaniu do tego co serwują nam HBO czy Netflix
Zgadzam się, zwłaszcza do odegranych przez aktorów ról – prości bohaterowie, skupieni na ranczu i chowaniu koni, tutaj nie ma przestrzeni na głębokie postaci i dialogi szekspirowskie. I tak samo, cyniczny reżyser był tak oklepany, denny i sztuczny, że aż dobrze, że było go tak mało w całym filmie.
Zdjęcia są niesamowite, kadry i kolory 12/10, design obcego jeden z lepszych, jakie przyszło oglądać, bardzo świeży koncept. Uwielbiam tego reżysera.